Jakub Zalewski: Mój czas jeszcze nie przeminął
– Swojej sytuacji nie odbieram tak, że zbliżam się ku końcowi i będę żegnać się z koszykówką. Mam przekonanie, że jest jeszcze na to za wcześnie i nie chcę w ogóle myśleć o odwieszeniu butów. Nawet będąc w takim wieku, nadal można czuć potrzebę otrzymywania nowych bodźców i podejmowania różnych wyzwań – podkreśla rzucający Jakub Zalewski, reprezentujący radomski HydroTruck, który poniekąd przesunął granicę tego, co uważa się za najlepszy wiek dla zawodnika.
Pamela Wrona: Jak słyszysz określenie „weteran”, to jakie masz odczucia?
Jakub Zalewski, koszykarz HydroTruck Radom: Słowo „weteran” kiedyś kojarzyło mi się z bardzo doświadczoną osobą, możliwe będącą już u schyłku kariery, która nie zawsze jest w stanie grać. Teraz to się zmieniło. Mnie też określa się w ten sposób, a ja nie czuję się staro.
Odbieram to w ten sposób, że nazywa się tak osobę, która jest doświadczona, ma na swoim koncie różne sezony i mecze, wiele lat gra w koszykówkę, dużo bardziej ją rozumie i pewne rzeczy widzi i postrzega inaczej. Może już nie goni za statystykami i indywidualnymi osiągnięciami, które mogą sprowadzać się do wyższych kontraktów. W moim przekonaniu to osoba rozumiejąca grę, wiedząca o co w niej chodzi i nie robiąca wszystkiego w pośpiechu, za wszelką cenę i na tysiąc procent – dostrzegająca, że można zrobić coś dokładnie i wolniej, ale skuteczniej.
Gdy sam byłem młodym zawodnikiem to myślałem, że jeżeli będę szybszy od innych i będę miał co mecz dwadzieścia punktów, to będę lepszy. Nie zawsze o to chodzi. Bardzo często od tego jest ważniejsza głowa, chłodne spojrzenie, opanowanie emocji w ważnych momentach, czy rozegranie spokojniejszej i rozsądniejszej akcji, ale już nie tak efektownej.
Mój zespół aktualnie przechodzi przez trudne momenty i zwłaszcza końcówki meczów są naprawdę zacięte i niestety nie zawsze na naszą korzyść. Wtedy właśnie wychodzi to, o czym mówię. Trzeba wiedzieć, w których momentach co i jak zrobić.
Można powiedzieć, że jesteś tym weteranem, chociaż nie łączyłbyś tego z wiekiem.
Tak, bo kiedyś taka osoba kojarzyła się z kimś, kto jest już po prostu za stary na koszykówkę (śmiech). Dobrze to ujęłaś, bo rzeczywiście jestem weteranem, ale nie takim, jak kiedyś myślałem.
Sądzę, że nie zawsze da się wykorzystać swoje doświadczenie i wiedzę w sposób, w jaki by się chciało. Natomiast będąc takim graczem odbieranie niektórych aspektów w sporcie jest inne, jest się mądrzejszym i przede wszystkim doświadczonym – nie samym stażem, ale różnymi sytuacjami.
Wielu sportowców potwierdza, że swój najlepszy czas ma po trzydziestce. Czy sam zauważyłeś, że wraz z wiekiem zacząłeś inaczej postrzegać koszykówkę, być bardziej świadomym, w coraz lepszej formie i że ten okres był faktycznie przełomowym momentem?
Tak, wiele osób to mówiło i sam zakładałem, że najlepszy wiek dla koszykarza jest pomiędzy 28. a 33. rokiem życia. Jest więcej doświadczenia, ciało jest silne i rozwinięte, a do tego jest się dojrzałym. Później forma fizyczna może być już słabsza, ale przynajmniej u mnie tak do końca nie jest. Zdecydowanie, jestem doświadczony mentalnie i o wiele mądrzejszy na parkiecie, staram się myśleć i używać głowy, a nie zawsze działać instynktownie, impulsywnie bądź samolubnie.
Mam prawie czterdzieści lat. Niektórzy moi koledzy przyznają, że czasami odczuwają swój wiek albo nie wyobrażają sobie, aby jeszcze biegać mając tyle lat co ja. A ja na szczęście czuję się naprawdę bardzo dobrze. Mam porównanie, bo będąc w takim wieku muszę rywalizować z o wiele młodszymi ode mnie graczami. Dostrzegam na treningach, że wcale nie odstaję kondycyjnie czy szybkościowo od innych. Nadal mogę dać dużo zarówno w ataku, jak i w obronie. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że wszystko jest ze mną OK, dlatego w ogóle nie patrzę na wiek i liczby.
Niekiedy ktoś mnie zaczepi i powie, że jestem za stary, ale jeśli bym się tak czuł, to bym się z tym zgodził. Raczej nie ciągnąłbym tego na siłę. Jeżeli mogę wytrzymać pół godziny w meczu na dużej intensywności, to pokazuje mi, że jestem cały czas w dobrej formie i mogę nadal grać. I nawet nie myślę o tym żeby dać sobie spokój.
Ważne jest to, na ile się czujemy i jak do tego podchodzimy. Wszystko jest w naszej głowie. Jeśli człowiek zacznie mówić, że jest stary, to tak się będzie czuć. Jeżeli mam jednak dobre nastawienie i czuję się świetnie, to jak mam odczuwać swój wiek i dlaczego miałbym zrezygnować?
Numer pesel zatem niewiele o nas mówi.
Nie zaprzątam sobie głowy starością. Robię to, co zawsze robiłem. I jestem wdzięczny, że cały czas mogę się tak czuć.
Nie sądzisz, że teraz poniekąd przesuwa się granicę tego, co uważa się za najlepszy wiek dla zawodnika?
Tak, nawet to widać. Można zauważyć to w naszej polskiej koszykówce i oczywiście w NBA, gdzie mamy przykład LeBrona Jamesa i innych koszykarzy, którzy mimo wieku cały czas grają i robią to naprawdę dobrze. W innych dyscyplinach jest podobnie. Słyszałem o sportowcu, który swoje największe osiągnięcie zdobył właśnie dopiero po trzydziestce. Choćby Piotr Żyła także osiągał sukcesy mając lata młodości za sobą. Zawsze uważało się, że tylko młodzi sportowcy mogą osiągnąć więcej, jak najlepsze wyniki i łatwiej jest im utrzymać kondycję, a wielu z nich rezygnowało, bo byli przekonani, że są już na to za starzy.
Z czego to wynika?
Jest większa świadomość i etyka pracy, chociaż ja nie lubię być zafiksowanym i być zakładnikiem pewnych schematów i jakichś rzeczy. Uważam jednak, że łatwiejszy dostęp do wiedzy, treningów, suplementacji oraz podejścia do żywienia i odnowy biologicznej musi mieć na to wpływ, że ta granica się przesuwa.
Od momentu, kiedy zaczynałeś grać w koszykówkę aż do dziś, z pewnością zmieniło się bardzo wiele – nie tylko w samej dyscyplinie, ale jedna z największych zmian mogła zajść w Tobie samym, jako koszykarzu.
Na pewno różne okresy w życiu pokazały mi, co jest ważne. Koszykówka zawsze była moją pasją. To było coś, co sprawiało mi radość. Każdy trening, wyjście na parkiet, rozgrywanie meczów, oddany rzut, adrenalina i wszystkie inne emocje. To wszystko mnie zawsze nakręcało i to się nigdy nie zmieniło.
A człowiek wraz z wiekiem staje się dojrzalszy, ma inne poglądy nie tylko na życie, ale i na sam sport. Przede wszystkim chyba najczęściej dochodzi się do wniosków, że pewne reakcje czy zachowania z młodości kiedyś może wcale nie były potrzebne.
Jakie?
Mam na myśli zachowania impulsywne, zbyt mocne angażowanie się, co mogło wybijać z rytmu. Teraz już inaczej podchodzę zwłaszcza do boiskowych sytuacji. Dzięki temu widzę, że w niektórych sprawach zyskałem.
Trzeba dodać, że to wszystko o czym mówimy ma odzwierciedlenie na parkiecie.
Tak się składa, że rozgrywam dobry sezon, ale jest pewna zależność. Niekiedy trener musi dojść do wniosku, że powinien stawać na danego zawodnika, bo wiele wnosi do jego zespołu. Z tym bywa różnie. Czasami reprezentowało się dobry poziom, a trafiało się w miejsca, gdzie trener miał inną wizję i inny plan. Wtedy trudno się realizować. Dlatego nie jest mi łatwo określić, jak jest u mnie. Może nie byłem jeszcze na takim poziomie, by dostawać od trenerów aż takie role i szanse. Teraz, po trzydziestce, czyli w tym „dobrym” wieku to otrzymuję i rozgrywam fajne sezony.
Czujesz większą satysfakcję?
Tak. Zawsze gdy się gra i ta gra się układa, nie mówiąc już o tym jak dodatkowo drużyna coś osiąga, to zupełnie inaczej się czuję. Obecnie moja rola w zespole jest duża. Mam poczucie, że się w niej dobrze odnajduję i daję wiele drużynie.
Nie ukrywam, że były też czasy, kiedy grałem bardzo niewiele, bądź prawie wcale i to na pewno nie było to, czego oczekiwałem. Mogę zatem śmiało stwierdzić, że w ostatnim czasie mam powody, by czuć satysfakcję z gry. To szczerze sprawia mi teraz radość.
Po latach powróciłeś do rodzinnego Radomia. Wiem, że mimo to wciąż jest w Tobie chęć, by jeszcze coś udowodnić, a mogłoby się wydawać, że wróciłeś do siebie i z tej strefy komfortu nie chciałbyś już wychodzić.
To nawet nie jest kwestia udowadniania. Wiem co reprezentuję swoją osobąi postawą na boisku, ale ja jako sportowiec zawsze będę chciał podnosić swoje cele i osiągać jak najwięcej się da w każdym meczu i w każdym kolejnym sezonie.
W Radomiu czuję się bardzo dobrze, to moje rodzinne miasto i tu rozpoczynałem swoją przygodę z koszykówką. Z tym klubem jestem związany najdłużej i wiele mu zawdzięczam. Wielokrotnie musiałem wychodzić ze swojej strefy komfortu i wcale źle się w tym nie odnajdowałem. Po prostu sytuacje życiowe niekiedy to na nas wymuszają. To tylko kwestia tego, jak my na to zareagujemy, a ja zawsze staram się szukać pozytywów.
Swojej sytuacji nie odbieram tak, że zbliżam się ku końcowi i będę żegnać się z koszykówką. Mam przekonanie, że jest jeszcze na to za wcześnie i nie chcę w ogóle myśleć o odwieszeniu butów. Nawet będąc w takim wieku, nadal można czuć potrzebę otrzymywania nowych bodźców i podejmowania różnych wyzwań.
Czyli w żaden sposób metryka cię nie dyskwalifikuje.
Tych słów szukałem. Nie chcę nieustannie tego podkreślać bo nie lubię jak mówi się o kimś, że jest u schyłku kariery. Ja tego nie czuję. Może będę grać jeszcze rok, a może uda mi się pięć. Tego się nigdy nie wie.
Nie uważasz jednak, że trzyma się Ciebie łatka, którą może być tylko trudniej zerwać?
Myślę, że tak jest. U nas jest pogląd, że jak ktoś jest już u siebie, gra tam któryś sezon, ma rodzinę, to już się nigdzie nie ruszy. Poza tym, klub kontraktując zawodnika, który jest przyjezdny, musi zapewnić mu przede wszystkim mieszkanie, więc często pojawiają się różne kalkulacje.
Nawet jeśli mam taką „łatkę”, to nie sprawia mi to problemu. Moja sytuacja rodzinna w żaden sposób mnie nie blokuje i nie ogranicza, więc nie zamykam się na nowe bodźce i wyzwania. Na razie jesteśmy w połowie rozgrywek i na tym się teraz skupiam. Zobaczymy, co przyniosą kolejne miesiące. Nigdy nie wiemy, jak się potoczy nasze życie. Porozmawiamy o tym po sezonie (śmiech).
Jesteśmy dziś przy czternastej kolejce I ligi. Jakie wnioski można wyciągnąć analizując mecze radomskiego HydroTrucka?
Znajdujemy się w słabym położeniu, ale cały czas uważam, że potencjał zespołu jest znacznie większy niż mogą wskazywać wyniki oraz miejsce w tabeli. Mamy dobry kolektyw i fajną atmosferę. Możemy rywalizować z każdym zespołem z tej ligi, natomiast tak samo jak z każdym można wygrać, tak samo można przegrać.
Na pewno na każde spotkanie musimy być przygotowani taktycznie, mentalnie i rozegrać dobry mecz. Niekiedy można być doskonale przygotowanym, dobrze nastawionym, ale jeśli nie ma się swojego dnia i odpowiedniej dyspozycji, to niewiele jest się w stanie zrobić. Czasami wystarczy za duże rozluźnienie i utrata koncentracji. Mamy potencjał, ale jednocześnie liga pokazuje, że jest bardzo wyrównana.
Przegraliśmy dwa mecze jednym punktem, niektóre w dziwnych okolicznościach i z ingerencją sędziów. A sezon jest taki, że dwa mecze mogą decydować o wielu rzeczach. Być może w innych sytuacjach zabrakło większego spokoju, może doświadczenia w kluczowych momentach spotkań. Często kluczowe były małe rzeczy, ale co najmniej cztery mecze potoczyły się w ten sposób.
Nie jest to łatwa sytuacja, ale wierzę, że to się jeszcze odwróci. Nie wiem kiedy uda nam się złapać odpowiedni rytm, ale jestem przekonany, że to nastąpi i poprawimy swoje miejsce w tabeli. To jeszcze nie ten moment i część sezonu, by się poddawać.