Blazers odpuścili już ten sezon i nie zrobili dużo, żeby go ratować
Kiedy spojrzymy w raporty meczowe, dowiemy się, że Damian Lillard ma problemy z łydką i nie może grać. Nurkic ma problem z kolanem, Simons ze stopą, a Grant z mięśniem czworogłowym. W sztabie Portland skończą się za chwilę pojęcia z atlasu anatomicznego i nie będzie jak wymyślić kolejnej wymówki, żeby posadzić kluczowych zawodników na ławce. Jest to bowiem sadzanie kluczowych graczy na ławce – do mediów przedostały się informacje, że Blazers planują już do końca sezonu oszczędzić Lillardowi grania. Portland Trail Blazers od dwóch meczów już oficjalnie porzucili swoje czysto matematyczne szanse na Playoffy i rozpoczęli tankowanie – ordynarne tankowanie.
Jeszcze dwa tygodnie temu pierwsza piątka Blazers wyglądała tak:
Lillard – Simons – Thybulle – Grant – Nurkic
Teraz wygląda tak:
Arcidiacono – Sharpe – Thybulle – Watford – Eubanks
Portland Trail Blazers przegrali 9 z 10 ostatnich meczów i tą serią pogrzebali sobie sezon – trudny, okupiony staraniami, wzmocnieniami składu i walką sezon, który przecież miał przynieść pozytywną zmianę kursu. Te 10 meczów temu sytuacja była już trudna – z bilansem 31-34 zajmowali 10. pozycję ex-aequo z Thunder i Pelicans, walcząc z nimi o miejsce w turnieju Play-In. Dziś, z bilansem 32-43, są już na 13. miejscu ze stratą 5 meczów do miejsca dającego w ogóle udział w Play-In.
Kiedy patrzeliśmy przed sezonem na skład, w którym do Lillarda i Nurkicia dodano Jerami Granta i szybko rozwijającego się Anfernee Simonsa, myśleliśmy sobie, że to może być rok, w którym stagnacja zostanie trochę przełamana. Została, ale inaczej, niż się spodziewano. Po latach mniej lub bardziej obiecujących playoffowych wojaży i roku zmarnowanego przez kontuzję Lillarda, odświeżenie składu związane z oddaniem CJa McColluma przyniosło… Drugi rok z rzędu bez Playoffów – tym razem POMIMO tego, że Lillard był stosunkowo zdrowy (rozegrał do tej pory 58 z 75 meczów). To kolejny rok, który kończy się dla Portland pytaniem: Co dalej?
Jest to pytanie kierowane w dużej mierze do Damiana Lillarda. To gość znany ze swojego przywiązania do klubu i charakteru żądnego rywalizacji. Trudno przypuszczać, aby był on zadowolony z decyzji klubu o tym, by posadzić go na ławce do końca sezonu. Nadmieńmy – sezonu, w którym naprawdę robił co tylko mógł. Zdobywał średnio najwięcej w swojej karierze 32,2 punktu na mecz, dokładał do tego 4,8 zbiórki i 7,3 asysty, trafiając najlepsze w karierze 46,3% rzutów z gry. Jeśli taki sezon nic nie dał, to w wieku prawie 33 lat Lillard musi się poważnie zastanowić, czy ma dla niego sens siedzenie dalej w Portland.
Pytanie jest to o tyle zasadne, że już w 2021 roku obserwowaliśmy pęknięcia na wizerunku związanego z Blazers na dobre i na złe lidera. W tamte wakacje doniesienia w sprawie Lillarda były jednoznaczne – albo zrobicie mi tu porządne wzmocnienia, albo… No właśnie, albo co? Albo wymuszę transfer? Ówczesne informacje mającego dobre wejścia w Portland Henry’ego Abbota, jakoby Lillard zażądał wtedy transferu, zostały przez samego zawodnika zdementowane. Coś jednak musiało być na rzeczy. Rozczarowujący sezon 2021/22 Lillard musiał przeboleć – sam przesiedział go w większości z kontuzją. Tym razem jednak – po wzmocnieniach, po dobrym indywidualnie sezonie – sytuacja znów jest mocno wątpliwa. Blazers w wakacje będą dysponować jakimiś 20 milionami dolarów, ale kończą się umowy Cama Reddisha, Matisse’a Thybulle’a, czy Justina Winslowa – każdy z nich będzie chciał dostać więcej, niż dotychczasowe 4-5 milionów za sezon. Kończy się też umowa Jerami Granta, który odrzucił warte 112 milionów dolarów 4-letnie przedłużenie, licząc na większe pieniądze na rynku wolnych agentów. Jeśli Grant chce więcej, niż zostało mu zaproponowane, to pieniądze Blazers nie wystarczą na samo zatrzymanie Granta, a gdzie kasa na zostawienie tych kilku zadaniowców, nie mówiąc o potencjalnych wzmocnieniach. Nie obejdzie się bez transferów. Klub jednak mocno wierzy w przyszłość Simonsa i Sharpe’a, a dość długi kontrakt Jusufa Nurkicia nie będzie dla nikogo łakomym kąskiem. Wymiana Lillarda to może być jedyna szansa na krok w jakimś kierunku. W kierunku, którego być może spodziewano się już kilka miesięcy temu…
Bo czy już trade deadline nie był w wykonaniu Blazers wstępnym przygotowaniem do pożegnania się z Lillardem?
9 lutego, kiedy miało miejsce Trade Deadline, Blazers zajmowali 10. miejsce na zachodzie – ostatnie dające miejsce w turnieju Play-In. Pół meczu za nimi czaili się zaskakująco mocni Jazz, mecz za nimi równie zaskakujący Thunder, a dalej czaili się Lakers, o których wiadomo było, że będą próbować wspiąć się jeszcze jak najwyżej. Walka o Play-in była więc wyrównana, a z drugiej strony o bezpośredni awans do Playoffów tez było już bardzo ciężko. Nie była to jednak walka niemożliwa do wygrania. Większość zespołów w takiej sytuacji poszukałaby więc wzmocnień na tu i teraz, by zmaksymalizować swoje szanse. Może to kwestia tego, że oceniam to z perspektywy czasu, wiedząc jak potoczył się sezon Blazers, ale ich ówczesne ruchy wyglądają tak, jakby pozyskiwali raczej assety na przyszłość:
- Cam Reddish, Ryan Arcidiacono, Svi Mykhailuk i 1-rundowy pick w zamian za Josha Harta.
Blazers ewidentnie oddali najlepszego gracza z całego tego grona. Dostali jednak pick
- Matisse Thybulle w zamian za Svi Mykhailiuka
No to jest ewidentne wzmocnienie, ale w kontekście wymiany sprzed chwili, to wciąż młody gracz pozyskany dzięki oddaniu Josha Harta.
- 5 drugorundowych picków w zamian za Gary’ego Paytona II
Po fakcie wyszła cała ta afera związana ze zdrowiem Paytona, ale był to grający zawodnik, dający w kilkanaście minut z ławki dobrą obronę i NetRating na poziomie +6,3 na 100 posiadań. Plusowy zawodnik poszerzający rotację za 5 picków. Jak miało im to pomóc walczyć tu i teraz o Playoffy?
Moja teza jest taka, że Portland Trail Blazers od dłuższego czasu liczą się z tym, że dni projektu prowadzonego przez Damiana Lillarda są już policzone. Kiedy w połowie sezonu zajmowali dość odległą, 10. pozycję, jakie były perspektywy? No, może uda się utrzymać w tych Play-In i wywalczyć udział w Playoffach – w optymistycznym scenariuszu (zakładającym nieszczęścia rywali) może nawet bezpośredni awans (6. pozycja) nie jest kompletnie nierealny. Ale co dalej? Kolejna porażka w pierwszej rundzie? Już od jakiegoś czasu można było zakładać, że to nie jest drużyna, którą stać na rywalizację z najlepszymi. To jest cały czas średni poziom, którym Damian Lillard ma prawo być już zmęczony. Ta świadomość musiała sprawić, że odpuszczenie końcówki sezonu przyszło zarządowi klubu z taką łatwością. W końcu niewiele klubów decyduje się na taki ruch, mając na kilka meczów do końca jeszcze matematyczne szanse na Playoffy. Mogę się mylić, ale sądzę, że zarząd Portland mentalnie był gotowy na nadchodzący transfer Damiana Lillarda już w lutym.