Edmunds Valeiko: Moja emocjonalność nie jest wyjątkowa

Edmunds Valeiko: Moja emocjonalność nie jest wyjątkowa

Edmunds Valeiko: Moja emocjonalność nie jest wyjątkowa
fot. Szpak Fotografia, Miasto Szkła Krosno

Miasto Szkła Krosno w sezonie 2023/24 było zwycięzcą rundy zasadniczej, potwierdzając tym samym ambicje, które wiązały się z walką o powrót do ekstraklasy. Drużyna łotewskiego szkoleniowca jednak niespodziewanie zmagania zakończyła już w ćwierćfinale. Jak będzie teraz?

Pamela Wrona: Czy po ostatnich doświadczeniach nastawienie do sezonu 2024/25 jest teraz inne, niż do poprzedniego?

Edmunds Valeiko, trener Miasto Szkła Krosno:
Myślę, że każdy trener rozpoczyna sezon z najbardziej ambitnymi celami w głowie. Wszyscy chcemy, aby nasi zawodnicy rozwijali się, stawali się silniejsi, wygrywali mecze i ligę. Z tego punktu widzenia, nic się nie zmieniło w porównaniu do ubiegłego roku – nadal ciężko pracujemy i krok po kroku przechodzimy przez sezon z chęcią wygrania każdego meczu.

⁠Jest u pana chęć udowodnienia, że poprzedni sezon był wypadkiem przy pracy?

Nie mogę nazwać poprzedniego sezonu wypadkiem. Po pierwsze, wygraliśmy sezon zasadniczy, mając na koncie 26 zwycięstw po 34. meczach. Przed rozpoczęciem sezonu nie byliśmy nawet blisko faworytów, ale świetna praca wykonana przez zespół i klub pozwoliła nam wspiąć się tak wysoko.

Po drugie, oczywiście, też chciałbym zaliczyć porażkę w play-offach jako przypadek, ale to brak szacunku dla przeciwnika, który w tamtym momencie okazał się lepszy.

Czy cel jest ten sam, ale klub po prostu jest teraz bardziej powściągliwy?

Poza sezonem nie narzucaliśmy sytuacji, ale działaliśmy w oparciu o nasz budżet. Jednocześnie zarząd klubu zawsze stawia sobie i drużynie najwyższe cele. W przeciwnym razie, po co to wszystko?

Jakie wnioski na temat tego, czego potrzebuje drużyna wyciągnięto po poprzednim sezonie i które były kluczowe przy budowie zespołu, aby nadać mu konkretny kszałt?

Chcieliśmy zatrzymać kluczowych graczy i bardzo się cieszymy, że nam się to udało. To wiele mówi o pracy klubu. I oczywiście dla mnie, jako trenera, trochę ułatwia mi to pracę, gdy w zespole są gracze, którzy rozumieją, czego chcesz i mogą podpowiedzieć coś nowicjuszom.

Ważne było dla nas również to, żeby nowi zawodnicy chcieli z nami pracować i rozwijać się. Myślę, że wiele osób wie, że trenowanie w Krośnie nie jest łatwe – kadra trenerska dla zawodników jest dość wymagająca. Pierwsze mecze pokazały, że odnowiony zespół w dalszym ciągu jest głodny zwycięstw. Oczywiście rozumiemy, że trudno jest przejść przez cały sezon bez porażki, ale najważniejsza jest walka w każdym meczu i dawanie z siebie 100 proc.

Na ile istotny w tej układance jest transfer nowego obcokrajowca, Tre Jacksona, który miał zastąpić Mylesa Rasnicka?

Nie chcę porównywać Mylesa i Tre. Świat koszykówki jest taki, że zagraniczni gracze rzadko pozostają w jednej drużynie dłużej niż sezon. Myles miał duży wkład w nasz wynik w zeszłym sezonie, a obecnie pomaga drużynie na Łotwie.

Tre jest świetną, pozytywną osobą i profesjonalistą, który dobrze wpasował się w nowy zespół. Jestem pewien, że będzie ważną częścią naszego zespołu, jak wszyscy inni. Znalezienie Amerykanów o takiej etyce zawodowej i cechach ludzkich, jak Tre i Myles, nie jest łatwym zadaniem. To ogromna praca, którą wykonali latem dyrektor sportowy Michał Baran i manager Hubert Kotarski.

Pochodzi pan z Łotwy. Czy trener miał swój udział w zakontraktowaniu Amerykanina przez łotewski klub?

Oczywiście, gdy łotewski klub zainteresował się Mylesem, zbierał o nim pewne informacje. I owszem, poprosili mnie o małą recenzję, ponieważ Myles grał poprzednio w mojej drużynie. Śledzę łotewską koszykówkę i już po pierwszych meczach mogę powiedzieć, że Myles dobrze sprawdził się w mistrzostwach Estonii i Łotwy. Mam nadzieję, że będzie to dla niego kolejny krok naprzód.

W poprzednich rozgrywkach dał się pan poznać jako osoba niezwykle charyzmatyczna, szczera i wybuchowa. Zresztą, w drużynie wyróżnia się pana „3 stopnie zdenerwowania”. Nie da się ukryć, że trener w tym sezonie jest… spokojniejszy. Z czego wynika ta zmiana?

(śmiech). Na początek chcę powiedzieć, że moja emocjonalność nie jest wyjątkowa – wielu trenerów na różnych poziomach nie zachowuje się spokojnie. Pamiętacie, jak legendarny Obradovic został uchwycony kamerą podczas jednej z przerw na żądanie, podczas której użył wielu wulgarnych słów?

Te 40 minut czystego czasu pracujemy na dużej adrenalinie – nie możemy sami wyjść na boisko i rzucić piłką, ale musimy wyjść do naszych zawodników (i nie tylko). Co więcej, bardzo nie lubię niesprawiedliwości i będę bronił swoich zawodników w sytuacjach, gdy coś takiego dzieje się na parkiecie. A kiedy nic takiego nie ma, to jestem spokojny.

Natomiast jeśli chodzi o 3 stopnie mojej emocjonalności, wymyślił to nasz trener przygotowania motorycznego Przemysław Harwat. Zapytaj go więc o szczegóły!*

* – To się chyba nie nadaje do publikacji (śmiech) – stwierdził trener przygotowania motorycznego. Uchylając rąbka tajemnicy, w drużynie przyjęto trzystopniową skalę oceniającą poziom zdenerwowania trenera, gdzie każdy stopień ma większą ekspresywność słów.
Pierwszy: **** – coś się dzieję, muszę uważać,
Drugi: **** **** – jest gróźnie. mam nadzieję, że nie do mnie,
Trzeci: **** **** ** **** ***** – trzeba uciekać
.