1v1 Danny Manning: „To były naprawdę świetne chwile.”
Pierwszy wybór draftu 1988 roku, gwiazda NCAA, medalista olimpijski z 1988 roku. Dwukrotny uczestnik Meczu Gwiazd i Rezerwowy Roku 1997-98. Danny Manning w rozmowie o swojej 15-letniej karierze w NBA.
Twój ojciec [Ed Manning] grał w NBA i ABA przez osiem sezonów. Jak duży wpływ miał na twoją karierę?
Mój ojciec miał ogromny wpływ na moją karierę. Pokazał mi koszykówkę i od razu się w niej zakochałem. Chodziłem na treningi, mecze, widziałem jak mój ojciec pełnił różne funkcje w zespołach i gdy dorastałem, uważałem, że było to bardzo fajne. Mój ojciec był zawodnikiem, który wykonywał mnóstwo małych rzeczy, które pomagają zespołowi osiągać sukces, ale nie przyciągają wielkiej uwagi. Dzięki temu doceniałem te rzeczy, a dzięki niemu nauczyłem się, że są one bardzo istotne dla drużyn, które chcą wygrywać.
Jak wspominasz Larry’ego Browna, który trenował twojego ojca w ABA, a później ciebie w NCAA? Czy z powodu takiej znajomości było ci łatwiej?
Myślę, że to świetna znajomość, jednak trener Brown był bardzo wymagający i chciał wyciągnąć maksimum możliwości z każdego zawodnika – uczynił mnie lepszym człowiekiem i lepszym graczem. Udało nam się zdobyć mistrzostwo i awansować kilkukrotnie do Final Four, a do tego przygotował mnie do późniejszego życia. Ale również stawiał mi wyzwania, stawiał wyzwania nam wszystkim każdego dnia, żebyśmy mogli jak najbardziej zbliżyć się do szczytu naszych możliwości. Bywało ciężko, ale z pewnością opłacało się.
W 1988 roku otrzymałeś nagrodę Final Four Most Outstanding Player i Naismith College Player of the Year. Jak duża była presja związana z prezentowaniem podobnego poziomu w NBA?
Cóż, miałem sporo szczęścia, przykułem uwagę jako zawodnik, ale koszykówka to gra zespołowa. Nic by z tego nie wyszło bez trenerów, Larry’ego Browna i jego współpracowników, ale również moich kolegów z zespołu, którzy pomagali mi na parkiecie. Nigdy nie odczuwałem tego jako presji, chciałem po prostu pokazać, że potrafię grać i zrobić wszystko, by mojemu zespołowi grało się łatwiej i by mógł odnieść sukces.
źródło: youtube.com (March Madness)
Jak wspominasz moment, w którym otrzymałeś informację o powołaniu na igrzyska olimpijskie?
Byłem bardzo podekscytowany okazją do reprezentowania USA na igrzyskach. To było wielkie wyróżnienie i cel, który postawiłem sobie, gdy dorastałem. Byłem bardzo wdzięczny za możliwość bycia częścią USA Basketball.
Czy mecz przeciwko Związkowi Radzieckiemu jest tym, który najbardziej chciałbyś powtórzyć i zmienić jego wynik?
To z pewnością jeden z nich. Przegraliśmy z bardzo utalentowaną drużyną ze Związku Radzieckiego, a ja nie zagrałem dobrze. W trakcie mojej kariery było kilka momentów, z którymi nie mogę się pogodzić, a to bez wątpienia jeden z nich.
Clippers wybrali cię z jedynką draftu w 1988 roku, ale we wcześniejszych rozgrywkach uzyskali bilans 17-65. Czy było ci ciężko pogodzić radość z bycia numerem jeden draftu z grą dla słabego zespołu?
Granie w NBA było ogromnym wyróżnieniem, zwłaszcza gdy zostajesz wybrany w pierwszej rundzie, w czołówce, lub nawet z pierwszym numerem draftu – jesteś wtedy bardzo szczęśliwy i wdzięczny. Jednak dołączając do NBA, która jest najwyższym poziomem koszykówki, chcesz pokazać, że możesz pomóc swojemu zespołowi odnosić sukcesy, że jesteś wystarczająco dobry, by grać w tej lidze. Chcesz również być postrzegany jako ktoś, na kogo można liczyć podczas gry. Z takim myśleniem przystępowałem do gry. Będąc w czołówce draftu zazwyczaj trafia się do zespołów, którym we wcześniejszych rozgrywkach nie wiodło się zbyt dobrze. Ja natomiast byłem podekscytowany możliwością gry dla Clippers i nie mogłem się doczekać momentu, w którym pojawię się na parkiecie.
Po 26 spotkaniach debiutanckiego sezonu zerwałeś więzadło krzyżowe w kolanie. Jak wielka była twoja niepewność co do dalszej kariery?
Miałem wtedy w głowie mnóstwo różnych myśli. Bernard King udowodnił wówczas, że można powrócić po kontuzji ACL i był dla mnie kimś, kto dawał dodatkową motywację. Kimś takim był również Archie Marshall, kolega z Uniwersytetu Kansas, który przeszedł przez kilka kontuzji ACL, gdy byliśmy na uczelni. Wiedziałem więc, że można powrócić do gry i trzeba po prostu pracować i tego dokonać. Miałem świetnego lekarza, Stephena Lombardo, świetnego terapeutę, sztab medyczny oraz pozostałych ludzi, którzy bardzo mi pomogli. Miałem sporo szczęścia i zdołałem powrócić do gry.
źródło: youtube.com (Retro Basketball Highlights)
W NBA zagrałeś ponownie na początku sezonu 1989-90. Czy musiałeś dokonać wielu zmian w swoim stylu gry po kontuzji?
Tak, musiałem. Dokonałem wielu poprawek w moim stylu gry po pierwszej kontuzji ACL; później musiałem to zrobić dwukrotnie. Zacząłem bardziej analizować grę. Przygotowywałem się do gry przeciwko konkretnym zawodnikom, studiowałem ich zagrania. Starałem się wychodzić poza przygotowane schematy i myśleć nad różnymi rodzajami rzutów, które musiałem oddawać. Zmieniło się również moje podejście do stanu mojego ciała. Bardzo skupiłem się na rehabilitacji i wykonywaniu rzeczy, które pozwolą mi być skutecznym na parkiecie.
W trakcie sezonu 1991-92 Clippers zatrudnili Larry’ego Browna. Czy wasza wcześniejsza znajomość przyniosła korzyść w NBA?
Kiedy Clippers sprowadzili trenera Browna wiedziałem, że od razu staniemy się lepszym zespołem, ale byłem również pewien, że będzie rzucał nam wyzwania i będzie zabierał nas ze strefy komfortu, co dla wszystkich będzie bardzo wymagające. Dokładnie tak było. Uczynił nas lepszym zespołem, zaczęliśmy grać przyzwoicie i udało nam się powalczyć w playoffs.
Po przyjściu Rona Harpera i Doca Riversa, wywalczyliście playoffs. Przegrywaliście 0-2 z Utah Jazz, zdołaliście doprowadzić do decydującego meczu, w którym prowadziliście 12 punktami. Dlaczego według ciebie nie zdołaliście wygrać?
Przegraliśmy piąty mecz z Jazz, ponieważ nie wykonaliśmy rzeczy, które trzeba było zrobić, żeby utrzymać prowadzenie do końca. Trzeba również oddać Jazz, że mieli dwóch członków Hall of Fame w postaciach Stocktona i Malone’a, a do tego trenera Sloana. Przewaga parkietu dodała im sił i nie zdołaliśmy ich pokonać – w końcówce byli lepsi od nas.
źródło: youtube.com (LamarMatic)
Po kolejnej porażce w pierwszej rundzie playoffs, Clippers wymienili cię za Dominique’a Wilkinsa. Byłeś zaskoczony wymianą, czy spodziewałeś się, że w końcu nastąpi?
Wiedziałem, że coś takiego jest jak najbardziej możliwe, ponieważ Clippers i ja nie mogliśmy się porozumieć w sprawie kontraktu, a z tego co słyszałem, sprawy wyglądały podobnie w przypadku Dominique’a i Hawks w tym momencie. Skończyło się więc tak, że ja trafiłem do Hawks, a Dominique do Clippers, dograliśmy końcówkę sezonu w tych klubach, a latem obydwaj zmieniliśmy kluby. Bycie wymienionym za Dominique’a Wilkinsa było szokiem, ponieważ był bardzo znanym graczem, któremu postawiono pomnik przed halą Hawks.
Jako zawodnik Hawks grałeś z doświadczonym środkowym i skrzydłowym, Kevinem Willisem. Czy był dla ciebie kimś w rodzaju mentora?
Dokładnie tak. Kiedy trafiłem do Atlanty za Wilkinsa, Kevin był filarem drużyny, wykonywał fantastyczną robotę zdobywając punkty, zbierając piłki i grając w obronie. Podzielił się ze mną wiedzą na temat gry w Atlancie, bycia członkiem tego zespołu, a także gry dla członka Galerii Sław, Lenny’ego Wilkensa. Willis był zawodnikiem, z którym bardzo dobrze mi się grało i cieszę się, że był ze mną w zespole.
W roku 1993 i 1994 zagrałeś w Meczach Gwiazd. Jak wspominasz możliwość gry przeciwko takim zawodnikom, jak Michael Jordan, Shaquille O’Neal czy Karl Malone?
Występy w Meczach Gwiazd były wielką frajdą. Mam z nich kapitalne wspomnienia związane z grą przeciwko Michaelowi, Shaqowi, Karlowi Malone i innym wspaniałym graczom, którzy wtedy zagrali. Byłem szczęśliwy i dumny, ponieważ po byłem po kontuzji ACL i zdołałem pojawić się w Meczu Gwiazd, mimo wielu osób wątpiących w mój powrót. Ciężka praca włożona nie tylko przeze mnie, ale również przez moją rodzinę, lekarza i terapeutę się opłaciła i dała mi sporo satysfakcji. To były naprawdę świetne chwile.
Latem 1994 roku podpisałeś kontrakt z Phoenix Suns. Czy zastanawiałeś się nad innymi zespołami?
Jasne, że tak. Kilka drużyn przykuło moją uwagę, jednak, kiedy przyjrzałem się Phoenix Suns, Jerry’emu Colangelo i jego sztabowi trenerskiemu, ten zespół bardzo mi się spodobał. Do tego, Colangelo podzielił się ze mną wizją i planem na przyszłość, który mi odpowiadał. Zdecydowałem się na podpisanie kontraktu na jeden sezon z Suns i było to coś, z czego jestem bardzo zadowolony, ponieważ bardzo podobały mi się lata spędzone w Phoenix.
źródło: youtube.com (All-around NBA)
W dwóch kolejnych sezonach z powodu kontuzji opuściłeś łącznie 85 spotkań. Jak trudna była walka z poważnymi kontuzjami, gdy wciąż byłeś w świetnym wieku do gry na wysokim poziomie?
Dorastając, każdy z nas mierzy się z przeciwnościami. Częścią mojej drogi były trzy kontuzje więzadeł krzyżowych; podczas gry w Phoenix przydarzyły mi się dwie z nich. To było ogromne wyzwanie, ale miałem wokół siebie grupę wspaniałych ludzi, którzy byli dla mnie wielkim wsparciem. Lekarze, koledzy z zespołu i oczywiście moja rodzina. Chciałem po prostu znaleźć sposób, by móc ponownie grać. Udało mi się tego dokonać i byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. To był bardzo trudny czas, zwłaszcza dla psychiki. Było ciężko pozostać skupionym na celu, odzyskać formę i powrócić do NBA.
W 1998 roku zostałeś Rezerwowym Roku. Czy miałeś kłopoty ze zmianą roli w zespole – z bycia członkiem wyjściowej piątki na rezerwowego?
Grałem wówczas dla dobrego i utalentowanego zespołu, któremu chciałem pomóc w jakikolwiek sposób się dało. Wiadomo, że chciałem być w wyjściowym składzie, ale trener uważał, że w tym momencie nie będzie to najlepsze rozwiązanie dla zespołu, więc chciałem być najlepszy w tej roli, którą otrzymałem. Dało mi to nagrodę dla Rezerwowego Roku. Byłem bardzo zadowolony i podobała mi się taka gra. Uważałem, że daje mi to dobrą szansę obserwowania gry z ławki, zrozumienia rytmu gry, a później wejścia na parkiet i wspierania kolegów z zespołu. Zmiana roli nie była dla mnie trudna, ponieważ to była rzecz, której zespół ode mnie potrzebował.
Po pięciu latach spędzonych w pięciu różnych zespołach, w 2003 roku zakończyłeś karierę. Czy sądzisz, że mogłeś grać dłużej?
Kiedy podjąłem decyzję o zakończeniu kariery w 2003 roku, to był najwyższy czas. To był najwyższy czas dla mnie i dla mojej rodziny. Moje dzieci chodziły wówczas do szkoły podstawowej, a ja chciałem zapewnić im większą stabilizację. Tak jak wspomniałeś, na przestrzeni pięciu lat aż pięć razy zmieniałem klub, a moje ciało znalazło się w punkcie, w którym po prostu musiałem pożegnać się z grą. Dlatego nie była to dla mnie trudna decyzja, wręcz przeciwnie.
W 2012 roku zostałeś trenerem na Uniwersytecie Tulsa. Jak bardzo twoje doświadczenie przydało ci się w relacjach z twoimi zawodnikami?
Myślę, że moje doświadczenie było bardzo przydatne, gdy zostałem trenerem. Wykonywałem mnóstwo zadań w trakcie swojej kariery. Zawsze wydawało mi się, że każda rolą, którą pełniłem jako zawodnik, pomogła mi w byciu trenerem, zwłaszcza kilka pierwszych sezonów, w których nie było roli w zespole, której bym nie pełnił. Dzięki temu mogłem jeszcze lepiej odnosić się do swoich zawodników wtedy i w całej mojej trenerskiej karierze. To duże ułatwienia i coś z czego jestem bardzo dumny, ponieważ jestem w stanie zrozumieć się z każdym zawodnikiem, niezależnie od zadań, które wykonuje.
Po sześciu sezonach w roli trenera Wake Forest, w kwietniu 2020 roku zostałeś zwolniony. Ciężko przewidzieć co wydarzy się nawet w niedalekiej przyszłości, ale czy będziesz szukał pracy w NCAA w nadchodzącym sezonie, czy zdecydujesz się na przerwę?
Patrząc na wszystko, co wydarza się wokół nas, przerwa jest jedyną rzeczą, która się aktualnie dzieje (śmiech)! Jestem zainteresowany pracą przy transmisjach koszykówki w telewizji jako ekspert – mógłbym wówczas wciąż dzielić moją pasję i z takiego miejsca zobaczyć, co wydarzy się w przyszłości. Podczas tej przerwy miałem okazję spędzić dużo cennego czasu z moją rodziną, z czego jestem bardzo szczęśliwy, ale chciałbym w niedalekiej przyszłości powrócić do pracy przy koszykówce.