Karuzela trenerska w Śląsku się nie zatrzymuje (OPINIA)
Od kilku tygodni już słyszę, czytam także w Internecie: trener Miodrag Rajković do zwolnienia! Jestem przekonany, że niebawem to nastąpi, bo w takiej atmosferze pracować jest ciężko. Mam nieodparte wrażenie, że wrocławscy kibice, ale też ogólnie wrocławskie środowisko koszykarskie dość mocno przyzwyczaiło się do wymian trenerów. Jest kryzys – bum, nie ma trenera, dawajcie nowego. Efekt? Jeśli Rajković straci pracę, ekstraklasowy Śląsk będzie zatrudniał siódmego szkoleniowca od początku sezonu 2021/22. To będzie jednocześnie piąta (!) zmiana trenera w trakcie sezonu w ostatnich czterech latach.
Zasadne wydaje się więc pytanie (przynajmniej dla mnie), czy aby na pewno trenerzy są największym problemem? Czy wśród sześciu trenerów nie było choć jednego fachowca, którego nie trzeba by było wymieniać po kilku miesiącach? Petar Mijović, Andrej Urlep, Ertugrul Erdogan, Oliver Vidin, Jacek Winnicki, Miodrag Rajković – naprawdę z żadnym z nich nie dało się zbudować długofalowego projektu? Może to nie trenerzy są problemem, a osoby, który szkoleniowców wybierają? Skuteczność słaba, patrząc na liczbę zmian i zwolnień.
Z drugiej strony prezes Michał Lizak może odpowiedzieć – no przecież medal co roku był, prawda? No prawda, ale czy w tym samym czasie Śląsk był w stanie ugrać coś w Europie? Czy medal jest wystarczający? Patrząc na to, jak wielką organizacją jest Śląsk, z jaką tradycją, bazą kibicowską, stabilnością, myślę, że możemy oczekiwać więcej.
Patrzę na Śląsk jako na naszą eksportową ekipę, bo przecież chyba tak wrocławianie chcą być postrzegani? Jeśli tak, to uważam, że musimy wymagać od klubu myślenia dalej niż w perspektywie pól roku. Trzy ostatnie sezony to trzy medale i jednocześnie trzy, jak nie cztery, wielkie pożary w ich trakcie. Przecież Śląsk potrafi myśleć długofalowo – robi to z polskimi zawodnikami, których podpisuje na dłuższe umowy.
Dużo ostatnio rozmawia się o porażkach polskich ekip w pucharach. Szukamy przyczyn, sposobów na poprawę, na wygrywanie. Pieniądze to oczywiście jedno, ale też coraz więcej osób powtarza, że trzeba mieć plan, wizję, a co za tym idzie, kontynuację. Rywal grupowy Śląska, Falco Szombathely, wcale nie ma wielkich pieniędzy, ale ma ciągłość pracy, która procentuje przy okazji europejskich wojaży w październiku i listopadzie. Śląsk wystawił do gry w Europie zespół kompletnie nowy, z trenerem na wiecznie gorącym krześle.
Mam też wrażenie, że wyszliśmy już z ery walki o byt naszych klubów, przynajmniej tych czołowych. W większość są to zespoły, który nie muszą się martwić o przetrwanie, tylko mogą sobie pozwolić na planowanie i przeprowadzenie ewolucji danego projektu. Wszyscy konkurenci Śląska do medali cechują się większą cierpliwością do szkoleniowców – King ma Miłoszewskiego, Trefl Tabaka, Anwil miał Frasunkiewicza przez ponad 3 lata, a Legia Kamińskiego przez prawie 5 lat. Czy w tych ekipach nie było trudnych momentów? Czy prezesi od razu przechodzili do ostateczności? No nie.
W Śląsku od lat funkcjonuje instytucja dyrektora sportowego (obecnie Aleksander Leńczuk), w Śląsku od lat prezes Lizak starał się być blisko zespołu i jakby nie patrzeć, na pewno też w jakiś sposób był odpowiedzialny za podejmowane decyzje. Czy więc aby na pewno trenerzy byli wszystkiemu co złe winni? Czy Rajković sam sobie ten niedziałający skład skonstruował? Liczę na to, że Śląsk, tak wielki klub, pokaże jasno, jaka jest jego strategia i plany na przyszłość, a potem w jaki sposób chce to osiągnąć i wreszcie, że wybierze ludzi, z którymi chce to wszystko zrobić. Nie na miesiąc czy cztery, ale na lata.