Kings zachowali więcej zimnej krwi od Warriors, 2-0 dla ekipy z Sacramento! Nets znów bez szans z Sixers
Wyżej rozstawiona drużyna wygrywa dwa pierwsze mecze na własnym parkiecie. Zero zaskoczenia, prawda? Sacramento Kings Panie i Panowie!
BKN – PHI – 84:96 [0-2]
GSW – SAC – 106:114 [0-2]
Zaskakujące jest to, jak potoczyła się końcówka meczu, która koniec końców była wyrównana. Na niespełna 6 minut przed końcem wynik oscylował w okolicach remisu i można byłoby przypuszczać, że w nerwowej sytuacji lepiej poradzi sobie zespół z mistrzowskim doświadczeniem, z jednym z najbardziej uznanych trenerów w lidze, ze składem grającym ze sobą od lat, który w niejednych opałach się znajdował. Otóż nie.
Warriors ostatnie kilka minut zakończyli skutecznością rzutową 4/11, pozwalając w tym czasie trafić Kings 9/13 z gry, nie potrafiąc zatrzymać akcji Foxa z Sabonisem i odrzuceń piłki na obwód:
Warriors zabrakło chłodnej głowy. Curry pudłował w końcówce trójki przez ręce, a skład sporo faulował (Kings oddali aż 29 rzutów wolnych). W swoim stylu parkiet opuścił Draymond Green, który w połowie czwartej kwarty „przez przypadek nadepnął na Sabonisa”. Mega zdolny koszykarz, inteligentny obrońca, ale to, co on czasem wyrabia na parkiecie jest niedorzeczne:
Wierzę, że NBA przyjrzy się temu 'zagraniu’ i pomyśli nad jakąś karą.
Golden State Warriors też próbowali wymusić jakieś faule rywali, ale nie zawsze zdawało to egzamin:
Ofensywa Kings jest tak prosta, a tak trudna do zatrzymania. To wszystko opiera się w przeważającej większości na akcjach dwójkowych Foxa z Sabonisem, po których piłka potrafi powędrować na wolną pozycję. Panowie byli liderami także w tym meczu, notując kolejno 24 punkty, 9 asyst i 4 przechwyty, oraz 24 punkty, 9 zbiórek i 4 asysty:
Brooklyn Nets zatrzymali Joela Embiida… Poniekąd. Lider Sixers był ciągle podwajany i z 11 rzutów zdobył skromne 20 punktów. Skutecznie wychodził jednak z podwojeń podaniami, po których koledzy nie spisywali się najlepiej. Cała ławka rezerwowych Sixers zdobyła w sumie 15 punktów. James Harden trafił 3/13 z gry, w tym 2/8 za trzy, PJ Tucker trafił 0/5… Szału nie było.
Sixers udało się jednak wygrać, w dużej mierze dzięki świetnej dyspozycji Tyresa Maxey’a. Ten trafił 6/13 za trzy (więcej, niż reszta ekipy razem wzięta) zdobywając 33 punkty. Nets udało się zatrzymać na zaledwie 84 punktach, więc dobry mecz Maxey’a wystarczył:
Embiid oprócz 20 punktów zdobył też 19 zbiórek, 7 asyst i 3 bloki. Nie starał się być dominującym w ataku i zdobywać na siłę punktów. Wiedział, że kiedy obrona rywali skupia się na nim, warto dać grać innym. Robił swoje:
Po stronie Nets robili co mogli Mikal Bridges (21 punktów i 7 asyst) i Camron Johnson (28 punktów), ale reszta zespołu zdobyła tylko 35 oczek łącznie, trafiając 13/46 rzutów z gry (28%). Brakuje tam playoffowego talentu, gwiazdy – niestety, nie da się ugrać wiele składem samych zadaniowców, choćby i naprawdę dobrych: