8 najlepszych kontraktów tegorocznego Offseason NBA
Tak jak w tytule – poniżej 8 najlepszych kontraktów podpisanych w tegorocznym offseason przez kluby NBA. Mowa oczywiście o stosunku jakości podpisanego gracza do ceny, jaką klub musiał zapłacić. Zestawienie jest – co oczywiste – w pełni subiektywne, a kolejność mniej lub bardziej losowa. Jeśli macie swoich kandydatów, piszcie w komentarzach. Pełną listę podpisanych kontraktów (oraz przedłużeń) znajdziecie tutaj.
Donte DiVincenzo – Golden State Warriors (9,2 M$ / 2 lata)
Chyba największy steal tegorocznego offseason. Donte mógł spokojnie liczyć na wyższą, a przede wszystkim dłuższą umowę od innego klubu. Jest nie tylko świetnym, zaangażowanym obrońcą, ale przy okazji przyzwoitym strzelcem z ławki, który w razie czego poradzi sobie na piłce. To, co podbija wartość tego podpisania, to sytuacja, w jakiej znajdowali się tego lata Warriors. Dużej części ich graczy z mistrzowskiego składu kończyły się umowy, a pieniędzy na zostawienie ich wszystkich nie było wiele. Siłą rzeczy kilku odeszło – przy tym naprężonym do granic możliwości portfelu pozyskanie takiego gracza jak DiVincenzo to ruch ponad oczekiwania.
Thomas Bryant – Los Angeles Lakers (2,1 M$ / rok)
Koszulka Lakers z nazwiskiem Bryant będzie trochę dziwna i niezręczna. Sam ruch z pozyskaniem środkowego jest jednak godzien pochwały. Center to pozycja, na której solidne wzmocnienie za niewielkie pieniądze jest stosunkowo najłatwiejsze, bo liczba solidnych podkoszowych jest po prostu znacznie wyższa, niż zapotrzebowanie na ich usługi w obecnej NBA. Umiejętności Bryanta są mimo wszystko warte więcej, niż te minimum na rok. Jako podstawowy środkowy może mieć kapitalny wpływ na defensywę, a jedynym problemem jest jego zdrowie. W zeszłym sezonie zagrał tylko 27 meczów, rok temu tylko 10. Nawet jeśli zdrowie nie pozwoli mu zagrać zbyt wiele, to za te pieniądze jest to ryzyko warte podjęcia.
Wesley Matthews – Milwaukee Bucks (2,9 M$ / rok)
Matthews jest stary i styrany kontuzjami, a w zeszłym sezonie zdobywał najgorsze w karierze 5,1 punktu na mecz, pomimo aż 20 minut spędzanych średnio na parkiecie. Mimo wszystko jednak Bucks z nim na parkiecie byli od rywali lepsi aż o 6,9 punktu na 100 posiadań, a w Playoffach gdzie jego minuty wzrosły do blisko 29 na mecz) o 7,2 punktu na 100 posiadań. Wszystko dlatego, że to wciąż bardzo dobry, inteligentny obrońca. Jako że wciąż stanowi też zagrożenie jako strzelec z dystansu, stanowi sporą wartość dodaną. Ciężko znaleźć lepszego zmiennika na obwód za mniej niż 3 miliony.
Bryn Forbes – Minnesota Timberwolves (2,3 M$ / rok)
A propos zmienników na obwód za mniej niż 3 miliony. Rotacja Wolves na obwodzie wymagała pilnego poszerzenia. Udało im się wiec sprowadzić gościa, którego Gregg Popovich przez dwa lata wystawiał w pierwszej piątce. Nie jest może playmakerem, a wzrost nie pozwala mu być więcej niż średnim obrońcą, ale trafia regularnie powyżej 40% z dystansu i przy grze na dwie wieże będzie to kluczowe. Jeśli dodać do tego podpisanie Austina Riversa, który za podobną kwotę doda trochę zadziora w obronie, składa się to na bardzo sensowne, budżetowe poszerzenie obwodu.
Kevon Looney – Golden State Warriors (22,5 M$ / 3 lata)
Suche statystyki Looney’a są zwodnicze. Średnio tylko około 20 minut na mecz, około 6 punktów i 7 zbiórek – nie wygląda imponująco. Prawda jest jednak taka, że Looney był bardzo ważnym elementem w tej mistrzowskiej układance. To przede wszystkim świetny obrońca, który w roli jedynego centra w rotacji spisał się doskonale. Około 8 milionów za sezon nie są wysoką ceną – zarobi on w przyszłym sezonie mniej, niż James Wiseman. Spokojnie mógł przecież liczyć na większe pieniądze od Hornets, Pistons, czy innych klubów szukających wzmocnień pod koszem.
Kessler Edwards – Brooklyn Nets (3,5 M$ / 2 lata)
Wybrany z 44. wyborem Edwards już w swoim pierwszym sezonie aż 23 razy wyszedł w pierwszej piątce w takiej ekipie jak Nets, naszpikowanej gwiazdami. To, czym zyskał przychylność trenera, to przede wszystkim atletyzm i dobra defensywa. Przy wejściu do ligi wątpliwości budził jego rzut, ale ponad 35% skuteczności za trzy to nie taki zły wynik. Ustalmy jedną rzecz – jeśli ktoś w swoim pierwszym sezonie w NBA, w wieku 21 lat, jest dobrym obrońcą kryjąc liderów rywali, jest duża szansa, że będzie przydatny na przestrzeni kariery. Mniej niż 4 miliony, z czego drugi rok jest niegwarantowany, to naprawdę niewiele za gościa, który już udowodnił swój potencjał.
Otto Porter – Toronto Raptors (12,3 M$ / 2 lata)
Gość pasuje do tego składu Raptors. Jest długorękim skrzydłowym, który oprócz dobrego rzutu z dystansu radzi sobie w obronie. Z nim na parkiecie Warriors w Playoffach byli o 10,6 punktu na 100 posiadań lepsi, niż bez niego. Prawdopodobnie będzie po porostu zmiennikiem Anunoby’ego, ale potencjalny sixth-man za 6 milionów to niezły interes. W końcu Raptors zapłacą mu mniej, niż choćby Tahddowi Youngowi, czy Khemowi Birchowi.
Kyle Anderson – Minnesota Timberwolves (18 M$ / 2 lata)
Ten ruch wyglądał tak świetnie, kiedy na horyzoncie nie było jeszcze wymiany Wolves po Rudy’ego Goberta. Kyle to właśnie taka czwórka, jakiej można by chcieć obok Townsa – dobry obrońca, umiejący grać na piłce, dający możliwość grania picków 4-5. Przy założeniu, że w pierwszej piątce zobaczymy Goberta i Townsa na pozycjach 5-4, to Andersonowi przyjdzie pewnie powalczyć o miejsce na trójce z Taureanem Princem, który zarabia podobne do niego pieniądze. Bardzo solidne poszerzenie rotacji i kolejne dość wyraźnie zorientowane na defensywę wzmocnienie.