Kamil Graboń: Awans? Nie będziemy wywierać presji, że musi być teraz

Kamil Graboń: Awans? Nie będziemy wywierać presji, że musi być teraz

Kamil Graboń: Awans? Nie będziemy wywierać presji, że musi być teraz
fot. Karol Skiba, Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Drużyna Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg na papierze wygląda najmocniej od lat. – Nie będziemy wywierać presji, że to musi być teraz – mówi o potencjalnym awansie do ekstraklasy prezes klubu Kamil Graboń.

Pamela Wrona: Niemal co sezon w koszykarskim środowisku pada pytanie, czy to jest „ten” sezon Kotwicy, zatem rozpocznijmy rozmowę od takiego pytania.

Kamil Graboń, prezes Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg: (śmiech). Nie ukrywajmy, że nasz skład na papierze w porównaniu z poprzednimi latami to właśnie teraz wygląda najlepiej. Ale jednocześnie liga jest najbardziej wyrównana. Nie będziemy zatem wychodzić przed szereg i mówić, że to jest skład, który ma awansować.

Ze spokojem budujemy struktury tego klubu. Nie chcemy rzucać się na głęboką wodę, ponieważ cały czas jesteśmy małym klubem. Wszyscy uważają, że mamy nie wiadomo jaki potencjał, a prawda jest taka, że na przykład trener Rafał Frank kolejny sezon pracuje bez asystenta, żebyśmy mieli większe środki na wzmocnienie składu. Nieustannie pracujemy nad nowymi współpracami z partnerami, więc wszystko odbywa się krok po kroku.

Oczywiście, jeśli udałoby się w tym sezonie walczyć na parkiecie o ekstraklasę, to nie będziemy mówić „nie”. Na razie czekamy na to, co będzie działo się przed play-off. Pierwsze kolejki – nie tylko nasze – pokazały, że można spodziewać się wszystkiego, a potencjalni faworyci również mogą zaliczać potknięcia. Podejrzewam, że tak będzie do końca i przed nami jeszcze niejedna niespodzianka. Gdy zostanie osiem zespołów, być może łatwiej będzie ocenić, jaki jest układ sił. Może się okazać, że mimo dobrego składu, który mógłby wygrać ligę, będziemy masować się gdzieś w środku tabeli. Wierzymy w nasz zespół i wiemy na co go stać, natomiast to nie są łatwe rozgrywki i jesteśmy tego świadomi.

Już pokazały nam to nasze mecze, oberwało nam się nawet od kibiców, ale takie coś było nam potrzebne. Można mówić, że wróciliśmy na właściwe tory i rozumiemy, że każdy będzie chciał jak najlepszego wyniku, ale dla nas dobrym wynikiem będzie już pierwsza czwórka.

Presja wrogiem, czy bardziej sprzymierzeńcem?

Sądzę, że presja źle na nas wpływała, mimo że to nie my ją tworzymy. Dlatego powinniśmy grać z większą swobodą i radością i czekać na to, co się wydarzy.

Ale takie jest prawo kibica. Rozumiemy, że kibice oczekują zwycięstw i po to przychodzą na halę. Jednak kiedy możemy, to uświadamiamy, że to jest tylko sport. Sami jesteśmy kibicami od dwóch, a nawet trzech dekad. Chcielibyśmy, aby przekaz z klubu był inaczej rozumiany przez dzisiejszego kibica, niż był przed nami. Mamy inne podejście i mówimy szczerze, jak jest. Mówimy otwarcie o naszych ambicjach, możliwościach oraz jakie mamy problemy. Chcemy tylko żeby nam w to uwierzyli. Zarządzenie klubem nie jest łatwe, nadal nieustannie jest wiele pracy do wykonania, nie tylko na parkiecie. To nie jest tylko chęć zdjęcia z siebie presji i szukanie wymówek. Jeśli ktoś jest chętny do pomocy, drzwi naszego biura są zawsze otwarte.

Chodzi o to, że są także rzeczy ważniejsze od samych wyników?

Tak, wiem doskonale co masz na myśli. Po pierwsze, to spokój pracy, stabilizacja i to, jak drużyna ze sobą funkcjonuje. To są ważne rzeczy. Bazujemy na tym od naszego drugiego sezonu, kiedy zdobyliśmy brązowy medal. Wcześniej nie było chemii, radości z gry, zgrania, chęci przebywania ze sobą. Stworzyliśmy skład, który ma wszystko to, co powinien mieć.

Owszem, nie zawsze będą zwycięstwa. Ale potrafimy porozmawiać ze sobą po męsku, ale i spokojnie, wyciągając z tego wnioski. Nie chciałbym, aby kibice czy ktokolwiek wkładali klin między drużynę a trenera lub drużynę a zarząd. Nie ma wokół nas złej atmosfery i powinno się obdarzyć nas zaufaniem, że wszyscy gramy w jednym celu.

Jesteśmy świadomi, że zwycięstwa są potrzebne. Skład jest bardzo dobry, ale to jest tylko sport. Może zdarzyć się, że przeciwnik nas zatrzyma, bo rozpracuje nas doskonale. Chcemy być przygotowani na play-off i żeby wszystko dosłownie grało wewnątrz zespołu.

Wybraliście mało popularny model prowadzenia klubu. Jak zapewnić stabilizację i stworzyć na tyle komfortowe warunki do pracy dla wszystkich, by organizacja wzrastała, a efektem były dobre wyniki?

Zarządy niektórych klubów bardzo sugerują się tym, aby poddawać się presji otoczenia, kibica, niekiedy i sponsora. Nie wiem, jak inni, ale my z trenerem mamy bliskie relacje. Jesteśmy prawie na każdym treningu. Zawodnicy chyba też to widzą, że sami przygotowujemy halę pod mecze, staramy się robić wszystko. Może dzięki temu zaangażowaniu, a nie chodzeniu z uniesioną głową i rozliczaniu wszystkich, jest u nas inna atmosfera. Jesteśmy częścią drużyny i chcemy im we wszystkim pomagać. Dajemy komfort pracy, nie dajemy kar finansowych ani reprymendy po przegranych spotkaniach. Rozumiemy sport i koszykówkę.

A żeby była stabilizacja i spokój, powinno budować się zespół nie tylko patrząc na statystyki, ale po tym jakie są charaktery graczy. Należy uwzględnić to, czy grali ze sobą wcześniej, czy się rozumieją, pasują do siebie, lubią i jacy są. Jest wiele składowych, a od czterech lat właśnie tak budujemy skład, by każdy do siebie pasował, trzon pozostawał w miarę możliwości bez zmian. Zresztą widać, że to się nam udaje i jesteśmy świadomi, co nam może to dać, choć wymaga to większego poświęcenia, czasu i zaangażowania.

Co by nie mówić o trenerze, którego już ostatnio kibice chcieli nam zwolnić, ma najlepszy bilans ze wszystkich trenerów w historii klubu od 1992 roku, kiedy jesteśmy na szczeblu centralnym. Niektórzy koszykarze są u niego już czwarty sezon. Niektórzy wrócili do Kołobrzegu.

To też pewien wyznacznik.

Chciałbym to wytłumaczyć. To nie było tak, że my tych zawodników nie chcieliśmy wtedy zatrzymać, albo oni nie chcieli u nas zostać. Po prostu, musieliśmy rozsądnie planować budżet i nie na wszystkich było nas stać, mimo że nie mieli wygórowanych stawek i nie były to kwoty zaporowe. Dlatego gdy nasza sytuacja się poprawiła, była możliwość, by zaproponować im powrót i zrobiliśmy to od razu. Tak tworzy się stabilizacja, ale i rodzinna atmosfera, bo wszyscy znamy się dobrze, możemy na sobie polegać na wielu płaszczyznach i inaczej podchodzimy do prowadzenia klubu. Tu chyba jest ten klucz.

Masz na myśli bycie jednym monolitem?

Dokładnie tak. Mamy być jednym monolitem i to jest dla nas najważniejsze. Koleżeńska atmosfera to jedno, ale nie ma też u nas rozluźnienia. Każdy z graczy wie, jakie jest jego zadanie i na co może sobie pozwolić. Wspomniany dobór zawodników i tworzenie atmosfery w organizacji to jest chyba to, co buduje prawdziwą tożsamość klubu i zespołu.

Piotr Śmigielski i Remon Nelson są u nas już trzeci sezon, ale z przerwą. Mikołaj Kurpisz również trzeci, a ma podpisany kontrakt dwuletni. Szymon Długosz i Damian Pieloch zaczęli czwarty. Paweł Dzierżak jest u nas trzy lata, a w przeszłości reprezentował nasz klub jeszcze dwukrotnie. Rafał Frank jako trener jest z nami piąty sezon. Jesteśmy przekonani, że warto to trzymać. Być może niektórzy, gdyby zdobyli brązowy medal, a później zajęli szóste miejsce, wymieniliby pół składu. Wiedzieliśmy, że jeśli nic nie psuje się w drużynie i mamy fajną grupę zawodników, to nie ma potrzeby tego robić. Pozostaje jedynie dokładać graczy. Na wszystko potrzeba czasu i widać, że wygląda to coraz lepiej.

Czyli obecny bilans (4-3) – wbrew opinii – nie jest dla was w żaden sposób rozczarowujący?

Nie powiem, że nie chcielibyśmy, aby to trochę inaczej wyglądało, ale wiedzieliśmy, że będziemy mieć potknięcia. Choćby z drużyną z Poznania, która jakiego składu by nie miała, to od zawsze mamy problem. Mecz z Krosnem był na styku, choć przeciwnik był z górnej półki. Przegraliśmy nie do końca spodziewanie z Opolem u siebie, ale patrząc na ich dyspozycję i miejsce w tabeli, nie jest to żaden wstyd. Ta porażka nawet nam się przydała, bo mogliśmy lepiej pewne rzeczy przeanalizować. My nie jesteśmy rozczarowani obecnym bilansem.

To jakie wnioski zostały wyciągnięte z tych meczów?

Po jednym z tych meczów trener powiedział, że na początku szukaliśmy swojego stylu, swojego DNA, które w końcu zafunkcjonuje. To nie było tak, że nie było chęci wygrywania i brakowało większego zaangażowania. Gdy wrócił do nas Remon Nelson, przyspieszyliśmy grę, grając dziesięcioma zawodnikami w jednej kwarcie. Jest teraz szeroka rotacja i nie każdy otrzyma tyle minut, ile przedtem, natomiast przynosi to lepszy efekt i daje większą pewność siebie. Gra jest bardziej zespołowa i wygląda to tak, jak chcieliśmy żeby wyglądało od początku sezonu. Co więcej, pierwszy raz mamy dwunastoosobowy skład gotowy do gry.

Często jako klub studziliście emocje, jeśli chodziło o budżet, który mógł rozbudzać wyobraźnie. Jak jest teraz?

Nasz budżet próbujemy zwiększać nieustannie, nie tylko z sezonu na sezon, a niekiedy i z miesiąca na miesiąc. Fakt, mamy teraz większe środki. Zbudowaliśmy skład szybko i zrobiliśmy to jako pierwsi, wobec tego mogliśmy obserwować, co się dzieje w lidze.

Później docierały do nas różne informacje i byliśmy zaskoczeni, jakie są pensje niektórych zawodników i budżety klubów przeznaczane na skład. Nasz entuzjazm nieco się zmniejszył. W topie na pewno nie jesteśmy.

To gdzie?

Raczej w środku. Stawki windują się w górę i jesteśmy pełni podziwu, że niektóre kluby stać na takie wysokie kontrakty. Mimo naszego większego budżetu, nie chcieliśmy szaleć z kontraktami i podeszliśmy do tego rozsądnie. Nasze propozycje nie były raczej do negocjacji i mówiliśmy od razu zawodnikom, ile możemy im zaoferować. Jeśli komuś to odpowiada, to wówczas zapraszamy do Kołobrzegu. Możemy być zadowoleni, że udało nam się stworzyć taki skład.

Chcemy być przede wszystkim wypłacalni, bo nie ma z tym problemów już od kilku sezonów. Nie chcemy też przepłacać.

Teraz już wszystko w… nogach zawodników.

Tak! I podkreślę – chcielibyśmy jako miasto wrócić do koszykarskiej ekstraklasy. Ale wiemy, jak wygląda sport i liga, dlatego nie możemy niczego zagwarantować. Nikt nie jest 100 proc. faworytem.

Kotwica ma już swoją markę. Mimo wszystko, wiele jeszcze przed nami, nie tylko sportowo. Nie można robić czegoś za wszelką cenę, bo spadnie się bardziej dotkliwie. Musimy być na to jeszcze bardziej przygotowani pod każdym względem. Nie będziemy wywierać presji, że to musi być teraz. Mamy przykład naszej piłkarskiej Kotwicy. My byśmy czegoś takiego nie chcieli, nawet jeśli musielibyśmy dłużej poczekać. Upadku drugi raz w historii klubu byśmy nie znieśli. Uczymy się na błędach poprzedników.