I liga – where amazing happens, czyli o meczu w Kołobrzegu

I liga – where amazing happens, czyli o meczu w Kołobrzegu

I liga – where amazing happens, czyli o meczu w Kołobrzegu
fot. Karol Skiba, Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Ile może wydarzyć się w kilka dni? W Bank Pekao S.A. I lidze bardzo wiele. Jednym z przykładów jest Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg, która w środę 27 listopada odniosła trzecie zwycięstwo z rzędu, w zaledwie dziewięć dni z siedemnastego miejsca awansując na pozycję wicelidera.

W ramach zaległego meczu jedenastej kolejki Sensation Kotwica Port Morski podjęła u siebie WKS Śląsk II. Tam, chwilę wcześniej stery w zespole objął trener Marek Popiołek, który od debiutu w Kołobrzegu miał spróbować wyciągnąć wrocławian ze strefy spadkowej.

– Wielu kibiców przed kolejką mogło pomyśleć, że będzie to łatwy mecz. Po ostatnich dwóch zwycięstwach miała być to tylko formalność. Drugi raz z rzędu trafiamy na zespół, który zmienił trenera, gdzie to zawsze dodaje drużynie dodatkowej energii. Mało tego, do drużyny doszło dwóch nowych graczy (Samajae Haynes-Jones i Filip Stryjewski – przyp.red.) i w zasadzie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać – przyznał niski skrzydłowy Damian Pieloch.

– Początek meczu wyglądał obiecująco. Jednak do połowy spotkania przegrywaliśmy różnicą sześciu punktów i już było wiadomo, że nie będzie łatwo. Ich nowy amerykański rozgrywający grał świetny mecz. Próbowaliśmy kryć go na kilka sposobów, ale i tak świetnie sobie radził. Mieliśmy duży problem na zbiórce i to było kluczowe.

Na szczęście, jesteśmy drużyną, która nigdy się nie poddaje i już niejednokrotnie to pokazaliśmy. Było pięćdziesiąt sekund do końca meczu i dziewięć punktów różnicy (61:70). Na czasie motywowaliśmy się i wierzyliśmy, że jeszcze możemy to wyciągnąć. Agresywna obrona na całym boisku i kilka przechwytów spowodowały, że mieliśmy szansę na ostatni rzut Remona Nelsona, w którym mogliśmy przechylić szalę na naszą korzyść. I się udało – opisuje.

Wraz z końcową syreną wynik na tablicy pokazywał 71:70, choć ostatnia akcja wywołała burzliwą dyskusję. – To niesamowicie ważny mecz – po przeciętnym początku sezonu – nie tylko dla nas, ale i dla kibiców – podkreśla koszykarz.

Odrobienie aż dziewięciopunktowej straty w ciągu ostatniej minuty to „come back”, jakiego w rozgrywkach jeszcze nie było. Według danych Pulsu Basketu, od sezonu 2011/12 łącznie 2320 razy drużyny przegrywały różnicą minimum 9 punktów na minutę do końca spotkania, natomiast dotychczas żadnej nie udało się wygrać.