Czy NBA zacznie znów karać za tampering? Kiedyś kary były srogie…
Tak jak sugerowały jeszcze miesiąc temu doniesienia Franza Katza z The Athletic, tak też się dzieje – liga oficjalnie rozpoczęła śledztwo w sprawie kontraktu, jaki New York Knicks podpisali z Jalenem Brunsonem. Prawdopodobnie doszło do naruszenia przepisów dotyczących tamperingu. W międzyczasie pojawiły się informacje o tym, że NBA przyjrzy się także temu, czy ligowe prawo nie zostało złamane przy podpisaniu umowy z Jamesem Hardenem przez Philadelphię 76ers. Wygląda na to, że liga zaczyna powoli interesować się tym, w jaki sposób dogadywane są kontrakty. Chciałoby się powiedzieć: nareszcie.
Przewina Knicks wydaje się oczywista. Informacje o tym, że Jalen Brunson dołączy do nowojorskiej ekipy pojawiały się na długo przed tym, jak kluby mogły legalnie z zawodnikami negocjować. Według dotychczasowych doniesień, Mavericks – dotychczasowy klub Brunsona – nie miał nawet okazji legalnie przedstawić zawodnikowi oferty. Ponadto Knicks czyścili salary idealnie pod umowę Brunsona na długo przed negocjacjami, a kierownik Knicks, William Wesley, bywał przy parkiecie Mavs już w trakcie meczów playoffowych. Problem polega jednak na tym, że to nie są dowody – znalezienie dowodów, na przykład w formie wysłanych wiadomości, jest celem rozpoczętego śledztwa.
W przypadku Sixers i Jamesa Hardena sytuacja jest nieco inna. Tu nie doszło do dogadania się przed określonym terminem – a przynajmniej nie na tym polegają zarzuty. Harden zrezygnował z dużych pieniędzy, by Sixers mogli najpierw podpisać umowy z Daunelem Housem Jr. i PJ Tuckerem. Gdyby Harden wziął większy kontrakt, na który mógł liczyć na rynku, 76ers dysponowaliby niższym wyjątkiem MLE do podpisywania innych umów. W czym problem? Pojawia się pytanie, czy klub nie obiecał już Hardenowi, że kolejny kontrakt jaki podpisze (pierwszy opiewa tylko na dwa lata, ale może skończyć się już po roku po niewejściu w opcję) będzie już długi i maksymalny. Takie ustalenia 'pod stołem’, dotyczące kolejnego kontraktu, także są wbrew ligowym przepisom. Znów – liga w toku śledztwa spróbuje zdobyć dowody.
W tym wszystkim najbardziej interesujące jest to, jaki kierunek obierze w najbliższym czasie liga. Już rok temu Adam Silver ze swoimi współpracownikami niejako 'pogrozili palcem’ pozostałym zespołom, nakładając kary na Milwaukee Bucks i Miami Heat, kolejno za przedwczesny transfer Bogdana Bogdanovicia (który ostatecznie nie doszedł do skutku) i transfer Kyle’a Lowry’ego. Sęk w tym, że nałożone wówczas kary można określić mianem 'śmiesznych’. Obu ekipom odebrano ich drugorundowe picki w drafcie 2022, co jest chyba większą karą dla tych dwóch hipotetycznych zawodników, którzy nie zostali wybrani, bo draft liczył przez to tylko 58 pozycji. Wciąż nie wiemy jednak, na ile tak niska kara wynika z faktu, że do tej pory przymykano oko i była to raczej forma ostrzeżenia. Tego być może dowiemy się, kiedy zakończy się śledztwo w sprawie Knicks i Sixers. Skoro w sprawie Heat i Bucks znaleziono dowody, to dlaczego ma się nie udać znaleźć ich tutaj?
Nie jest do końca tak, że liga nigdy nie karała zespołów za nieuczciwe praktyki na rynku wolnych agentów. Głośna była choćby sprawa z 1999 roku, kiedy to Joe Smith – pierwszy wybór draftu 1995 – podpisał z Minnesotą Timberwolves roczną umowę wartą 1,75 miliona dolarów. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby wcześniej nie odrzucił od poprzedniego klubu oferty przedłużenia za łącznie 80 milionów dolarów. Liga udowodniła wówczas, że Smith dogadał się z Wolves 'pod stołem’, że podpiszą trzy niskie, jednoroczne kontrakty, po czym podpiszą już maksymalne przedłużenie – wyższe, ze względu na dłuższy staż zawodnika w lidze, oraz mogące przekroczyć salary cap ze względu na prawa Birda. Jeśli część z tych pojęć jest Ci obca, znajdziesz ich wytłumaczenie tutaj. Wówczas Timberwolves zostali przez NBA ukarani grzywną wysokości 3,5 miliona dolarów, oraz odebraniem pięciu (!) pierwszorundowych picków (jeden z nich, ten z 2003 roku, klub ostatecznie odzyskał). Ówczesny prezydent Wolves, Kevin McHale wypowiadał się w takim tonie:
„Jest w lidze z osiem, dziesięć zespołów, które robią to przez cały czas. Oni są w tym po prostu dobrzy, a my nie.”
– Kevin McHale
Trzeba przyznać, że kara wymierzona wówczas przez ligę była surowa. Już cztery pierwszorundowe picki wystarczyły w tym roku, by Minnesota Timberwolves (nomen omen) mogła pozyskać gracza pokroju Rudy’ego Goberta – a i tak mówi się, że oddali za dużo. Można pewnie pokusić się o tak daleko idącą tezę, że te kilka lat bez wyboru w pierwszej rundzie mogło poważnie przyczynić się do braków sukcesów Wolves na początku XXI wieku, a w konsekwencji do odejścia Kevina Garnetta. Do czego mógł przyczynić się brak drugorundowego picku w 2022 dla Bucks albo Heat? Odpowiedzieć może sobie każdy sam. Na pytanie jak ewentualna kara może wpłynąć na Knicks albo Sixers, odpowiedź przyniesie jednak czas.