Lillard bije ceglących OKC, Rockets wysoko biją Jazz, Drummond ma dość

Lillard bije ceglących OKC, Rockets wysoko biją Jazz, Drummond ma dość

Kolejne cztery mecze pierwszej rundy za nami – tym razem więcej było blowoutów tylko jeden mecz nosił do samego prawie końca znamiona rywalizacji. Pomimo tego jednak emocji nie zabrakło!


Pacers – Celtics – 74:84 (0-1)
Thunder – Blazers – 99:104 (0-1)
Pistons – Bucks – 86:121 (0-1)
Jazz – Rockets 90:122 (0-1)


Mecz w którym żadna z ekip nie przekroczyła progu 85 punktów? Tak, to Playoffy. Celtics zamknęli Pacers w 74 punktach, głównie dzięki absolutnym zdominowaniu trzeciej kwarty. W pierwszej połowie to Indiana rozdawała karty, przez zdecydowaną większość czasu utrzymując się na prowadzeniu. Dopiero po zmianie połów Celtics przycisnęli nieco, wygrywając trzecią odsłonę aż 26:8. Pacers przez te feralne 12 minut trafili zaledwie 2 rzuty z gry, oddając praktycznie zwycięstwo. W całym meczu skuteczność Indiany zatrzymała się na 33% rzutów z gry oraz 22% rzutów z dystansu, co jest wartością – delikatnie mówiąc – niską. Niewiele lepiej radził sobie w tym elemencie Boston – trafił łącznie 36% rzutów z gdy i niezłe przy tym 35% trójek. Niewiele lepiej, ale lepiej.

Najwięcej punktów dla Bostonu zdobyło dwóch graczy – lider Kyrie Irving uzbierał 20 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst, a Marcus Morris z ławki dorzucił 20 punktów i 7 zbiórek. Kluczowym graczem – zwłaszcza po bronionej stronie parkietu – był tez Al Horford, który zanotował 10 punktów (tylko 4/10 z gry), 11 zbiórek, 5 asyst i najlepszy w zespole plus/minus na poziomie +20. W zespole z Indiany tylko dwóch graczy wyszło z 10 punktów. Najwięcej zdobył Cory Joseph, bo aż 14 w 23 minuty gry z ławki. Kolejne 12 dorzucił Bogdanovic.


OKC strzelali, strzelali, i ustrzelić Blazers im się nie udało. Gospodarze wygrali bardzo ciekawy mecz numer jeden, za sprawą jednej, za to fundamentalnej boiskowej aktywności – rzutu za trzy. Podczas gdy Thunder trafili 15% rzutów z dystansu (5/33), Blazers trafili ich 44% (11/25) i wyszli z tego starcia górą, nawet pomimo spodziewanej przewagi atletyzmu rywali. Kluczowa okazała się pierwsza kwarta, w której PTB zdobyli aż 39 punktów, zostawiając Thunder przy 25 oczkach. W tej odsłonie sam CJ McCollum zdobył aż 11 ze swoich 24 punktów w tym meczu.

Kolejne dwie kwarty nie były już dla Blazers tak proste, kiedy OKC zwarło defensywne szyki i przewaga zespołu z Oregonu stopniowo topniała. Nie mogła jednak zniknąć przy tak fatalnej dyspozycji strzeleckiej Oklahomy – w całym meczu Paul George trafił zaledwie 4/15 rzutów z dystansu, Schroeder 0/7, Westbrook 0/4, a Grant 0/3. Tym czasem punktami sypał Damian Lillard – zwłaszcza w kluczowej, czwartej kwarcie. Zdobył w niej 14 punktów, w całym meczu składając się na 30 oczek, 4 zbiórki, 4 asysty i 3 przechwyty.

źródło:YouTube/House of Highlights

Widzieliście tę trójkę, którą Dame Dolla otworzył spotkanie? On przyszedł do tego meczu z odpowiednim nastawieniem.

Innym graczem, który odegrał kluczową rolę był Enes Kanter, który nie dał się połknąć Stevenowi Adamsowi i sam zdobył bardzo efektywne 20 punktów oraz 18 zbiórek, w tym trafiając kluczowy rzut w końcówce, który to na dobre przesądził o wyniku tego meczu:

Dla OKC Russell Westbrook zdobył triple double z 24 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst, PG#13 zdobył okrutnie wymęczone 26 punktów, 10 zbiórek i 4 przechwyty, a Steven Adams wywalczył 17 punktów i 9 zbiórek. Thunder mimo tak ogromnej dysproporcji w skuteczności zza łuku byli w stanie walczyć do samego końca – jeśli więc wyregulują celowniki, powinni sobie poradzić w tej serii. Pytanie jednak, czy tak się stanie. Jak na razie jednak PTB wygrali swój pierwszy mecz Playoffów od dawna – dwie ostatnie serie Blazers zakończyły się wynikiem 0-4, a ostatni mecz fazy zasadniczej wygrali jeszcze w 2016 roku.


Bucks nie pozwolili na żadną kolejna niespodziankę w konferencji wschodniej – stłamsili Detroit Pistons grających bez kontuzjowanego Blake’a Griffina. Milwaukee już po pierwszej kwarcie prowadziło różnica 20 punktów, ostatecznie pokonując rywali różnicą prawie 40 punktów. To musiało być bardzo frustrujące dla zawodników Detroit – Bucks tak bardzo ich zdominowali, Andre Drummond zamiast grać, zaczął się zastanawiać, co on tam w ogóle robi:

https://twitter.com/TheRenderNBA/status/1117589973803372546

Koniec końców jego rezygnacja i frustracja doprowadziły do tego, że został wyrzucony z boiska za bezsensowne odepchnięcie skaczącego do zbiórki Giannisa Antetokounmpo:

Giannis nie zważał jednak na nonszalancką postawę rywala – zrobił swoje, zdobywając 24 punkty, 17 zbiórek i 4 asysty i mimo trafienia tylko 1/5 rzutów za trzy, rozegrał absolutnie dominujące spotkanie. Dobrą robotę wykonała jednak cała rotacja – Eric Bledsoe dodał 15 punktów i 5 asyst, a po 14 oczek dorzucili też Khris Middleton i Brook Lopez.

https://www.youtube.com/watch?v=_aQR0zTIp1k

źródło:YouTube/FreeDawkins

Po stronie Pistons wyróżniał się jedynie Luke Kennard, który wchodząc z ławki zdobył 21 punktów, trafiając 4/5 rzutów z dystansu. Wspomniany Drummond zdążył zdobyć 12 punktów i 12 zbiórek, a Reggie Jackson dorzucił 12 punktów i 5 asyst. Reszta stanowiła tło dla popisów Antetokounmpo i spółki:


Podobny wynik co w meczu Bucks z Pistons obejrzeliśmy też w meczu Rockets z Jazz. W tym przypadku jednak, tak wysokie zwycięstwo nosi jednak znamiona niespodzianki. Rockets byli od początku do końca lepszym zespołem, choć tak dużą przewagę wypracowali tak na prawdę w samej końcówce, kiedy to ostatnie 5 minut meczu wygrali stosunkiem 20:4. James Harden zdobył 29 punktów, 8 zbiórek i 10 asyst, a to wszystko przy defensywie Jazz, której udało się odciąć Brodę od penetracji i zatrzymać go na tylko 3 oddanych rzutach wolnych.

źródło:YouTube/House of Highlights

Kolejne 17 punktów dorzucił Eric Gordon, a 16 oczek i 12 zbiórek dodał Clint Capela. Po stronie Jazz dobrze czuł się w tym meczu chyba tylko Rudy Gobert, który zdobył 22 punkty i 12 zbiórek. Kolejne 19 punktów dorzucił Donovan Mitchell, ale u boku Ricky’ego Rubio zanikają jego umiejętności rozgrywania – skończył bez żadnej asysty, ale za to z 5 stratami. Poza tym, że Jazz pozwolili trafić rywalom więcej rzutów (39% – 50%), to popełnili więcej strat (18 – 10) i nie wygrali zbiórek, praktycznie je remisując ze słabszym pod koszem rywalem.