James Harden zrezygnował z kasy – czy to realnie coś da Sixers?
Powiedzmy sobie wprost – zawodnicy NBA zarabiają kosmiczne pieniądze. Takie, które ciężko w ogóle sobie wyobrazić jako zwykły śmiertelnik. Z roku na rok, z uwagi na rosnące salary cap, umowy koszykarzy są coraz wyższe. Gwiazda tej ligi może zarabiać ponad 40 milionów dolarów. Przed szansą na podpisanie tego typu umowy, która zagwarantuje mu zarobki powyżej 40 milionów dolarów rocznie przez 5 kolejnych lat, stanął tego lata James Harden. On tymczasem wziął 'tylko’ 34 miliony i to tylko przez 2 lata. Operując takimi kwotami, nie wydaje się to robić wielkiej różnicy – to i to jest fortuną. Patrząc jednak z perspektywy samego Jamesa Hardena, zrezygnował on z gwarantowanych prawie 180 milionów dolarów. Zakładając oczywiście, że Sixers byli skłonni zaproponować mu maksymalny kontrakt. Nawet jeśli nie, to i tak zrezygnował on z całej góry pieniędzy. W ostatniej rozmowie z Chrisem Haynesem z Yahoo Sports, tłumaczy on swoje pobudki:
„Miałem rozmowę z Darylem [Morey’em, managerem Sixers – przyp. red.] i zostało na niej jasno wyjaśnione, jak możemy stać się lepsi i jaka jest rynkowa wartość poszczególnych graczy. Powiedziałem Darylowi, żeby poprawił skład, podpisał kogo trzeba i dał mi to, co zostanie. Właśnie tak bardzo chcę wygrywać. Chcę być w walce o tytuł mistrzowski. Na tym etapie tylko to się dla mnie liczy. Jestem w stanie wziąć mniej, żebyśmy mogli znaleźć się w gronie faworytów.”
„Sądzę, że mamy teraz dużo głębszy zespół. To coś, na co chcieliśmy położyć nacisk. Jeśli spojrzysz teraz na nasz zespół, jesteśmy w pozycji, z której możemy zajść znacznie dalej. Podoba mi się to, jak wypadamy na tle pozostałych drużyn.”
– James Harden
Szczerze mówiąc, są to słowa, których można było spodziewać się z ust kilku zawodników, ale u Jamesa Hardena są naprawdę zaskakujące. Czy rzeczywiście tak bardzo zachciał wygrywać, czy może ktoś mądry policzył, że zyski wizerunkowe zrekompensują mu stratę na kontrakcie – nie jest to najbardziej istotne. Liczy się fakt, że dał on zarządowi Sixers szansę na wzmocnienie składu. Tak prezentują się tegoroczne podpisania klubu:
PJ Tucker (33 M$ / 3 lata)
Danuel House (8 M$ / 2 lata)
Trevelin Queen (minimum / 2 lata)
Trochę skromnie, choć trzeba mieć na uwadze, że gdyby nie poświęcenie Hardena, byłoby jeszcze szczuplej. Dobrze byłoby jeszcze uwzględnić De’Anthony Meltona, który trafił do klubu w wymianie za Danny’ego Greena i powinien być wzmocnieniem, ale to nie jest akurat zasługa Hardena. Rotacja Sixers na dzień dzisiejszy (a jakieś drobne wzmocnienia mogą jeszcze nastąpić) prezentuje się więc mniej więcej tak:
PG: James Harden / Tyresse Maxey
SG: Shake Milton / Matisse Thybulle / Isaiah Joe / Trevelin Queen
SF: De’Anthony Melton / Danuel House / Furkan Korkmaz / Jaden Springer
PF: Tobias Harris / PJ Tucker / Georges Niang
C: Joel Embiid / Paul Reed / Charles Bassey
Trzeba przyznać Hardenowi rację – rotacja jest trochę głębsza. Dodanie na pozycjach 2-4 graczy takich jak Tucker i przede wszystkim Melton, poprawi trochę jakość rezerwowych ustawień. Pytanie, czy są to wzmocnienia, które wynoszą Sixers na wyższy poziom. Tu można mieć wątpliwości. w zeszłym sezonie, pomimo miejsca w top4 konferencji, mało kto na starcie Playoffów stawiał Sixers w gronie realnych kandydatów do tytułu. Na ich usprawiedliwienie, Joel Embiid miał poważne problemy zdrowotne, a sezon Jamesa Hardena nie należał do jego najlepszych. Kolejne pytanie, to czy Hardena stać jeszcze na powrót do świetnej dyspozycji. U boku Embiida nikt nie oczekuje od niego zdobywania 40 punktów na mecz, ale średnia 21 punktów po przejściu do Philadelphii? Niespełna 33% skuteczności za trzy? Tylko jeden mecz na ponad 30 punktów? Rozczarowujące.
„Nieprzesadnie słucham tego, co mówią ludzie. Nie grałem najlepiej w zeszłym sezonie, a i tak notowałem średnio prawie triple-double. Gdyby ktokolwiek osiągał takie numerki, rozmawialibyśmy o nim w kontekście maksymalnej umowy. Ludzie przywykli do oglądania mnie zdobywającego po 30, 40 punktów na mecz, więc zeszły sezon jawił im się jako regres. Byłem w Filadelfii zaledwie kilka miesięcy, części rzeczy musiałem uczyć się w biegu. Tak po prostu było. Obecnie jestem w dobrej formie fizycznej i psychicznej, czekam z niecierpliwością na przyszły sezon.”
– James Harden
Nie ulega wątpliwości, że James Harden musi wejść na wyższy poziom, a Joel Embiid musi być zdrowy, żeby Sixers powalczyli o cokolwiek. Co do tego, że ci dwaj mogą skutecznie współpracować (przede wszystkim w ofensywie) nie ma chyba większych możliwości. Ściągnięcie Hardena za Bena Simmonsa motywowane było przede wszystkim faktem, że to znacznie bardziej pasujący do JoJo profilem koszykarz. Po jego przyjściu Sixers stali się trochę lepsi – choć statystycznie wcale nie tak bardzo. Przed jego przyjściem wygrali 35 z 58 meczów (60%), byli 14 ofensywą i 11. defensywą ligi. Po jego przyjściu natomiast wygrali 16 z 24 meczów (67%), stanowiąc 8. ofensywę i 12. defensywę NBA. Próbka meczów jest różna, ale postęp statystyczny był… delikatny. Zwłaszcza, że nie mówimy o zamianie Simmonsa na Hardena, tylko na dodaniu Hardena za niegrającego przecież Simmonsa. Można powiedzieć, że to wymiana Steha Curry’ego na Jamesa Hardena.
Jedno powinno napawać kibiców Szóstek optymizmem. Tym razem duet Embiid-Harden będzie miał całe offseason, pełen okres przygotowawczy, by zacząć sezon z wysokiego C. Łatwo tego nie docenić, ale to spora różnica względem dołączenia kluczowego gracza do składu już w końcowym etapie sezonu, jak miało to miejsce.
„Rozmawiam z Joelem regularnie, mamy spotkania dotyczące tego, jak musimy grać, co musimy robić, by pomóc naszej drużynie wygrać mistrzostwo. Kiedy masz dwóch czołowych graczy na swoich pozycjach w jednym zespole, to masz świetną bazę, by na niej budować. Zamierzamy się razem rozwijać i spróbować zaprowadzić tę ekipę na szczyt. Wierzę, że stać nas na to.”
– James Harden
W tym momencie bukmacherzy są zgodni co do tego, że Sixers nie powinni być gorsi niż w zeszłym sezonie i stawiani są w top4, jeśli chodzi o faworytów do wygrania konferencji wschodniej: