Bill Russell – legacy, którego nie da się powtórzyć
W wieku 88 lat zmarł Bill Russell. Powiedzieć, że to legenda NBA, to jak nic nie powiedzieć. Prawda jest taka, że gwiazdorski status w NBA pojawia się w naszej zbiorowej świadomości u zawodników po Larrym Birdzie i Magicu Johnsonie – wszystko to, co działo się wcześniej jest trochę schowane za mgłą. Stąd choć wszyscy wiemy, że Bill Russell wielkim koszykarzem był, ogrom jego legacy niekoniecznie w pełni do nas dociera – a legacy Billa Russella jest niepowtarzalne. Mówiąc to, mam dokładnie to na myśli – kariera Billa Russella mogła wydarzyć się tylko raz.
Można na starcie odbębnić oczywistości. Russell to zdobywca największej liczby mistrzowskich tytułów w historii tej ligi. Przez 13 sezonów w lidze, zdobył ich aż 11 – w tym 2 jako grający trener. Oprócz niego jako grający trener tytuł zdobył tylko Buddy Jeannette w 1948 roku. W całej swojej karierze do Finałów NBA nie dotarł tylko raz – w sezonie 1966/67 ustępując Philadelphii 76ers i Wiltowi Chamberlainowi w szczycie jego formy. W sumie 5 nagród za MVP sezonu, 11 miejsc w All-NBA Teams. Do pierwszej piątki najlepszych obrońców, All-Defensive Team, załapał się raz, ale tylko dlatego, że wyróżnienie to wprowadzono w ostatnim roku kariery Russella. Obrońcą Bill był bowiem kapitalnym. Najprawdopodobniej jednym z najlepszych w historii.
Mogłyby świadczyć o tym statystyki. Oficjalnie zdobywał on średnio 15,1 punktu, notował 22,5 zbiórki i 4,3 asysty na mecz, trafiając z gry na skuteczności 43,3%. Dużo więcej statystyk niestety nie mamy. Liczbę bloków zaczęto oficjalnie spisywać dopiero w sezonie 1973/74, a więc kilka lat po Russellu. Na podstawie tych meczów, których nagrania zachowały się do dziś, lub z których zachowały się choćby relacje głosowe/tekstowe, szacuje się, że ogólna średnia bloków Russella mogła przekraczać 8 na mecz. Gwoli przypomnienia – oficjalny lider w średniej bloków w historii ligi, Mark Eaton, blokował 3,5 próby na mecz. Według szacunków, wspartych opowieściami sędziów, którzy gwizdali ich spotkania, Russell i Wilt mogli zdobywać pomiędzy 8-10 bloków na mecz. To były wybryki natury.
Zakłada się, że Wilt mógł blokować więcej rzutów niż Bill Russell, jednak to tego drugiego rozpatruje się jako nieoficjalnie najlepszego blokującego w historii. To, co różniło tych graczy, wynika wprost z wypowiedzi Billa Russella:
„Idea nie jest taka, żeby zablokować każdy możliwy rzut. Chodzi o to, żeby przeciwnik uwierzył, że jesteś w stanie zablokować każdy możliwy rzut.”
„Zawodnik zbierający, albo na ten przykład blokujący, zawsze jest na straconej pozycji, jeśli wmówi sobie, że jedyny sposób to przeskoczenie przeciwnika. Czasem będzie musiał to zrobić, ale w większości przypadków wcale nie. Większość moich zbiórek pochodzi z odpowiedniego ustawienia się, kiedy byłem w stanie wyłapać piłkę w dużym tłoku.”
– Bill Russell
Mówimy o mierzącym 206-208 cm Billu Russellu, który potrafił wielkiemu Wiltowi robić takie rzeczy:
W ogóle trudno opowiadać o karierze Billa Russella bez Wilta Chamberlaina. Powszechnie myśli się o rywalizacji Larry’ego Birda i Magica Johnsona jako o pierwszej takiej wielkiej rywalizacji gwiazd. Russell i Wilt byli tam wcześniej, choć w erze, w której NBA nie była jeszcze w połowie tak popularna jak później. Dzięki temu, że liga liczyła w och czasach zaledwie 10 zespołów, Panowie zagrali pomiędzy sobą aż 94 mecze w sezonie regularnym i 49 w Playoffach. Statystycznie Chamberlain wygląda lepiej – nie jest jednak przypadkiem, że to Russell skończył z 11 pierścieniami na koncie, a Wilt z jednym. W bezpośrednich starciach Bill wygrał 86 ze 143 pojedynków, zatrzymując Chamberlaina – który miewał sezony ze skutecznością 60-70% z gry – na skuteczności 'zaledwie’ 48%.
„Większość gości ma swoje miejsca na parkiecie, takie z których zaczynają akcję i nic nie irytuje ich bardziej, niż widok tego, że jesteś na tym miejscu pierwszy i już na nich czekasz. Kiedy grałem przeciwko Wiltowi, tak strasznie się irytował kiedy dotarłem do jego miejsca, bo to oznaczało, że musiał się mnie najpierw stamtąd pozbyć, żeby zacząć swoje granie”
– Bill Russell
Russell był niepowtarzalnym obrońcą. Już w swoim pierwszym sezonie (w którym z powodu udziału na Igrzyskach rozegrał tylko 48 meczów) stał się centralną osią defensywnego systemu Celtów. Grali oni tzw. 'Hey-Bill-Defense’. Polegała ona na tym, że kiedykolwiek ktoś krzyknął 'hej, Bill!’, ten doskakiwał z pomocą, po czym był w stanie szybko wrócić na swoją pozycję. Szalone. Przy tych ponad 20 zbiórkach na mecz, prawdopodobnie niemal 10 blokach na mecz, notował on jeszcze średnio 4,3 asysty:
„Uwielbiałem wznawiać grę z boku boiska, ponieważ mogłem wtedy bardzo dobrze widzieć każdego z moich kolegów w pełnym ruchu, biegnących w każdym możliwym kierunku. Ponieważ dysponowałem odpowiednią techniką, mogłem w swoim oku spowolnić ich ruch i przewidzieć coś, zanim wypuściłem piłkę.”
Kiedy mowa jednak o Billu Russellu, ograniczenie się do aspektów czysto boiskowych jest sporym niedopatrzeniem. Kiedy pisałem zdanie, że to historia nie do powtórzenia, nie miałem na myśli faktu, że ten mierzący niespełna 210 cm zawodnik był absolutnym fizycznym wybrykiem natury, który w 1956 roku został sklasyfikowany jako 7. najlepszy skoczek wzwyż na świecie (!), a na zawodach West Coast Relays zremisował z późniejszym złotym medalistą olimpijskim Charliem Dumasem – notabene pierwszym człowiekiem, który skoczył wyżej niż 7 stóp (213 cm). Kiedy piszę, że to historia nie do powtórzenia, mam na myśli przede wszystkim skomplikowany aspekt społeczny, który towarzyszył karierze Russella.
Nie można zapominać, że kariera wielkiego Billa Russella miała miejsce w Stanach Zjednoczonych na przełomie lat 50′ i 60′. Bill urodził się w 1934 roku w stanie Luizjana i jak to czarnoskóry człowiek na południu, od dziecka spotykał się z represjami ze strony otwarcie wówczas rasistowskiego systemu. Jego ojciec – pracujący jako woźny, kierowca, czy w innych zawodach, w których miał szansę dostać zatrudnienie Afroamerykanin, postanowił z rodziną wyprowadzić się na nieco bardziej liberalne zachodnie wybrzeże, do Oakland, gdzie – jak to się potocznie mówi – w rodzinie Russellów się 'nie przelewało’.
Punktem zwrotnym było dostanie się do University of San Francisco, gdzie scouci poznali się na jego talencie, który wówczas nie był wsparty podobno zbyt dobrymi technicznymi umiejętnościami. Russell przebił się do pierwszego składu w NCAA, a obok niego w pierwszym składzie grało dwóch innych czarnoskórych graczy – w tym późniejszy kolega z Celtics, KC Jones. Taki 'kolorowy’ skład był niecodzienną sytuacją na ówczesnych parkietach. Dochodziło do sytuacji, w których hotele odmawiały zakwaterowania czarnoskórych zawodników, kiedy USF jeździło na mecze wyjazdowe. Jak mówił sam Russell w rozmowie dla American Academy of Achievement:
„W tamtym czasie nieakceptowalny był fakt, że czarnoskóry zawodnik jest najlepszy. To się po prostu nie działo… Mój pierwszy rok w college’u, zagrałem sezon, o którym myślałem, że to jeden z najlepszych sezonów akademickich w historii. Wygraliśmy 28 z 29 meczów. Wygraliśmy krajowe mistrzostwo. Byłem MVP fazy Final Four. Byłem w pierwszej piątce All-American Team. Notowałem średnio ponad 20 punktów i ponad 20 zbiórek na mecz i byłem jedynym gościem, który blokował rzuty w college’u. No więc kiedy ten sezon się skończył, odbył się bankiet północnej Kalifornii, na którym jako gracza roku północnej Kalifornii wybrano innego centra. Cóż, to dało mi do zrozumienia, że gdybym przyjął ich jako ostatecznych sędziów tego, jak toczy się moja kariera, umarłbym jako zgorzkniały starzec.”
– Bill Russell
W 1956 roku Bill Russell z 3. wyborem w drafcie trafił do Boston Celtics, jako defensywne wzmocnienie pod koszem, gdzie wówczas znacznie istotniejsze były walory ofensywne. Te same, które nigdy nie były mocną stroną Billa Russella. Mimo wszystko został on gwiazdą ligi oraz liderem swojej drużyny. Już w drugim roku gry załapał się do All-Star Team. Drużyna All-Stars – głównie ze względu na brak ogólnodostępnych transmisji – robiła wówczas objazdówkę po Stanach Zjednoczonych. Nawet wówczas – gdy Russell nosił miano All-Stara – 'białe’ hotele odmawiały mu obsługi. W 1961 roku Russell zainicjował bojkot jednego z pokazowych meczów, jaki Boston Celtics mieli rozegrać w Lexington w stanie Kentucky, po tym, jak jego dwóch czarnoskórych partnerów z drużyny nie zostało obsłużonych w miejscowej restauracji.
Niestety, relacje Billa Russella z jego – teoretycznie – własnymi kibicami, przez względy rasowe nigdy nie były najlepsze. Choć umowny podział społeczny ówczesnych Stanów sugerowałby, że północ to część bardziej otwarta, Boston, jako bardzo 'białe’ miasto, stanowił pewien niechlubny wyjątek. Celtics z kolei, jako drużyna NBA, stanowiła przeciwny wyjątek. Jako pierwsza drużyna wybrała w drafcie czarnoskórego gracza, jako pierwsza wystawiła w pierwszej piątce pięciu czarnoskórych koszykarzy, jako pierwsza zatrudniła czarnoskórego trenera – był nim sam Bill Russell. Niestety – nie wzbudzało to entuzjazmu miejscowych kibiców, którzy zamiast na zdobywających regularnie tytuły mistrzowskie Celtics, woleli chodzić na mecze przeciętnych, ale znacznie 'bielszych’ Boston Bruin z ligi hokejowej:
„Jako Celtics zorganizowaliśmy ankietę dotyczącą tego, co moglibyśmy zrobić, by poprawić liczbę kibiców na trybunach. Ponad 50% ankietowanych odpowiedziała, że mamy zbyt wielu czarnych graczy.”
– Bill Russell
Zwracanie przez Russella uwagi na rasowe nierówności – delikatnie mówiąc – nie przysporzyło mu zwolenników w Bostonie. Jego relacje z miejscowym fanbasem koniec końców były na tyle chłodne, że nie stawił się on na ceremonii zastrzeżenia jego numeru, ani na wprowadzeniu do Hall of Fame. Sam uważał jako zawodnik, że gra raczej dla Celtics, niż dla Bostonu.
Bill Russell nie był koszykarzem. Cóż, nie był wyłącznie koszykarzem – był sportowcem, postacią, społecznym działaczem. Aktywnie działał jako członek społecznego ruchu 'Black Power’. Był jednym z 11 sportowców – obok choćby Kareema Abdul-Jabbara – którzy zorganizowali wiec poparcia, kiedy Muhhamad Ali odmówił służby wojskowej w Wietnamie. Był jednym z pierwszych w naszej ukochanej NBA, który pokazał, że być sportowcem, to więcej, niż tylko uprawiać sport. Kiedykolwiek widzę w internecie komentarze pokroju „nie należy mieszać sportu do polityki”, przypominam sobie postaci takie jak Muhhamad Ali, jak Jesse Owens, jak nasz Władysław Kozakiewicz, czy w końcu właśnie Bill Russell.
No i poza tym – kurczę – ależ on był koszykarzem: