Darmowe 40 zł na obstawienie Heat lub Celtics?
Tak! z kodem ZKRAINYNBA od TOTALbet!

Odbierz
Boston wraca! Blowout w piątym meczu, kontuzja Vincenta, kłopoty Miami

Boston wraca! Blowout w piątym meczu, kontuzja Vincenta, kłopoty Miami

Szanowni Państwo, mamy serię!

Boston jest w grze. Boston goni. To może okazać się pogoń, która zapisze się w historii naszej ukochanej ligi. O ile oczywiście zakończy się ona sukcesem. Po dzisiejszym meczu da się natomiast w ten sukces uwierzyć.

Boston Celtics w meczu numer 5 przejechali się po Miami Heat, zmniejszając stratę w serii do jednego meczu. Marginesu błędu wciąż nie ma. Do rozegrania zostały jeszcze maksymalnie dwa mecze i jeśli Celtics chcą grać w Finałach NBA, nie mogą przegrać żadnego z nich. Nie jest jeszcze blisko, ale nie jest już tak kosmicznie daleko, jak było jeszcze przy wyniku 0-3. Teraz ten dystans wydaje się już realny.


MIA – BOS – 97:110 [3-2]


Boston na dobrą sprawę ustawił sobie ten mecz pod swoje dyktando już w pierwszej kwarcie. Dwa z rzędu trafienia z dystansu Marcusa Smarta, trafiona po dwóch z rzędu ofensywnych zbiórkach trójka Jaysona Tatuma i w końcu punkty Derricka White’a po wymuszeniu straty Bama Adebayo – to wszystko złożyło się na run 11-0, dzięki któremu pierwszą kwartę udało się zakończyć Celtics z 15-punktowym prowadzeniem:

Reszta meczu to już na dobrą sprawę utrzymywanie około 20-punktowej przewagi. Kibice Heat mogli oglądać mecz aż do czwartej kwarty, licząc na jakiś zryw, ale byłoby to tej nocy niezwykle trudne. Niestety, z powodu kontuzji kostki nie wystąpił Gabe Vincent i dało się to ekipie z Florydy we znaki. Tylko 4 minuty zagrał też Cody Zeller, który wczoraj opuścił trening z powodu choroby. Pod nieobecność Vincenta do piątki wskoczył Kyle Lowry, który jednak nie wytrzymał tempa spotkania i zagrał słabo (5 punktów, 1 asysta, 4 straty). Kiedy Lowry nie grał z ławki, brakowało z kolei zawodników grających na koźle z ławki. Pod nieobecność Vincenta, kontuzje Herro i Oladipo wybrzmiały znacznie mocniej.

Aż 36 minut z ławki przy tych niedoborach kadrowych zagrał Haywood Highsmith, który do tej pory grał w tej serii minuty marginalne. Dostarczył na świeżości aż 15 punktów, razem z 18 punktami z ławki Duncana Robinsona. Poza tym najlepszymi strzelcami Heat byli Bam Adebayo (16 punktów), Jimmy Butler i Caleb Martin (po 14 punktów).

Heat nie byli tej nocy rażąco nieskuteczni. Wręcz przeciwnie – trafili ponad 50% rzutów z gry i 39% za trzy. Brak kreatorów na koźle spowodował jednak, że dochodzenie do pozycji strzeleckich przychodziło im z dużym trudem. Nie tylko ze względu na brak osoby, która podałaby piłkę, ale osoby, która sama groziła rzutem po koźle. W ten sposób Heat popełnili aż 6 strat, z czego 6 popełnił rozkojarzony, ale też dobrze broniony Bam Adebayo:

No więc mamy serię. Po tak przekonującym zwycięstwie, momentum przechyla się na stronę Bostonu. To jednak wciąż oni są w sytuacji nieporównywalnie trudniejszej. Do wygrania mają dwa mecze z rzędu, w tym najbliższy grany w Miami. Nie jest to niewykonalne, ale dalej jest to wyzwanie. Sprawdźmy po tym meczu jak prezentują się kursy bukmacherskie na zwycięzcę serii:

Heat w Finale: Celtics w Finale: bukmacher:
1.752.10 GRAJ

Kurs o wartości 2.10 oznacza w uproszczeniu, że bukmacherzy dają Celtics nieco ponad 46% szans na awans. Nieco ponad 46%, a więc szanse szacowane są jako niemalże pół na pół. Szalone, jeśli przypomnieć sobie, że jeszcze przed chwilą było to 0-3 i szanse na poziomie zaledwie matematycznym.

Heat mają problem. Muszą liczyć na to, że Gabe Vincent do soboty wróci do pełnej dyspozycji. Co do zasady o meczach numer 7 mówi się 'mecz o wszystko’, ale dla Miami to 6. mecz będzie 'małym meczem o wszystko’. Jeśli nie wygrają tego u siebie, to w meczu numer 7 w Bostonie, po 3 porażkach z rzędu, będą bardzo daleko od bycia faworytami.

Celtics mają swoje małe problemy. Po zaledwie 8 minutach na parkiecie swój występ zakończył Malcolm Brogdon, który już na mecz wyszedł z urazem łokcia w prawej ręce. Tu jednak wychodzi przewaga głębi składu Bostonu. Marcus Smart i Derrick White jakoś podzielą się jego obowiązkami.

Boston zagrał dobrze. Zagrał dobrze jako zespół, niekoniecznie ciągnięty za uszy przez lidera. Jayson Tatum, agresywnie dziś broniony i podwajany, nie miał łatwej przeprawy. Ostatecznie trafił 8/16 prób z gry, zdobywając 21 punktów, a podwojenia wykorzystał do rozdania aż 11 asyst. Brakowało w tych playoffach więcej rozprowadzającego grę Tatuma.

Żeby jednak podawanie piłki przynosiło skutek, koledzy muszą trafiać. A trafiali. Jaylen Brown dorzucił 21 punktów, a obwód w osobach Smart-White dorzucił kolejno 23 i 24 punkty, wspólnie trafiając 10/14 z dystansu:

YT/NBA

Szósty mecz z soboty na niedzielę o 2:30 naszego czasu.