1v1 Elgin Baylor: „Każda porażka boli”

1v1 Elgin Baylor: „Każda porażka boli”

11-krotny uczestnik Meczu Gwiazd, 10-krotnie wybierany do All-NBA First Team. Legenda Los Angeles Lakers i rekordzista NBA pod względem punktów zdobytych w meczu Finałów NBA. To tylko niektóre z wielu osiągnięć Elgina Baylora. W trakcie Finałów NBA 2020 miałem możliwość porozmawiać z Baylorem o jego karierze. 

W swoim pierwszym sezonie w NBA zdobyłeś nagrodę MVP Meczu Gwiazd, zostałeś Debiutantem Roku, a także doprowadziłeś swój zespół do Finałów. Co dało Ci tak ogromną pewność siebie na tak wczesnym etapie kariery?

Nie mam pojęcia. Moi rodzice zawsze mi powtarzali: „Idź i zrób wszystko, co tylko możesz”. Grałem do samego końca i robiłem wszystko, co w mojej mocy; dałem z siebie wszystko.

W 1959 roku ustanowiłeś rekord NBA w ilości punktów zdobytych w meczu (64), a rok później go poprawiłeś (71). Co Twoim zdaniem było kluczem do bycia tak dobrym punktującym, w czasach bez linii rzutów za trzy punkty?

Bardzo o siebie dbałem, byłem silny, więc kiedy grałem, nie skupiałem się na tym i po prostu grałem. Zawsze byłem w dobrej formie. Kocham koszykówkę i grałem w nią od zawsze, od czasów, gdy byłem dzieckiem. Dzięki temu nauczyłem się wielu rzeczy. Kiedy przychodził czas na granie, po prostu grałem. Kiedy pojawiała się szansa na trafienie rzutu lub wykonanie zagrania, starałem się ją wykorzystać. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy, kiedy wychodzisz na parkiet. Zakładasz, że wszystko się uda, że złapiesz dobry rytm, trafisz kilka rzutów, wykonasz dobre zagrania. Trzeba po prostu wyjść na parkiet i zrobić wszystko, co tylko się da.

źródło: youtube.com (NBA)

Minęło już 58 lat od meczu Finałów NBA, w którym uzyskałeś 61 punktów bez linii rzutów za trzy punkty, a rekord ten nie został pobity do dzisiaj. Czy uważasz, że ktoś może go w najbliższym czasie poprawić?

Nie wiem, ale myślę, że tak. Jest całe mnóstwo świetnych młodych zawodników, więc jest to możliwe. Rekordy są po to, by je pobijać, więc sądzę, że to może się zdarzyć.

Po zaledwie pięciu minutach playoffs w 1965 roku doznałeś poważnej kontuzji kolana. Jak ciężki był dla Ciebie powrót do gry, bez wyposażenia medycznego i technik, które są dostępne w dzisiejszych czasach?

To było bardzo trudne. Operacja była dla mnie czymś nowym, a w porównaniu do dzisiejszych czasów, rehabilitacja niemalże nie istniała. Moją rehabilitacją było siedzenie na blacie kuchennym i podnoszenie ciężarów przymocowanych do kostki. Miałem natomiast świetnego lekarza, doktora Roberta Kerlana, który bardzo mnie wspierał. W dzisiejszych czasach jest znacznie lepiej; rozwiązania technologiczne są nieporównywalnie lepsze. W moich czasach, gdy byłeś kontuzjowany, nie miałeś pojęcia jak długo nie będziesz mógł powrócić na parkiet. Dzięki zaawansowanej technologii, bardzo łatwo można przejść leczenie. W czasach, gdy ja grałem i ktoś doznał kontuzji, doskonale wiedział, że powrót zajmie dużo czasu, ponieważ nie mieliśmy tego, czym zawodnicy dysponują obecnie.

Damian Lillard był liderem NBA w tym sezonie ze średnią 37.5 minuty na mecz. Przez pierwsze siedem sezonów grałeś średnio 41 minut na mecz. Co umożliwiło Ci spędzenie tak wielu minut na parkiecie, efektywną grę i unikanie kontuzji?

Byłem silny i dobrze przygotowany, a do tego uwielbiałem grać. Zawsze byłem osobą lubiącą rywalizację i nie chciałem, by ktokolwiek mógł mnie pokonać. Musisz wychodzić na parkiet z odpowiednim nastawieniem, że dasz z siebie wszystko. Studiowaliśmy przeciwne zespoły, więc wiedzieliśmy bardzo dużo o zawodnikach, przeciwko którym graliśmy. Wychodzisz na mecz mając informacje i wiesz dokładnie jak grać przeciwko danej osobie, wiesz co możesz, a czego nie możesz robić. Wystarczyło obserwować innych.

źródło: youtube.com (Wilt Chamberlain Archive)

Które Finały były dla Ciebie bardziej bolesne – te przegrywane do zera, czy te przegrane w siedmiomeczowej serii?

Każda porażka boli. Musieliśmy przejść przez wszystkie te rzeczy, ale to jest po prostu ciężkie. Bardzo, bardzo trudne. Jednak zawsze dawaliśmy z siebie wszystko.

W jednym z wywiadów Jerry West powiedział, że nie nosi zielonych ubrań. Czy porażki z Celtics dotknęły Cię tak bardzo, jak Jerry’ego?

Raczej nie. Bill Russell i ja jesteśmy przyjaciółmi. Jerry bardzo ciężko pracował. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś bardziej poświęcał się grze i odbierał zwycięstwa lub porażki tak, jak Jerry. Kiedy przegrywał spotkanie, traktował to jakby ktoś zastrzelił jego najlepszego przyjaciela. Był świetnym zawodnikiem i kolegą z zespołu. Jednak porażki traktował bardzo, bardzo poważnie. Ale w końcu się z tym pogodził. Przynajmniej taką mam nadzieję (śmiech)!

W 1968 roku dołączył do was Wilt Chamberlain. Mimo, iż awansowaliście dwukrotnie do Finałów NBA, nie zdobyliście mistrzostwa. Czy sądzisz, że nie sprostaliście oczekiwaniom?

Nie, nie uważam tak. Koszykówka jest sportem zespołowym, jedna osoba nie jest w stanie wygrać meczu. Myślałem, że mamy wystarczająco dobry zespół, by zdobyć mistrzostwo. Ale napotykaliśmy na drodze różne przeszkody, kontuzje. Daliśmy z siebie wszystko, ale nie zawsze się wygrywa.

Mimo, iż skończyłeś karierę w 1971 roku, wciąż masz trzecią najwyższą średnią punktów na mecz na przestrzeni kariery, za Michaelem Jordanem i Wiltem. Jak wiele znaczy dla Ciebie bycie wśród najlepszych graczy wszech czasów?

To jest ogromne wyróżnienie; miałem fantastycznych kolegów z zespołu. Osiągnięcie tego, czego udało mi się dokonać, jest prawdziwym zaszczytem. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony.

W sezonie 1978-79 byłeś trenerem New Orleans Jazz. Nie awansowałeś do playoffs, mimo pokonania wielu dobrych zespołów. Dlaczego według Ciebie ta drużyna była w stanie pokonywać najlepszych, a źle radziła sobie z pozostałymi rywalami?

Cóż, to się zdarza. Nie możesz zbyt wiele z tym zrobić, ponieważ inne drużyny dokładnie wiedzą, co robią. Niektórzy gracze musieli się naprawdę dużo uczyć i zobaczyć, jak grać przeciwko niektórym zawodnikom, co powinni robić, a czego nie, jakie są ich słabości. To wymaga bardzo dużo pracy.

źródło: youtube.com (Los Angeles Lakers)

Kiedy myślisz o swojej karierze, o swoim pomniku przed Staples Center, o byciu inspiracją dla wielu zawodników – czy na początku Twojej kariery, przeszło Ci przez myśl, że będziesz znaczył tak wiele dla historii NBA?

Absolutnie nie, ponieważ nawet nie wiedziałem, że zdołam dostać się do drużyny! Najpierw musiałem się tym martwić. Dzięki Bogu, który dał mi możliwość osiągnięcia i dokonania wielu rzeczy. Byłem trochę zaskoczony, bo kiedy patrzyłem, jak grają ci goście, to było bardzo trudne. Udało mi się tam dostać, zagrałem i odkryłem, że nie tylko mogę im dorównać, ale również mogę ich pokonać.

 

11-krotny uczestnik Meczu Gwiazd jest również aktywny w internecie: na Twitterze i Instagramie. Nagrywa również specjalne filmiki dla fanów na Cameo.