Były koszykarz niedawno uległ wypadkowi. Wciąż potrzebuje wsparcia

Były koszykarz niedawno uległ wypadkowi. Wciąż potrzebuje wsparcia

Były koszykarz niedawno uległ wypadkowi. Wciąż potrzebuje wsparcia
fot. Archiwum prywatne; na zdjęciu Sebastian Szymański

Jeszcze do niedawna biegał po parkiecie. Dziś – rozgrywa najważniejszy mecz w swoim życiu. 14 czerwca 2024 roku minął rok od wypadku samochodowego byłego koszykarza, w którym doznał rozległego urazu głowy. Choć nie dawano mu dużych szans na przeżycie, nie poddał się i wciąż jest wśród nas. Jednak przed nim długa droga, która wciąż wymaga odpowiedniego i kosztownego leczenia.

9 czerwca Sebastian Szymański świętował urodziny. Kilka dni później na jednej z dróg powiatowych pod Zgorzelcem uczestniczył w poważnym w skutkach wypadku.

– Postępowanie w sprawie zostało zakończone już dawno i ustalono, że był to nieszczęśliwy wypadek. Prawdopodobnie na drogę wyszło jakieś zwierzę. Było ślisko i lekko padał deszcz, samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Uraz głowy był na tyle poważny, że początkowo nie dawano mu żadnych szans – wspomina mama byłego koszykarza, która utworzyła zbiórkę.

Ostatnie miesiące spędził w warszawskiej klinice „Budzik”, jednak pobyt ten dobiega końca. Jego rodzina nieustannie walczy o jego powrót do sprawności.

– Za tydzień musimy opuścić klinikę. Korzystaliśmy z rocznego programu i jego pobyt miał zostać przedłużony, ale mimo obietnic niemieckiego ubezpieczyciela, nie złożono papierów i nie mamy od czego się odwołać. Takich miejsc w Polsce jest jak na lekarstwo, a dowiedzieliśmy się o tym 3 tygodnie przed końcem terminu. Znaleźliśmy ośrodek w Obornikach Śląskich. Miesięczny koszt leczenia sięga około 20 tysięcy złotych. Wcześniej, gdy przebywał w Krakowie, ta kwota wynosiła o 14 tysięcy więcej. Teraz dochodzi do tego jeszcze koszt opieki, bo nie może być tam sam, więc wciąż potrzebujemy wsparcia – zaznacza Marzena Niewiadomska, mówiąc także o chęci dołączenia do jakiejś fundacji ze względu na orzeczenie o niepełnosprawności.

Dobra wiadomość? W ostatnim czasie poczynił spore postępy, które tchnęły w bliskich nadzieję.

– Już po wypadku pytano o zgodę na oddanie narządów. Usłyszeliśmy, że nie będzie żył. Wykazał się ogromną wolą walki, nie poddaliśmy się. Obecnie w stanie minimalnej świadomości reaguje na bodźce zewnętrzne, wydaje dźwięki, uśmiecha się, podaje rękę i komunikuje się mrugając oczami lub zaginając palce. Jednak wszystkiego musi nauczyć się na nowo, łącznie z mówieniem i chodzeniem. Nie wiemy jeszcze na ile poważne w skutkach są uszkodzenia mózgu i jak zareaguje organizm. Jest szansa, że będzie dobrze. Ale przed nim jeszcze długa droga – dodaje.

33-letni Sebastian Szymański w wyniku problemów z kolanami, które oddziaływały na jego karierę, zszedł z parkietu w 2019 roku. Rzucający obrońca reprezentował kluby niemal na każdym poziomie rozgrywek, takie jak PGE Turów Zgorzelec, Max Elektro Sokół Łańcut, Spójnia Stargard, czy MKS Start Lublin, a także występował w młodzieżowych kadrach Polski.