Marcus Smart zrobił burdę w szatni Celtics po drugiej porażce z Heat
Boston Celtics przegrali już drugi mecz z rzędu w Finałach Konferencji Wschodniej. Porażki wzbudzają emocje, a te wylały się w szatni z Marcusa Smarta. Celtics muszą znaleźć odpowiedź na Heat – przed nimi decydujący o losach serii mecz numer 3.
Miami Heat nie przestają zaskakiwać – w tegorocznych Playoffach notują bilans 10-1, a dwa ostatnie zwycięstwa to rewelacyjne z ich strony otwarcie Finałów Konferencji Zachodniej przeciwko Celtics. Na poziomie zaangażowania i kultury gry wydają się nie mieć sobie równych, ale to nie samymi cechami wolicjonalnymi prowadzą 2-0. Heat boiskowo są po prostu bardzo niewygodni dla Bostonu – z Butlerem, Crowderm oraz – przede wszystkim – Bamem Adebayo, są w stanie zmieniać krycie na dosłownie wszystkim, co Celtics mają ofensywnie do zaoferowania. Trener Celtics, Brad Stevens, jeszcze nie znalazł na to odpowiedzi. Brak odpowiedzi bywa irytujący i tę irytację wylał z siebie Marcus Smart. Od rana pojawiają się doniesienie od dziennikarzy obecnych w bańce w Orlando, że szatnia Celtics po meczu była… Głośna.
Według m. in. Maliki Andrews, czy Gary’ego Washburna, z szatni Bostonu po meczu słychać było krzyki Marcusa Smarta (ale nie tylko), oraz latające po szatni przedmioty. Nie od dziś wiadomo, że Smart ma predyspozycje do bycia wokalnym liderem. Przynajmniej wewnątrz zespołu – przy wyjściu z hali odmówił jakichkolwiek wypowiedzi dla reporterów. Jego koledzy natomiast tonowali nastroje. Zapytany o Smarta Jaylen Brown właściwie wszystko wyjaśnił:
„[Marcus Smart] gra z pasją, jest pełen ognia i będąc szczerym, właśnie za to kocham go najbardziej. Jest oddany grze, ma wolę walki i potrzebujemy tego od niego. W rodzinie zawsze są jakieś wzloty i upadki (…) Kocham Marcusa za to, jaki jest. Musimy więc być gotowi, żeby wrócić tu, mieć ten sam ogień i pokazać go w trzecim meczu.”
Czy krzyczący w szatni Marcus Smart jest sygnałem świadczącym o czymś nadzwyczajnym? Cóż, nie. Wiemy o tym prawdopodobnie tylko i wyłącznie dlatego, że tegoroczne Playoffy są rozgrywane w znacznie mniejszej, praktycznie pustej hali. Krzyczący zawodnicy zostali po prostu usłyszani – to niemal pewne, że gorąco jest w szatni każdego zespołu przegrywającego serię. To dobrze – oby Celtom nie zabrakło motywacji, jak zabrakło jej w zespole Clippers. Będzie ona potrzebna, żeby ugrać coś jeszcze w tych Finałach Konferencji. Zwłaszcza u liderów zespołu.
W tych taktycznych szachach to Heat mają przewagę. Mają kogo atakować w pick’n’rollach – Kemba Walker jest niski i nie daje rady w grze 1 na 1. Centrzy Celtics też nie należą do najwybitniejszych obrońców – zwłaszcza kiedy przychodzi do wyjścia wyżej i zmiany krycia. Te ubytki w defensywie muszą jakoś nadrobić i tu powinni liczyć na indywidualną grę swoich liderów, bo tu leży ich przewaga. Heat nie mają takich zawodników jak Jayson Tatum, który talentem strzeleckim może sam pociągnąć ofensywę przez długie fragmenty meczu. Tatum ostatniego meczu nie wziął na swoje barki. Zdobył 21 punktów oddając 12 rzutów – aż trzech jego kolegów rzucało częściej niż on. Czy Brad Stevens chce, żeby to pozostali oddawali rzuty? Pozostali powinni swoje rzuty trafiać, ale to Tatum musi stanowić pierwszą opcję. To dużo wymagać od 22-letniego gracza, żeby wziął zespół na barki. Pokazywał już jednak, że jest w stanie to robić i że Celtics dobrze wtedy wyglądają.
Nie jest też jednak tak, że Heat nie mają swojego udziału w niemocy ofensywnej Celtics. Na drugą połowę wyszli z obroną strefową, przeciwko której podopieczni Stevensa wyraźnie nie wiedzieli jak grać. Nie ma co się dziwić – do tej pory seria ta opierała się praktycznie w całości na zmianach krycia i szukaniu miss-matchów. Przeciwko strefie Heat zdobyli ci zagubieni nieco Celtics tylko 41 punktów w drugiej połowie. Ale czy Celtics naprawdę powinni być zaskoczeni? W tym sezonie Heat – według statystyk Synergy Sports – byli zdecydowanie najczęściej ustawiającym obronę strefową zespołem w NBA. Grali tak w blisko 12% posiadań. Czy tak uznany trener jak Brad Stevens powinien być więc na to przygotowany? Cóż, mógłby być.
Przewiń sobie od razu do 4:18 i zobacz jak Heat odrabiają straty w trzeciej kwarcie – grając prawie wszystko przez Adebayo (przez jego zasłony, koszyczki, rozrzucenia piłki) i broniąc strefą:
źródło:YouTube/SportsTalkLine
Historią meczu numer trzy będzie to, co wymyśli Brad Stevens, kiedy Heat znowu przejdą na krycie strefowe. Ciekawe tylko, czy Marcus Smart nakrzyczał też na Stevensa.