Kevin Love dogadał się z Miami Heat! Jaką rolę spełni na Florydzie?
Wszystko jest już jasne – z kilku różnych źródeł padła informacja, że Kevin Love dogadał się już z Miami Heat w sprawie podpisania kontraktu do końca sezonu. Obok Heat, w gronie kandydatów do pozyskania Love’a przewijali się także Los Angeles Lakers, czy Phoenix Suns. Ostatecznie Kevin trafi jednak na Florydę co jest ruchem… Ciekawym. Przede wszystkim ze względu na obecną dyspozycję Heat, która sprawia, że brakuje im trochę do szerokiego grona kandydatów do tytułu – a przecież właśnie kandydaci do tytułu są zazwyczaj miejscem preferowanym przez zwalnianych z klubu weteranów. No bo co pozostało Kevinowi, jeśli nie próba zdobycia jeszcze jakiegoś tytułu?
Wygląda na to, że Kevin Love szuka gry w koszykówkę. W Cleveland Cavaliers od jakiegoś czasu na grę liczyć już nie mógł. Od końcówki stycznia nie pojawił się na parkiecie, pomimo tego, że nie mieliśmy sygnałów o żadnej kontuzji. Trener Bickerstaff poniekąd wytłumaczył nieobecność Kevina na parkiecie, opowiadając o zmieniających się miesiąc temu dość regularnie rotacjach:
„Mieliśmy rozmowę, w której próbowaliśmy dojść do tego, co będzie najlepsze dla rotacji. Próbowaliśmy już mniejszych minut, ale nie podobało mi się jak to wyglądało, nie mogli [w mniejszych minutach] złapać wspólnego rytmu. Więc próbujesz z jednej strony dać chłopakom tyle minut, by mogli złapać rytm, ale też grać odpowiednio długo [tymi samymi] grupami, żeby złapali wspólny rytm. Jakoś poukładaliśmy to najlepiej, jak się tylko dało.”
– trener JB Bickerstaff
No i niestety, minuty gry Kevina Love’a często nie przynosiły Cavs korzyści. Niestety, z nim na parkiecie zespół był średnio o 3,1 punktu na 100 posiadań gorszy od swoich rywali. Świetnym przykładem jest ostatni mecz rozegrany przez Kevina w barwach Cavs. Przeciwko Knicks wszedł z ławki na 12 minut, trafił 0/1 z gry, zdobył 0 punktów, 0 zbiórek, 1 asystę i skończył ze wskaźnikiem plus/minus na fatalnym poziomie -20. Nie byłoby źle, gdyby indolencja ofensywna była jedynym problemem. Problem leżał jednak gdzie indziej:
Kevin Love nigdy wybitnym obrońca nie był, a po tych wszystkich kontuzjach, przy tak ograniczonym atletyzmie, jest obrońcą słabym. Na tym etapie kariery jego rolą w zespole może być ofensywny impuls z ławki, rozciągnięcie gry trójką przy jednoczesnym zabezpieczeniu deski swoim słusznym wzrostem. Udało mu się to kilka dni przed feralnym meczem z Knicks, kiedy przeciwko Warriors trafił 3/4 z dystansu w chodząc z ławki – grając zarówno jako skrzydłowy u boku Jarretta Allena, jak i jako oszukany center:
Byłoby świetnie, gdyby Love taką ofensywę dostarczał co mecz. W tym sezonie trafiał jednak jak do tej pory skromne 35,4% za trzy i najgorsze w karierze 38,9% z gry. Dla Cavs lepszym zmiennikiem na silnym skrzydle był w tym sezonie choćby Dean Wade, który oprócz 38,7% trafień z dystansu jest też mobilnym, dobrym obrońcą. Biorąc pod uwagę 20 najczęściej grający h piątek Cavaliers, to w 7 najlepszych z nich pod względem plus/minus nie pojawia się Kevin Love. Jako nominalni silni skrzydłowi wymieniają się w nich Evan Mobley, Dean Wade, czy Isaac Okoro. Cavs mają więc alternatywy.
Takich alternatyw nie mają z kolei Miami Heat.
Jako silni skrzydłowi dla Heat grają Caleb Martin, Jimmy Butler… No i z regularnie grających, mocnych graczy, to by było na tyle. Pojawia się Nikola Jovic, ale on nie daje jeszcze należytej jakości, a momentami nawet Duncan Robinson, ale z niego jest taki silny skrzydłowy, jak ze mnie. No, oczywiście znacznie lepszy, ale rozumiecie porównanie.
Caleb Martin i Jimmy Butler mierzą kolejno 196 i 201 cm wzrostu. Butler do tego ma bardzo krótkie jak na koszykarza ramiona, mierzące 203 cm. To wszystko nie są warunki fizyczne, które pozwalają spełniać jedną z istotnych funkcji, jakie przypisane są silnym skrzydłowym – pomoc centrowi pod koszem przy rotacjach defensywnych.
Zróbmy to, co bardzo mi się od jakiegoś czasu podoba – sięgnijmy po ostatni mecz Heat i poszukajmy akcji, w których widać ten problem.
Ustawienia Heat są wyjątkowo krótkie na tle rywali. Tu mamy kluczowy moment meczu, na parkiecie piątka, która ma za zadanie przeważyć o zwycięstwie. Center, Bam Adebayo, wyciągnięty spod kosza zmianą krycia:
Warto spojrzeć, jak niski jest zastęp graczy znajdujących się przy obręczy. Nie ma tam nikogo, kto byłby w stanie nie tyle zablokować, co choćby utrudnić Bridgesowi zdobycie punktów przy obręczy:
Wiadomo, center i nominalny silni skrzydłowy znaleźli się akurat trochę dalej. Nie chodzi o to, żeby zawsze mieć pod koszem obrońcę obręczy (choć to by było dobre), ale choćby kogoś posiadającego nieco siły i zasięgu ramion. Ta rotacja Heat na pozycjach 1-3 jest mała, nawet jak na pozycje 1-3. Wstawienie na czwórkę kogoś większego przesuwa takiego Jimmiego Butlera o pozycję wyżej i już robi się trochę bardziej fizycznie.
Choć sam Jimmy Butler też jakimś kolosem nie jest – jak bardzo nie nadrabiałby zaangażowaniem i defensywnymi umiejętnościami, jego długość bywa problemem, kiedy tak dużo gra jako silny skrzydłowy. Butler to elitarny wręcz obrońca na piłce, ale przy brakach pod koszem, zbyt często jego rola sprowadzana jest do zejść z pomocy. Co ten biedy Jimmy ma szansę zrobić w takiej sytuacji przy swoich warunkach fizycznych? Nawet nie ma jak za bardzo kontestować rzutu dużo dłuższego Johnsona, żeby nie narazić się na niemal pewny faul:
Jak już wspomniałem – Kevin Love nie jest dobrym obrońcą i nie jest idealnym rozwiązaniem dla Miami Heat. Ci jednak desperacko potrzebują dodać trochę rozmiaru i jeśli nie udało im się pozyskanie Jae Crowdera, na którego tak liczyli, to warto dodać choćby i Love’a. Heat to nie tylko drużyna notująca najmniej bloków w lidze (3 na mecz, Jaren Jackson Jr. sam notuje więcej), ale też pozwalającą na aż 62,6% skuteczności rywali z odległości do 2,5 metra od kosza (27. miejsce w lidze). Kevin Love sam tego problemu nie rozwiąże (Heat dodali też do składu Cody’ego Zellera), jednak jego wzrost nie zaszkodzi rotacjom trenera Spoelstry. Być może pomoże przy okazji poprawić skuteczność Heat z dystansu, która wynosi w tym sezonie bardzo słabe 34,8% (28. miejsce w lidze).
Jedno jest pewne – Kevin Love dostanie w Miami minuty, bo trener Spoelstra musi spróbować czegoś nowego. Nawet, jeśli tym 'czymś innym’ jest będący w wątpliwej formie Kevin Love.