Celtics cierpią na braku Marcusa Smarta
Boston Celtics w połowie stycznia musieli odpocząć na chwilę od grania, kiedy to trzy kolejne ich mecze zostały przełożone z powodu procedur COVIDowych. Od czasu powrotu do gry, rozgrali już 16 spotkań, z których zdołali wygrać tylko 6. Dość gwałtowna zmiana kursu po naprawdę udanym początku sezonu od 7-3 i rozważaniach nad tym, jak rozwinął się Jaylen Brown i jak wysoko jest sufit tej ekipy. Obecnie z bilansem 13-13 Celtis zajmują dopiero 5. pozycję w konferencji wschodniej, a ich gra zaczyna budzić coraz więcej wątpliwości. Apogeum problemów z ich formą były dwie ostatnie porażki ze znacznie słabszymi na papierze Detroit Pistons i Washington Wizards.
O zniżkę formy zostali oczywiście zapytani zawodnicy. DOść jednogłośnie wskazują na braki w przygotowaniu mentalnym:
„Musimy po prostu grać twardziej. To tyle. Nie gramy twardo. Nie gramy tak twardo, jak wiemy, że potrafimy. Kiedy grasz twardo, dzieją się świetne rzeczy. Jak na ten moment nie jest po prostu równa – nasza gra. Więc tak jak powiedziałem, będziemy dalej analizować nagrania, uczyć się ze swoich błędów i stawać się lepszym zespołem.”
– Kemba Walker
„To sprowadza się do mentalności nas wszystkich, jakie mamy codzienne nastawienie, jak przygotowujemy się do pracy. Jeśli pozwolisz swojej mentalności zejść na niski poziom, to tak właśnie będzie. Jeśli będziesz przychodził do gry, wtedy to się pojawi. Dziś nie byliśmy zbyt dobrzy.”
– Jaylen Brown
Koniec końców do podobnej diagnozy dotarł trener Brad Stevens, zapytany o to, co należy poprawić w grze Bostonu:
„Jest tego trochę. Musimy po prostu być lepsi w kontrolowaniu tego, co jesteśmy w stanie kontrolować, grać wspólnie po obu stronach parkietu. Jeśli nasz zespół może grać bardziej jak przez te ostatnie 5 minut, to wtedy możemy być naprawdę mocni. Jeśli nie, będziemy przeciętni… Trzeba dobrze grać, żeby wygrywać. To nie tak, że będziemy sobie rzucać piłkę i mecz sam się wygra. (…) Myślę, że musimy przyjrzeć się wszystkiemu. Wiem, że rozmawialiśmy sporo o ustawieniach, o ciągłości, o tym kto gra a kto nie gra. Zawodnicy, którzy naprawdę odpowiadają za ruch piłki, albo za znajdowanie pozycji, którzy naprawdę ciężko wykonują [swoje obowiązki], prawdopodobnie muszą być priorytetowi, jeśli chodzi o grę wokół naszych najlepszych na ten moment graczy.”
’Trzeba dobrze grać, żeby wygrywać’? No tak, jest to rzeczywiście jakaś recepta. Odstawiając jednak żarty na bok – bardzo trafne wydaje się być spostrzeżenie, że trzeba skupić się na zawodnikach grających wokół liderów. Wydaje się bowiem, że ofensywa Celtics przeżywa swoją wersję problemów, które mieli w zeszłym sezonie Clippers – brakuje gry obok dwójki najlepszych zawodników. Efekt jest taki, że kiedy Jayson Tatum ma taki dzień jak wczoraj – trafia 3/14 z gry – to nie ma czego szukać. Atak Bostonu to w dużej mierze akcje izolacyjne – czy to Browna, Tatuma, czy często też Kemby Walkera. Nawet jeśli trafienie pada po podaniu, piłka raczej nie krąży przez ręce całej ekipy. Dość wspomnieć, że Celtics mają dopiero 28. w lidze wskaźnik asyst – mniej notują tylko Knicks i Blazers. W tym kontekście brakuje trochę Marcusa Smarta, który pauzuje od ośmiu spotkań z powodu urazu łydki. Wydawać mogłoby się, że nieobecność Smarta to cios głównie dla defensywy, ale ta akurat i bez niego radzi sobie nieźle – jeśli wierzyć statystykom. Celtics na przestrzeni całego sezonu legitymują się 10. obroną ligi i takie samo miejsce zajmują na przestrzeni ostatnich 10 spotkań.
Marcus Smart, choć nie trafiał swoich rzutów na najlepszej skuteczności (39,4% z gry, 31,1% za trzy), to oddawał rzuty – średnio 11,1 na mecz. Tylko Tatum (21), Brown (19,5) i Walker (15,2) rzucają więcej – pozostali to liczby rzędu 6 i mniej. Wypadł więc ten element rotacji, który „spajał” główne opcje ofensywne i tych zawodników, którzy rzucają okazjonalnie. Pod jego nieobecność pogłębiła się przepaść pomiędzy głównym tercetem a resztą. Od wypadnięcia Smarta, procent rzutów oddawanych przez główny tercet wzrósł z 46% do 52,2%.