1v1 Earl Monroe: „Bullets i Knicks byli lustrzanymi odbiciami”.

1v1 Earl Monroe: „Bullets i Knicks byli lustrzanymi odbiciami”.

Czterokrotny uczestnik Meczu Gwiazd, mistrz NBA z roku 1973, członek Galerii Sław im. Jamesa Naismitha i NBA 50th Anniversary Team – legenda New York Knicks, Earl „The Pearl” Monroe, opowiada o swojej karierze niemal dokładnie w 47. rocznicę zdobycia przez Knicks tytułu mistrzowskiego.

 

Koszykówka nie była Twoją pierwszą miłością. W młodości podobno wolałeś baseball i piłkę nożną. Za co lubiłeś soccer i czy grając weń nauczyłeś się czegoś, co potem zaprocentowało na boisku koszykarskim?

Piłka nożna nauczyła mnie gry zespołowej oraz tego, że jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu jest ciężka praca. Nauczyła mnie również znaczenia koleżeństwa.

Jak ważną osobą był dla Twojej kariery Clarence Gaines, trener na uczelni Winston-Salem i członek Hall of Fame?

Trener Gaines jest głównym powodem, dla którego mogłem zostać graczem, którym się stałem. Kiedy dołączyłem do Winston-Salem State College, moja gra znacząco różniła się od większości graczy. Trener Gaines zauważył to i umożliwił mi granie „mojej gry” w kontekście gry zespołowej. Był świetnym trenerem, który był bardzo pomysłowy i formował swoje drużyny wokół graczy, których miał w zespole. Dlatego wygrał 832 spotkania jako trener w lidze uniwersyteckiej.

W trakcie ostatniego roku gry w NCAA zdobywałeś średnio 41.5 punktu na mecz przy 60-procentowej skuteczności z gry. Co umożliwiło Ci grę na tak wybitnym poziomie?

Miałem świetnych kolegów z zespołu, wybitnego trenera i dużo pewności siebie. Mimo, iż zdobyłem mnóstwo punktów, moi koledzy również osiągali dobre wyniki, ponieważ notowaliśmy około 105 punktów na mecz. Czasami byli szczęśliwsi ode mnie i zachęcali mnie przez cały sezon do zdobywania punktów. W rezultacie wygraliśmy turniej NCAA College Division w 1967 roku i staliśmy się pierwszym w większości „Black College”, który zdobył tytuł NCAA w jakiejkolwiek dyscyplinie.

W drafcie 1967 roku zostałeś wybrany z numerem drugim przez Baltimore Bullets, a po sezonie otrzymałeś nagrodę Debiutanta Roku. W 1968 roku Bullets znów wybierali w drafcie z dwójką i znów wybrali przyszłego Debiutanta Roku, Wesa Unselda, który już jako drugoroczniak został MVP. Jak się grało w duecie z tak wyjątkowym graczem?

Wes był naprawdę wyjątkowym zawodnikiem. W drugiej połowie mojego debiutanckiego sezonu drużyna zaczęła grać bardzo dobrze. Przez resztę rozgrywek mieliśmy jeden z najlepszych bilansów w lidze. Kiedy wybraliśmy Wesa w drafcie, był brakującym elementem, dzięki któremu zespół stał się realnym kandydatem do walki. W tym sezonie przeszliśmy z zespołu zajmującego ostatnie miejsce w dywizji na najlepszą ekipę w naszej dywizji. Z Gusem Johnsonem, naszym kapitanem i późniejszym członkiem Galerii Sław, i Wesem, który doskonale zbierał piłki i wprowadzał nas w nasz charakterystyczny styl kontrataków, nie tylko wygrywaliśmy, ale byliśmy zespołem, który wiele osób chciało zobaczyć.

źródło: youtube.com (Wilt Chamberlain Archive)

Już w trzecim sezonie wspólnej gry, Ty i Wes wprowadziliście swój zespół do finału, w którym przegraliście 0-4 z Kareemem, Oscarem Robertsonem i Milwaukee Bucks. Wydawałoby się, że najlepsze przed Wami, ale wtedy poprosiłeś o transfer. Dlaczego?

Baltimore było małym rynkiem. Mój agent czuł, że moja gra powinna znaleźć się w znacznie większym rynku. Mimo, iż tego nie chciałem i czułem, że właśnie składamy oświadczenie o renegocjacji nowej umowy, w tym samym czasie powiedziano kilka rzeczy, które utrudniły mi powrót do Baltimore. Podałem im trzy zespoły, w których chciałem grać: Philadelphia 76ers, Chicago Bulls i LA Lakers. Kiedy mój agent wrócił kilka dni później z propozycją od New York Knicks musiałem zastanawiać się kilka dni, aby podjąć decyzję, ponieważ Knicks byli naszymi wrogami i nie miało to sensu. Mieli już w swoim składzie Walta Fraziera.

Miałeś na swojej transferowej liście życzeń Lakers, Bulls i Sixers, ale ostatecznie trafiłeś do Knicks. Wcześniej rozważałeś jednak propozycję dołączenia do Indiana Pacers, którzy grali w ABA. Byłeś gotowy porzucić wtedy NBA, czy była to tylko forma nacisku na Bullets?

Tak, czułem, że mogłem opuścić NBA, jednak po przemyśleniu tego, odezwała się moja waleczność. Zdecydowałem, że chcę grać przeciwko najlepszym graczom na świecie, co oznaczało NBA.

Co myślisz o dzisiejszych gwiazdach i ich żądaniach transferowych?

Nie mam problemu z graczami, którzy zmieniają klubu po zakończeniu bieżących umów. W rzeczywistości są to prawa, o które tak mocno walczyliśmy, kiedy byłem graczem. Ciekawie jest to obserwować, ponieważ większość dzisiejszych graczy po prostu kręci się wokół swojego życia, nie zdając sobie sprawy z tego, że są ludzie, którzy poświęcili swoje środki utrzymania, aby umożliwić im zarabianie dolarów i korzystanie z wolności w koszykówce, którą cieszą się dzisiaj.

źródło: youtube.com (Hal15Greer)

Bullets i Knicks spotykali się w playoffach przez sześć kolejnych sezonów. Jak wspominasz tę rywalizację z pozycji osoby, która brała w niej udział jako gracz i jednej, i drugiej drużyny?

Bullets i Knicks w tamtych latach byli idealnymi lustrzanymi odbiciami. Pojedynki były niesamowite na każdej pozycji. Środkowymi byli Wes Unseld i Willis Reed. Skrzydłowymi Gus Johnson i Jack Marin, kontra Dave DeBusschere i Bill Bradley. Rozgrywającymi byli Kevin Loughery i ja, a na przeciwko Dick Barnett i Walt Frazier. Kiedy dołączyłem do Knicks, okazało się, że te pojedynki można było bardzo łatwo odwrócić. Według mnie, te drużyny prezentowały najlepszą rywalizację ze wszystkich w historii NBA ze względu na połączenie weteranów i młodych zawodników, a także odrębny styl gry obydwu zespołów. Nie tylko różne style gry, ale również kontrast pomiędzy Gene Shue i Redem Holzmanem stworzyły ekscytujące starcia pomiędzy tymi zespołami.

Twój transfer do Nowego Jorku był szokujący nie tylko ze względu na animozje pomiędzy klubami. Wiele osób wątpiło, że odnajdziesz się w duecie z Waltem Frazierem. Jak układały się Twoje relacje z Clyde’em?

Moja relacja z Clyde’m była na początku dziwna. Byliśmy dwójką zawodników, którzy zostali wybrani w tym samym drafcie. Ja z drugim, a Clyde z piątym numerem. Obaj wygraliśmy mistrzostwa w naszych ostatnich rozgrywkach na studiach. Ja zwyciężyłem w NCAA College Division, a on w NIT. Byliśmy rozgrywającymi, więc była między nami naturalna rywalizacja. Kiedy przybyłem do Knicks, wiem, że Clyde zastanawiał się, dlaczego Knicks wymienili się za mnie, skoro już go mieli. Znalezienie wspólnego języka zajęło nam trochę czasu, ale byliśmy teraz kolegami z drużyny, na dobre i na złe. Musieliśmy zacząć zachowywać się jak członkowie jednego zespołu. Najważniejszym aspektem naszych relacji było to, że szanowaliśmy się nawzajem.

Dołączyłeś do zespołu, w którym znajdowało się sześciu późniejszych członków Galerii Sław. Co musiałeś zmienić w swojej grze, żeby przystosować się do bycia z nimi na parkiecie?

Mój styl gry znacząco się zmienił. Musiałem nauczyć się rytmu gry Knicks, ponieważ w Baltimore graliśmy zupełnie inaczej. Musiałem to zrobić, by dopasować się do zespołu. To tak jak skakanie przez dwie skakanki (double dutch). Musisz wyczuć moment, w którym możesz skoczyć. Różnica w posiadaniu własnego zespołu polega na tym, że wiesz, kiedy zdobyć punkty, kiedy podać piłkę do poszczególnych zawodników. Wiedziałeś, kiedy trzeba było przejąć kontrolę nad meczem. Musiałem poświęcić swój styl gry, by wkomponował się w styl Knicks. Musiałem znaleźć swoje miejsce na parkiecie. To było doświadczenie edukacyjne, w wyniku którego moja średnia punktowa spadła z 23 do 11 punktów na mecz. Poza tym, walczyłem z ostrogą kostną w mojej stopie, która musiała być operowana, ale musiałem poczekać do końca sezonu, ponieważ Willis nie grał przez większość rozgrywek.

źródło: youtube.com (Wilt Chamberlain Archive)

W Knicks było wówczas wiele barwnych postaci. Był Frazier, ale też Bill Bradley, Jerry Lucas, Phil Jackson, Dave DeBusschere, Willis Reed i oczywiście Ty. Jak to było dzielić z nimi szatnię i czas wolny w najwspanialszym mieście na świecie?

Kiedy wspominam ten zespół, myślę, że był idealnym dla Nowego Jorku. Zawodnicy reprezentowali serce tego miasta. Mowa o intelektualistach – Bill Bradley i Jerry Lucas otrzymali stypendium Rhodes. Dick Barnett uzyskał stopień doktora po zakończeniu sportowej kariery. Dave DeBusschere i Willis Reed byli jak codzienna klasa robotnicza miasta, z którą wszyscy się identyfikowali. Clyde i ja reprezentowaliśmy ekstrawagancję miasta, które nigdy nie śpi. W naszych rozmowach nie chodziło tylko o koszykówkę, ale również o to, co działo się wokół nas i na świecie. Każdy miał swoją opinię. To był świetny tygiel.

Jak wspominasz trenera Reda Holzmana?

Red Holzman był wybitnym trenerem. Traktował każdego tak samo. Zdawał sobie sprawę z tego, że ma świetnych zawodników i dał graczom platformę do rozwiązania problemów związanych z wygrywaniem. Knicks byli zespołem weteranów i kiedy naradzaliśmy się w trakcie meczów pytał: „Co chcesz zrobić?”. Jeśli zgadzało się to z jego planem, odpowiadał: „Ok, zróbmy to”. Był współczującym i bardzo rodzinnym człowiekiem. Nasza relacja stała się jeszcze lepsza, gdy zakończyłem karierę i wchodziliśmy w interakcje w inny sposób.

Po dwóch porażkach w Finałach, w 1973 roku zdobyłeś wreszcie upragnione mistrzostwo NBA. Jak to jest wygrać w Nowym Jorku?

To było jak ciężar zdjęty z moich ramion. Mój pierwszy udział w finałach z Bullets był zupełnie nowym doświadczeniem. Byliśmy niedoświadczeni, a do tego kilka ważnych postaci w naszej drużynie odniosło kontuzje – ani przez chwilę nie byliśmy w tej serii. Przegraliśmy do zera. W następnym roku z Knicks byłem kontuzjowany i nie grałem dobrze. Znów przegraliśmy. Do trzech razy sztuka. Byliśmy pewni siebie i wszyscy mieliśmy nadzieję, że będziemy mogli zagrać przeciwko Lakers, aby się zemścić. Kiedy wybrzmiała ostatnia syrena tych finałów, pamiętam jak powiedziałem mojemu koledze z pokoju i zespołu, Deanowi Memingerowi, kiedy wybiegaliśmy z parkietu, że byłem szczęśliwy, że to już koniec i pora wrócić do hotelu.

źródło: youtube.com (Classic Sports)

W wywiadach wielokrotnie podkreślałeś wielkość Wilta Chamberlaina. Jakiego Wilta pamiętasz z Finałów 1972 i 1973 roku?

Wilt Chamberlain, którego widzieliśmy, był tylko cieniem Wilta, którego pamiętam z czasów, gdy dorastałem w Philadelphii. Był zawodnikiem, który zdobył 50 lub więcej punktów 118 razy w swojej karierze. Był tak dominującym graczem, dzięki niesamowitym umiejętnościom w zdobywaniu punktów i zbieraniu piłek. Grał przez 14 sezonów, a w jednym z nich wystąpił tylko w 12 meczach z powodu kontuzji. Ilość oddawanych przez niego rzutów znacząco spadła po sezonie 1966, kiedy media uznały, że rzucał za dużo. Aby udowodnić swoją wszechstronność, powiedział, że będzie liderem ligi w asystach. Zawsze był większy od życia i robił dokładnie to, co zakładał. Nie był tym samym zawodnikiem w roku 1972 i 1973, ale nadal był bardzo zdolnym i sprawnym środkowym.

W 1977 roku trenerem Knicks został Willis Reed. Jak pracuje się w sytuacji, gdy trenerem jest Twój były kolega z zespołu?

Bardzo trudno jest grać z trenerem, z którym grałeś. Po pierwsze, chcesz żeby odniósł sukces. Są chwile, kiedy nie zgadzasz się z tym co proponuje, bo uważasz to za złe podejście, ale realizujesz jego plan, ponieważ go szanujesz. Jestem pewien, że dla niego było to równie trudne. Gra się rozwija i zmienia się kierunek, w którym zmierza. Jako trener musisz jak najlepiej wykorzystać wszystkich członków zespołu, nie faworyzując ulubionych graczy.

Z czego jesteś najbardziej dumny jako były koszykarz – z mistrzostwa, wyboru do NBA 50th Anniversary All-Time Team, czy może zastrzeżenia numeru zarówno przez Bullets, jak i Knicks?

Osiągnięcie wszystkich powyższych wyróżnień jest mi bardzo bliskie i drogie. Najbardziej jednak jestem dumny z grupy młodych chłopaków z Winston-Salem State College, które zebrały się razem i pokonały wszystkie przeszkody, zarówno przeciwnika, jak i rasę, aby wygrać mistrzostwo NCAA College Division. Jest różnica w byciu profesjonalistą, ponieważ grasz za pieniądze. Na studiach grasz dla swojej szkoły, fanów i kolegów z drużyny, z którymi żyjesz przez cztery lata. Nie ma nic takiego, jak to uczucie.

Grałeś przeciwko wielu wybitnym zawodnikom, ale który z nich sprawiał Ci najwięcej kłopotów na parkiecie?

Oscar Robertson był jednym z najbardziej zaciekłych konkurentów, z którymi grałem. Był większy ode mnie i był bardzo doświadczony. Kolejnym był Nate „Tiny” Archibald. Był mniejszy ode mnie, ale był szybki i nie bał się nikogo. Jest jedynym graczem, który był najlepszym punktującym i asystującym w lidze w tym samym roku. Jeszcze jednym był Bob Dandridge. Bob i ja graliśmy przeciwko sobie na studiach. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i bardzo podobało mi się granie przeciwko niemu.

Kogo z dzisiejszych zawodników NBA najbardziej podziwiasz?

To trudne pytanie, ponieważ liga różni się tym, jak dzisiaj gra się koszykówkę. Podam jednak kilka nazwisk, ponieważ uważam, że są wybitnymi graczami. Zaczniemy od LeBrona Jamesa, za jego zdolności przywódcze i wysoki poziom gry, który utrzymuje od wielu lat. Następny byłby Kevin Durant. Jest prawdopodobnie najbardziej niepowstrzymanym zawodnikiem w lidze. Trzeba wymienić również Jamesa Hardena, Russella Westbrooka, Stephena Curry’ego, Anthony’ego Davisa, Kawhi Leonarda, „Greek Freak’a”, Kyrie’go Irvinga i mnóstwo młodych talentów z całej ligi.

Choć minęło już 46 lat od Twojego mistrzostwa, Nowy Jork wciąż nie doczekał się kolejnego tytułu. Co sądzisz o obecnej sytuacji Knicks?

Knicks mieli bardzo ciężkie okresy. Mieli kilka dobrych drużyn w erze Patricka Ewinga. Od tego czasu popełniono ogromną ilość błędów, która postawiła ich w pozycji, w jakiej się dziś znajdują. Wydaje mi się jednak, że są na dobrej drodze do odbudowania zespołu dzięki obecnie wykonywanym działaniom. Postawili się w sytuacji, w której mogą zarówno otrzymać wysoki wybór w drafcie, ale również walczyć o wolnych agentów latem. W tym roku podpisali umowy z kilkoma zawodnikami z niższego poziomu, ale sa to kontrakty którkoterminowe, co umożliwia walkę o największe nazwiska w przyszłości.