Będzie mecz numer 7! Jimmy Butler zagrał WIELKI mecz!
MIA – BOS – 111:103 [3-3]
Będzie mecz numer siedem – to, co playoffowi fani lubią najbardziej!
Miami Heat naprawdę to mieli – wyszli na ten mecz jak na przysłowiową obronę Częstochowy. To jednak nie tak, jak mawiał jeden ze współczesnych „obrońców Częstochowy”, że „tu nikogo nie ma”. Byli tu Boston Celtics, którzy bardzo chcieli być już w Finałach NBA. Wydawało się, że mogą w nich już być – na niespełna 5 minut przed końcem meczu, w którym Heat przeważali przez większość czasu, kiedy wyszli na prowadzenie:
Jimmy Butler bardzo nie chciał tego wypuścić z rąk. Nie po tych dwóch słabych meczach. Kluczowe rzuty należały do niego. W tym ten, który na czterdzieści sekund przed końcem zamyka ten mecz, a który to krzyczy do nas z ekranu „MICHAEL JORDAN!”:
Mimo wciąż męczącego go kolana, Jimmy Butler rozegrał swój najpewniej najlepszy mecz w historii Playoffów – a jak wiadomo ma historię dobrych występów w tej fazie rozgrywek. Można go lubić albo nie, ale to jest taki charakter, że kiedy mecz jest o wszystko, jak w tym wypadku, motywację wygrzebie z najgłębszych pokładów:
„Dostałem przed meczem wiadomość głosową od D. Wade’a. Mówił mi, że mogę to zrobić. Kolano jest uszkodzone, ale nikogo to nie obchodzi – wyjdź i dalej buduj swoją spuściznę. To dużo dla mnie znaczy.”
– Jimmy Butler
Przez 46 minut gry (tak, kontuzjowany Jimmy Butler odpoczywał w tym meczu przez całe 2 minuty) Jimmy trafił 16/29 prób z gry, notując w sumie 47 punktów, 9 zbiórek, 8 asyst, 4 przechwyty tylko jedną stratę i znów, jako najlepszy obrońca, popełnił tylko jeden faul:
Miami Heat nie tylko zaczęli w końcu trafiać rzuty za trzy (bardzo dobre 42,9% w tym meczu), ale jeszcze podnieśli zaangażowanie w defensywie. Jaysona Tatuma udało im się zmusić do popełnienia aż 7 strat. Dobrze szło im tez wymuszanie fauli ofensywnych:
Obrona Heat nie tylko zmusiła Tatuma do popełnienia 7 strat, ale resztę pierwszej piątki zatrzymała na łącznej skuteczności 2/18 za trzy. Dużą rolę w tej defensywnej presji na rywali odegrał Kyle Lowry, który w końcu rozegrał dobry mecz. Ba, bardzo dobry! Poza trafianiem swoich rzutów z dystansu (4/9), skutecznie odciążył Butlera z gry na piłce, do 18 punktów dokładając 10 asyst (znów, przy tylko 2 stratach):
W poszukiwaniu wymuszeń ofensywnych fauli Kyle Lowry posunął się też do flopowania – stawką było odpadnięcie z Playoffów, chwytał się czego mógł:
Bywało jednak i tak, że rzeczywiście oberwał, że rzeczywiście bolało. Tym razem jednak chłopak z mopem chyba nie do końca uwierzył, bo niespecjalnie się przejął: