Kiedy zadebiutuje Ben Simmons? Czy w końcu zobaczymy Nets w pełnym składzie?
Od Trade Deadline minęło 18 dni – oznacza to, że Ben Simmons jest zawodnikiem Brooklyn Nets już od blisko trzech tygodni. James Harden, który trafił w drugą stronę do Sixers, zdążył już zadebiutować i w dwóch pierwszych meczach zaprezentował się godnie. Simmons jeszcze się na parkiecie nie pojawił i wygląda na to, że przyjdzie nam na niego jeszcze poczekać.
Ben Simmons z 76ers rozstawał się w atmosferze… Delikatnie mówiąc niezbyt przyjemnej. Od początku mieliśmy więc wątpliwości, czy pojawi się na hali w Filadelfii, kiedy na wyjazdowym mecz stawić mają się tam Nets 11. marca. Od razu dostaliśmy od zawodnika zapewnienia, że chętnie w Philly zagra i nie zamierza od tego uciekać. Rzeczywistość może jednak pokrzyżowac jego plany. Ben Simmons po dłuższej absencji od grania ma problemy z plecami, które musi zażegnać, żeby wyjść na parkiet. Informuje o tym trener Steve Nash:
„Na razie robi luźne treningi rzutowe i terapię fizyczną. Po prostu upewniamy się, że wróci do 100% swojej dyspozycji, ten błysk. Treningi rzutowe i powrót do formy fizycznej to coś, co jest w stanie robić, podczas gdy cały ten szum wokół niego trochę przygasa.”
– Steve Nash
Na pocieszenie dl kibiców Nets, lada moment do gry wrócić ma Kevin Durant – na parkiecie pojawi się on szybciej niż Ben Simmons:
„Mamy nadzieję, że [Durant] zagra jeszcze w tym tygodniu. Nie zagra we wtorek, ale mam nadzieję, że może w czwartek, albo niedzielę. No więc Kevin zaraz wraca, co jest ekscytujące. Ben wciąż jeszcze pracuje nad kilkoma rzeczami i wraca do formy. Nie zagra jeszcze w tym tygodniu, ale ale będziemy pracować nad jego jak najszybszym powrotem i mam nadzieję, że poczynimy jakieś postępy w tej sprawie.”
– Steve Nash
Jeśli Simmons nie zagra w tym tygodniu, to na pewno nie zobaczymy go jeszcze w niedzielnym meczu z Celtics. Później Nets grają w środę z Hornets i już w kolejny piątek jadą do Filadelfii. Czy to wystarczy, żeby Ben wrócił do zdrowia? To, w jaki sposób wypowiada się trener Nash – kładąc nacisk na trwający proces rekonwalescencji Simmonsa – każe przypuszczać, że raczej nie. Należy dodać do tego fakt, że po oficjalnej sesji zdjęciowej w koszulce Nets, Ben nie byłw wstanie zrobić nawet prostego wsadu z powodu bolących pleców.
Po meczu z Sixers, Nets do końca sezonu regularnego zostanie już tylko 15 meczów. Zespół nie będzie miał więc wiele czasu, aby wkomponować nowego zawodnika do zespołu. Zwłaszcza, że tylko w 10 z tych gier będzie miał prawo wystąpić Kyrie Irving. Optymistycznie do tematu podchodzi Andre Drummond, który przyszedł do Nets z Sixers, w tej samej wymianie co Simmons. Nie ma obaw ani co do potencjalnego zgrania, ani co do formy swojego kolegi – zwłaszcza formy mentalnej:
„Wygląda tak, jak potrafił wyglądać wcześniej. Nie żebym miał szansę długo być wokół całej tej sytuacji w Filadelfii, […] ale to, co teraz widzę, to szczęśliwy gość, czekający na powrót do gry.”
„On wróci i wpłynie na naszą grę na każdej możliwej płaszczyźnie. Stanowi zagrożenie po obu stronach parkietu. Myślę, że z naszą chemią na parkiecie, rywale będą mogli co najwyżej wybrać jak chcą zostać ograni – jakich obrońców wystawią na Kyriego, Setha, Kevina, czy Bena kiedy już wróci. Patrząc na naszą rotację, mamy wiele potencjalnych broni.”
– Andre Drummond
Przypomnijmy, że w czasie swojej absencji, Ben Simmons wskazywał na problemy natury psychicznej, które to miały uniemożliwiać mu grę na zawodowym poziomie. Nie należy o tym problemie zapominać – a temat ten jest notorycznie bardzo spłycany. Łatwo jest obrócić to zagadnienie przeciwko Benowi Simmonsowi, który stał się czarnym charakterem, odmawiając gry dla swojego wcześniejszego klubu. Nie zamierzamy bronić decyzji o zrezygnowaniu z gry, natomiast nie musi to wcale oznaczać, że problemy natury psychicznej Bena to jakiś jego wymysł. Nie da się tego wykluczyć, co oczywiste, ale jak w każdym przypadku, należy podejść do sprawy poważnie. Zwłaszcza, że sygnały pojawiały się już wcześniej. Poważnym podejściem nie są z pewnością uwagi na zasadzie „takie miał niby problemy mentalne, a tu proszę – uśmiechnięty na nagraniu”:
Problemy psychiczne – takie jak depresja, stany lękowe i inne dolegliwości tej natury – nie objawiają się w taki sposób, w jaki stereotypowo chcielibyśmy o tym czasem myśleć. Z resztą w 2022 powinniśmy to już trochę rozumieć, po historiach Larry’ego Sandersa, Kevina Love, DeMara DeRozana i wielu innych, którzy dzielili się swoimi problemami ze światem.
Nie jesteśmy tu jednak teraz po to, żeby zwiększać świadomość (chociaż może przydałoby się czasami). Zastanawiając się nad tym ze strony czysto koszykarskiej, można mieć najzwyczajniej w świecie wątpliwości, czy mając tak mało czasu na aklimatyzację przed Playoffami, Ben Simmons podoła. Playoffami, które to są mentalnie najbardziej wymagające – o czym Ben miał się już szansę przekonać – to przecież po jego bardzo nieudanej serii przeciwko Hawks poróżnił się on z otwarcie krytykującym go zarządem Sixers.
To są wątpliwości, o których mało się mówi. Więcej widzę w internecie obaw o kwestie stricte boiskowe – tak, jak gdyby wszyscy zapomnieli, że Simmons to świetny koszykarz – bardzo zdolny rozgrywający i kapitalny obrońca. Wydaje się, że jest dokładnie tym, czego brakuje w rotacji Nets – daje siłę, wzrost, zasięg ramion i obronę 1 na 1 na praktycznie każdej pozycji. No bo kiedy przyjdzie do serii playoffowej, kogo trener Nash mógł do tej pory rzucić na najlepszego zawodnika rywali? Bruce’a Browna? Jamesa Johnsona? Z całym szacunkiem, ale niekoniecznie. Ben niekoniecznie zatrzyma, ale na pewno poważnie ograniczy zawodników rywali – od DeMarów DeRozanów, Jimmich Butlerów, przez Jaysonów Tatumów, aż po Giannisów Antetokounmpów i nawet (ale by się to oglądało!) Joelów Embiidów.
(Chciałem wrzucić tu link do artykułu, który musiałem kiedyś napisać o tym, jakim dobrym jest on obrońcą, ale chyba nie powstał taki jeszcze, więc lecą highlighty)
Wracając jednak do meritum – czy zobaczymy w końcu Nets w pełnym składzie? Najpewniej. Kiedy był z nimi James Harden, też zobaczyliśmy ich w pełnym składzie. A że zagrali wspólnie tylko 16 spotkań, to niewiele było okazji, żeby pooglądać. Dla trzonu zespołu złożonego z trzech gwiazd, 16 wspólnych spotkań to dramatycznie mało na dotarcie się. nawet, jeśli ich wspólny bilans wyniósł imponujące 13-3. Tercet Durant-Irving-Simmons dostanie jeszcze mniej czasu.
Kto wie, być może spotkają się na boisku dopiero przed samymi Playoffami. Tam grać będą mający za sobą dwa pełne sezony i pierścień mistrzowski Giannis, Jrue Holiday i Khris Middleton; grający ze sobą od pięciu lat Donovan Mitchell z Rudym Gobertem, czy znający się w zasadzie od zawsze Steph Curry, Klay Thompson i Draymond Green. Te mniej doświadczone, 'nowe’ zespoły, jak Heat z Butlerem i Lowrym, czy Bulls z DeRozanem i LaVinem, mają w nogach po kilkadziesiąt wspólnych meczów, żeby nie wspomnieć o mających w międzyczasie miejsce sesjach treningowych. Nawet ci nieszczęśni Sixers będą mieli duet Harden-Embiid, który zdąży ze sobą zagrać te – dajmy na to – ponad 20 meczów. Nets wejdą na spontanie. Niezależnie od ich sumy talentu, nie wróży to nic dobrego.