Liga rozważa tzw. hard-cap: czy czeka nas lock-out i zawieszenie rozgrywek?
Nieubłaganie zbliża się termin podpisania nowej umowy zbiorowej. Jeśli wierzyć ostatnim doniesieniom Adriana Wojnarowskiego z ESPN, liga szykuje w związku z tym sporą rewolucję, nad którą debata będzie niezwykle trudna.
Jak podaje Wojnarowski, liga jest zainteresowana zrewolucjonizowaniem systemu salary cap, a dokładniej rzecz ujmując sporym uproszczeniem go. Chodzi o wprowadzenie tzw. 'hard cap’. Rozwiązanie takie – znane z innych amerykańskich lig sportowych – oznacza tyle, że kluby nie mają żadnej możliwości przekroczenia ustalonego wcześniej salary cap, a więc limitu wydatków na pensje graczy. Obecnie funkcjonuje tzw. 'soft cap’, a więc limit, na którego przekroczenie jest wiele sposobów – m. in. odpowiednio skonstruowane wymiany, przedłużenia umów na odpowiednich warunkach, etc. Konsekwencją przekroczenia salary cap jest płacenie podatku od luksusu. O tym, jak działa ten cały system, więcej przeczytasz tutaj:
Wprowadzenie takiej zmiany jest możliwe w najbliższej przyszłości, ze względu na kończącą się niebawem umowę zbiorową. Możliwe teoretycznie – dla związku graczy i niektórych właścicieli klubów takie rozwiązanie jest nie do zaakceptowania. Negocjacje nad tego rodzaju systemem z dużym prawdopodobieństwem doprowadziłyby do lock outu.
CBA, bo tak nazywana jest skrótem umowa zbiorowa, to nic innego jak porozumienie podpisane pomiędzy ligą, właścicielami drużyn, a związkiem graczy, zawierające wytyczne dotyczące przepisów (przede wszystkim finansowych), w ramach których funkcjonuje liga NBA. Zawierają się w niej m. in. sposób podziału dochodów – jasnym jest więc, że negocjacje dotyczące jej kształtu są niesłychanie istotne dla każdej ze stron. Obecna umowa zbiorowa kończy się po sezonie 2023/24, z opcją zakończenia jej już po obecnym sezonie. To jednak wymagałoby szybkiego dogadania się. Przy takich pomysłach jak hard cap, szybkie dogadanie się nie będzie możliwe. Jeśli negocjacje przeciągną się zbytnio, czeka nas lock-out, czyli opóźnienie się startu sezonu. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 2011 roku, kiedy to sezon wystartował dopiero 25 grudnia.
Pomysł hard-capu nie podoba się oczywiście właścicielom największych klubów. To one w największej mierze korzystają z tego, że istnieją możliwości wydania większej kwoty pieniędzy, by zyskać przewagę nad rywalami. Obecne salary cap wynosi 123,6 miliona dolarów, a w lidze mamy tylko 6 zespołów poniżej tego progu. Z kolei z 24 zespołów przekraczających salary cap, tylko 10 płaci z tego tytułu podatek od luksusu. Właściciele tych 10 klubów wydają po prostu nadprogramowe pieniądze, by zyskać przewagę – bo ich stać. To w nich najbardziej uderzyłby hard-cap.
W tej samej funkcjonują San Antonio Spurs, którzy na pensje dla graczy wydają 93,7 miliona dolarów, oraz Warriors, którzy razem z podatkiem za tegoroczny skład płacą około 360 milionów. Wszystko to w ramach systemu salary cap, który był wymyślony po to, by wyrównywać szanse i nie premiować klubów z bogatszymi właścicielami.
Takie rozwiązanie oczywiście nie jest też na rękę zawodnikom. W końcu twarde ograniczenie wydatków na pensje sprawi, że na rynku będzie do wyjęcia mocno ograniczona suma pieniędzy do podziału na tych kilkuset koszykarzy. Możliwości przekraczania progu sprawiają, że suma pieniędzy o zarobienia w kontraktach jest elastyczna, rozciąga się. Nie wiem, jak liga chce przekonać zawodników i topowe kluby do tego pomysłu, ale będzie to ogromne wyzwanie, a negocjacje będą bolesne.