Heat zmiażdżyli Trae Younga, Grizzlies i Suns wychodzą na prowadzenie
ATL – MIA – 94:97 [1-4]
MIN – MEM – 109:111 [2-3]
NOP – PHX – 97:112 [2-3]
Kolejna seria zakończona – Miami Heat awansują do drugiej rundy, gdzie zagrają ze zwycięzcami serii Sixers-Raptors. Heat odprawili do domu Atlantę Hawks, nie dając im w bezpośredniej rywalizacji większych szans. Kluczem do sukcesu okazało się absolutne stłamszenie Trae Younga. Tym razem trafił on 2/12 z gry, w tym 0/5 za trzy. W całej serii notował średnio 16,5 punktu na skuteczności 35,1% z gry i 21,2% za trzy. Przy średnio 6 asystach na mecz notował 6 strat. Heat to naprawdę sprawna defensywa. Nie bez powodu ostatnie posiadanie meczu wyglądało w taki sposób:
Miami Heat zagrali bez Jimmiego Butlera, który miał problem z kolanem i bez Kyle’a Lowry’ego, który dalej ma kłopot ze ścięgnem udowym. W buty lidera wszedł Victor Oladipo, zdobywając 23 punkty:
Grizzlies wychodzą na prowadzenie – głównie dzięki Ja Morantowi, który trafił game-winnera bardzo w swoim stylu:
Grizzlies jeszcze na początku czwartej kwarty przegrywali jeszcze różnicą 13 punktów. To jednak w ostatniej odsłonie 18 ze swoich 30 punktów zdobył jednak właśnie Ja Morant, prowadząc comeback Memphis. Łącznie obok tych 30 oczek zanotował też 13 zbiórek, 9 asyst i 3 przechwyty:
Dużo pomocy Morant dostał od Desmonda Bane’a, który zdobył 25 punktów i 3 bloki, oraz od Brandona Clarke’a, który z ławki dorzucił 21 punktów, 15 zbiórek i 3 asysty:
Na prowadzenie wyszli też Phoenix Suns, dla których na wysokości zadania stanął Mikal Bridges. Pod nieobecność Devina Bookera ofensywne zadania przejął Mikal Bridges, trafiając 12/17 z gry, w tym 4/4 za trzy. Złożyło się to na 31 punktów, 5 zbiórek i 4 bloków:
Nie można powiedzieć, żeby Pelicans nie stawiali oporu. Na pewno nie pomógł fakt, że CJ McCollum i Brandon Ingram trafili sumarycznie 2/13 za trzy. Jose Alvarado natomiast znów zmusił Chrisa Paula do popełnienia błędu 8 sekund. W dwóch meczach z rzędu, Chrisa Paula!: