Analiza NBA: Cavaliers najlepsi od początku roku: Czy to przełoży się na Playoffy?
Jeśli obserwujesz coś przez dłuższy czas i potrafisz wyciągać z tego wnioski, możesz próbować przewidywać przyszłe tendencje. Próbować. Przyszłość nie zna kompromisu, kiedy przychodzi do jej efektów:
„Moją wątpliwość na wstępie budzi wzrost ich potencjalnego podstawowego line-upu na pozycjach obwodowych. Zarówno Donovan Mitchell jak i Darius Garland mierzą po 185 cm. W dzisiejszej NBA, w której bo obwodzie biegają blisko 2-metrowe, zmieniające krycie maszyny, to bardzo mało. Evan Mobley z Jarrettem Allenem pod koszem mogą mieć w defensywie bardzo dużo roboty.”
– ja, po transferze Donovana Mitchella do Cavaliers
Niebywałe, jak bardzo nieuzasadnione okazały się po czasie te obawy.
Cleveland Cavaliers z Donovanem Mitchellem na pokładzie byli zdecydowanie najlepszą defensywą zeszłego sezonu, a w obecnym są jak do tej pory 2. obroną za Minnesotą Timberwolves (też spore zdziwienie). Byli nią także w Playoffach – tych, które przegrali w pierwszej serii po 5 meczach z Knicks. Cavs tracili wówczas najmniej punktów na 100 posiadań w stawce – zdobywali też jednak zdecydowanie najmniej. Knicks byli w stanie zatrzymać TOP10 atak ligi – jakim byli Cavs w sezonie regularnym – na poziomie 101,9 punktu na 100 posiadań. Dla porównania – najgorszy atak sezonu regularnego (Hornets) zdobywał 108,4.
Właśnie dlatego ostatnie popisy Cavs nie stają się wielką historią, którą żyje NBA. Cleveland wygrało 18 z 20 ostatnich spotkań, zajmuje 2. miejsce na wschodzie goniąc prowadzących Celtics… Ale ich gra naznaczona jest wątpliwością.
Skoro rok temu tak strasznie dali się stłamsić w Playoffach, to dlaczego mielibyśmy liczyć na nich w tym roku?
Wiele drużyn zaskakuje pozytywnie na tym etapie sezonu. Trudno powiedzieć na ile zaskoczeniem jest dobra postawa zespołu, który już zeszły sezon zakończył w TOP4 swojej konferencji, a latem tylko dokonał wzmocnień. Poza tym, te ostatnie 20 meczów, z których aż 18 udało się wygrać… Jakby to powiedzieć… Terminarz był wyjątkowo łaskawy. To oczywiste – regularne wygrywanie z zespołami na papierze słabszymi to esencja sezonu regularnego; dowód na to, że mamy do czynienia z solidną, stabilną ekipą. To jednak na starcia z czołówką patrzymy, kiedy myślimy o nadchodzących Playoffach.
Z tych 20 ostatnich meczów, Cavaliers tylko 6 zagrali przeciwko zespołom z bilansem powyżej 50% zwycięstw. Były to trzy starcia z Bucks (w tym raz bez Giannisa), mecze z Clippers, Magic i Sixers bez Embiida. Reszta spotkań to zespoły słabe lub co najwyżej przeciętne. Trudno jest więc w tej serii aż 20 spotkań szukać jakichś playoffowych wyznaczników. Znalazłbym maksymalnie dwa takie spotkania.
Pierwszym było wygrane starcie z Clippers – najcenniejsze w tym roku. Najcenniejsze, bo Clippers byli wówczas (nadal są, ale wtedy nawet bardziej) zespołem w gazie, ścisłą czołówką konferencji zachodniej, wymieniającą się na fotelu lidera. Wówczas Cavs do meczu przystąpili z bardzo dobrym planem, którym było ograniczenie do maksimum Paula George’a. Wszystkich gwiazd Clippers nie udałoby się powstrzymać, więc wybrano tę, która zdobywa najwięcej punktów.
Paul George mecz z Cavaliers zakończył ze skutecznością 3/11 z gry, w tym 0/5 za trzy, a w czwartej kwarcie opuścił boisko z powodu popełnienia 6 fauli:
Drugim takim meczem, który może być jakąkolwiek prognozą na Playoffy, było jedno z dwóch wygranych starć z Milwaukee Bucks – to, w którym zagrał Giannis. Zagrał, ale z dużymi problemami. Tu także defensywa skupiła się na liderze rywali. Antetokounmpo w całym meczu oddał tylko 13 rzutów z gry (jego średnia w sezonie to prawie 19), popełniając na dodatek aż 6 strat. Warto zwrócić uwagę, jak skupiony na asekuracji jest Jarrett Allen, często porzucający wręcz Brooka Lopeza:
To jednak wciąż cały czas jest ta świetna defensywa, która przecież rok temu nie pomogła im w playoffowym starciu z Knicks. Wówczas braki były po drugiej stronie parkietu. Ofensywa Cavs – wówczas TOP10 ofensyw w sezonie regularnym – była skuteczna, jednak mocno jednowymiarowa. W ogromnej mierze opierała się ona na akcjach dwójkowych Donovana Mitchella z podkoszowymi, po których grał indywidualnie z piłką, lub klasycznie posyłał podanie do rolującego centra.
Efekt? Aż 38 punktów Mitchella w pierwszym meczu… I porażka Cavaliers. Defensywa Knicks skupiła się na ograniczeniu gry w osi środkowej, a skrzydłowi Cavs nie byli w stanie zrobić nic. Cavs trafili 10/31 za trzy (32,3%) z czego aż 6/16 trafił sam Mitchell, głownie w rzutach po koźle. Co to oznacza? Odgrywając piłkę na skrzydła, mógł liczyć na skuteczność kolegów na poziomie zaledwie 4/15. Kiedy za Mitchella wchodził na parkiet rozgrywający bez dobrego rzutu po koźle (Ricky Rubio), Cavs długimi minutami nie mogli trafić rzutu z gry.
Naprawdę chodziło wtedy tylko o to, żeby trafić kilka najprostszych rzutów za trzy po odegraniu na skrzydło. Chociaż postraszyć możliwością trafienia. tego – z całym szacunkiem – nie potrafił zagwarantować Isaac Okoro:
Czy dziś ofensywa Cavs ma szansę wypaść w Playoffach lepiej niż rok temu? Suche statystyki pokazują, że progresu nie ma. Tak, jak rok temu Cavs stanowili 8. atak ligi pod względem punktów zdobywanych na 100 posiadań (115,5), tak dziś zajmują dopiero 15. miejsce… ale zdobywając więcej, bo 116,2 punktu na 100 posiadań.
Ta statystyka sama jednak niewiele mówi. W kontekście playoffowego matchupu ważniejsze jest bowiem nie to jak skutecznie drużyna zdobywa punkty, a na ile zdywersyfikowany jest ich atak; czy nie za łatwo będzie taktycznie przygotować się na ich zatrzymanie. A dziś Cavs są znacznie mniej jednowymiarowi niż rok temu.
Ktoś przytomnie zauważy, że przecież Cavs procentowo wcale nie trafiają wyraźnie więcej rzutów za trzy punkty niż rok temu, a sprowadzeni strzelcy jak Max Strus czy Georges Niang wcale nie rozgrywają rewelacyjnych strzelecko sezonów. To prawda, ale nie tylko skuteczność jest tym, co się liczy, a sam potencjał strzelecki. W zeszłym sezonie byłoby to nie do pomyślenia, żeby przy akcji dwójkowej Mitchella z Allenem, reszta zespołu rozstawiła się tak szeroko, tworzyła sobie taką przestrzeń:
Widzimy tu skupiającą się na strefie podkoszowej defensywę Clippers, czyli dokładnie to, co robili w ostatnich Playoffach Knicks. Dziś jednak ofensywa Cavs ma więcej przestrzeni. Ta przestrzeń pozwala nie tylko zdobywać cenne punkty zza łuku, ale też pomaga w grze bliżej obręczy. Dlaczego w tej akcji Mason Plumlee spóźnia się z pomocą o pół sekundy? Bo jego gracz na obwodzie stwarza zagrożenie rzutowe:
Cavs są dziś zespołem innym, niż rok temu. Ich gra nie opiera się tak bardzo na akcjach indywidualnych i dwójkowych Donovana Mitchella. Trener JB Bickerstaff swobodniej rotuje zespołem bez swojego lidera. W zeszłym sezonie z 10 najczęściej grających piątek, tylko jedna była piątką bez Mitchella. W tym sezonie są to aż 4 piątki, z czego 3 są bardzo wyraźnie „plusowe” pod względem plus/minus.
Zespół dojrzalszy, z szerszą rotacją i przede wszystkim bardziej wszechstronny. Czy 18 zwycięstw w 20 ostatnich meczach wskazuje na to, że tym razem Playoffy będą sukcesem? Nie. To, jak wygląda ich gra w trakcie tych spotkań, to jednak z pewnością bardzo optymistyczny prognostyk.