Tyler Herro: I love you haters

Tyler Herro: I love you haters

Zwykło się mawiać, iż playoffy kreują bohaterów. I choć w Miami Heat ciężko wybrać tego jednego, największego herosa, to na liście kandydatów z pewnością nie może zabraknąć Tylera Herro.

Tyler Herro szturmem podbił serca fanów na całym świecie, kiedy poprowadził Miami do zwycięstwa nad Bostonem w meczu numer 4 tegorocznych finałów konferencji. Jak to się stało, że ten 20-latek któremu z wyglądu bliżej do chłopca z Instagrama niż do zawodowego sportowca, dominuje ze spokojem na największej koszykarskiej scenie?

Od początku nie było łatwo. Ojciec Tylera, Chris Herro był niegdyś lokalną gwiazdą koszykówki, lecz zerwane więzadła zakończyły jego marzenia o poważnej karierze. Dlatego też postanowił sobie, że swojego syna przygotuje najlepiej jak potrafi, tak aby był gotowy na wszystko, co przyniesie parkiet. Jak możecie się domyślać, nie był przy tym zbyt łagodny:

„Był moim najsurowszym nauczycielem. Nigdy nie usłyszałem od niego, że zagrałem dobry mecz, nigdy. Jednak to sprawiło, że teraz jestem, jaki jestem. Te naprawdę ciężkie chwile mnie zahartowały.”

„Byłem dla niego bardzo ostry, ale jestem w stu procentach pewien, że to dzięki temu jest teraz tak mentalnie mocny.”

Ten twardy charakter miał mu się przydać bardzo szybko. Herro na poziomie liceum był lokalnym bohaterem, choć na poziomie krajowym nie był aż tak doceniany. Nie został wybrany do meczu McDonald’s All-American, w którym grają zawsze najlepsi licealiści. To bardzo dotknęło młodego zawodnika, który postanowił udowodnić wszystkim ile tak naprawdę potrafi. Dlatego też zdecydował się pójść do Kentucky, mimo że rok wcześniej obiecywał pozostanie na studiach w Wisconsin.

 „Wiem, że mogłem zostać tutaj lokalnym bohaterem, ale stwierdziłem, że przejście do Kentucky będzie najlepszą opcją dla mnie. Nie mam nić do zarzucenia Wisconsin, kocham to miejsce, ale gra pod okiem trenera, który jest w Galerii Sław, to coś niesamowitego.”

Fani nie mogli tego przeboleć. Po dziś dzień wielu nie potrafi, wciąż traktując Herro jako wroga publicznego numer 1. Teraz jednak Tyler jest wschodzącą gwiazdą NBA i przede wszystkim mieszka na Florydzie. Kiedy podejmował decyzję o pójściu do Kentucky, miał 18 lat, a z atakami musiał zmagać się każdego dnia.

Sytuacje w których ktoś wymalował w nocy całe podwórko pod jego domem czerwoną farbą i napisał wielkie: Pieprzyć BBN (Big Blue Nation – jedno z określeń zespołu Kentucky). Naprzód Wisconsin! były na porządku dziennym. Pewnego dnia do tankującego samochód Tylera podszedł facet mówiąc:

„Przejdź przez tę ulicę. Mam nadzieję, ze rozwali Cię jakaś ciężarówka.”

Taka atmosfera utrzymywała się przez cały sezon Tylera w Kentucky. Ludzie, którzy jeszcze kilka tygodni wcześniej go kochali (przynajmniej w internecie), teraz życzyli mu takiej samej kontuzji, jakiej doznał Gordon Hayward. Albo gorzej:

„Mam nadzieję, że Tyler Herro rozwali sobie kolano, przejdzie operację w trakcie której dozna infekcji, będzie musiał mieć transfuzję krwi podczas której zarazi się AIDS, następnie zostanie potrącony przez autobus, lecz przeżyje tylko po to, aby umierać długo i powoli jako chora na AIDS kaleka.”

Sytuacji nie ułatwiały trudne początki w nowym środowisku:

“Był jednym z najgorszych obrońców, jakich widzieliśmy.”

Co gorsza, początkowo Tyler nie błyszczał także w ataku. Pozbawiony piłki, grając w nowym systemie nie potrafił się wstrzelić. Jednak lata koszmarnych treningów spędzonych pod okiem surowego ojca przynosiły owoce. Herro nawet na sekundę nie zaczął w siebie wątpić, a jego siła mentalna imponowała trenerom:

„Jego nie da się złamać mentalnie, bo doskonale wie,ile tak naprawdę potrafi.”

„Każdy mecz gra o życie. Jego podejście jest proste: Muszę zagrać najlepszy mecz w życiu, inaczej moja gra będzie niezadowalająca.”

Z takim podejściem Tyler dał się do jeszcze cięższej pracy, co szybko zauważył John Calipari:

„Jest zaangażowany w stu procentach przez każdą sekundę. Dlatego jako trener wiesz, że możesz mu ufać. Jest wielu zawodników, którzy w chwili zmęczenia zwalniają, zatrzymują się. On nigdy się nie zatrzymuje.”

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaczynając sezon był co najwyżej niezłym prospektem (jeden ze skautów NBA oceniał jego talent na końcówkę drugiej rundy draftu). Rozgrywki zakończył ze średnimi 14,2 pkt i 4,5 zb będąc jednym z liderów Kentucky i lądując finalnie w loterii draftu.

Co ciekawe, tylko ślepy los sprawił, że Herro nie gra w tych finałach w zielonej koszulce z koniczynką. Przed draftem 2019, Kings (których pick należał do Bostonu) i Heat mieli dokładnie ten sam bilans, a o tym, kto wybierze najpierw decydował rzut monetą. Miami wygrali i zgarnęli Herro ku rozpaczy Danny’ego Ainge’a, zafascynowanego obrońcą. Celtics skończyli z Romeo Langfordem, który w playoffs zagrał w tym roku 46 minut.

Tyler nie mógł sobie wymarzyć lepszego miejsca. Jasne, z takim podejściem i etyką pracy, Tyler wywalczyłby sobie w końcu pozycję w każdym zespole, jednak kultura Miami Heat jest idealnie skrojona pod niego – z jednej strony ogromna, nierzadko zahaczająca o arogancję pewność siebie, a z drugiej tytaniczna praca dosłownie każdego dnia. Obie te cechy Tyler wykształcił już w młodości, rozwijając je na studiach, gdzie otwarcie zaczął czerpać radość z roli antybohatera:

„Gram lepiej w takich sytuacjach. Lubię, kiedy wszyscy są przeciwko mnie.”

Tim Grover, były trener Michaela Jordana, Kobego Bryanta, czy Dwyane’a Wade’a pisze w swojej książce:

„Kiedy zostajesz wyczytany w drafcie i oddychasz z ulgą, ciesząc się, ze wreszcie dotarłeś na szczyt, to gratuluję – oto początek końca Twojej kariery. Powinieneś się już zastanawiać, ile pracy Cię jeszcze czeka, a nie cieszyć się, że ustawiłeś się na resztę życia. Większość gości po drafcie świetuje, Kobe prosto z ceremonii pojechał na salę ćwiczyć dalej.”

Tyler Herro zdecydowanie pasuje do drugiego typu zawodników. Kilka dni po drafcie zadzwonił do Jimmy’ego Butlera z prośbą o wspólne treningi. Butler słynący z ogromnej pracy, jaką wykonuje na treningach, po wszystkim mógł tylko chwalić swojego młodszego kolegę:

Źródło: Twitter.com/NBA TV

Dlatego też dla tych, którzy oglądali Miami przez cały sezon, ostatnie popisy Herro nie są zaskoczeniem. Podkreślał to trener Spoelstra, podkreślając także, że za każdym wielkim meczem tego chłopaka stoi ogrom pracy:

„Wszyscy doszukują się tego jednego momentu, kiedy mogą powiedzieć: Aha, od tej chwili wiedziałem, że to będzie wielki zawodnik’. To są piękne historie, wiem. Myślę jednak, ze ludzie przeceniają to, co potrafisz zrobić w ciągu jednego wieczoru, a nie doceniają tego, czego możesz dokonać miesiącami ciężkiej pracy kiedy nikt nie patrzy.”

„On pracuje bez przerwy. W trakcie sezonu, kiedy nikt nie zwracał na nas uwagi, Tyler miał wiele trudnych momentów, ale z każdego wyciągał wnioski, uczył się, wprowadzał poprawki i teraz widać efekty tej pracy.”

Efekty są bardziej niż zadowalające. Herro notuje w playoffs 16,5 pkt 5,5 zb i 3,7 ast. Co najbardziej imponuje to jego spokój. Na jego pewność siebie nie ma wpływu to, czy spudłował 5 rzutów z rzędu, czy rzucił 30 punktów w finałach konferencji. Ten urodzony w 2000 roku chłopak gra jak prawdziwy profesor, jakby miał za sobą dziesiątki spotkań w playoffach.

„On pokona każdą przeszkodę. W zeszłym roku, kiedy podpisał kontrakt, nie spodziewałem się, że będzie grał po 20 minut w meczu. Tymczasem on gra po 37, 38 minut w niektórych spotkaniach. Nie mógłbym być z niego bardziej dumny.”

Ta wypowiedź ojca Tylera pochodzi jeszcze sprzed gry w bańce. W trakcie tych playoffów Chris zdążył już pewnie zmienić zdanie w tej ostatniej kwestii. A kto wie, czy Tyler nie zmusi go do tego po raz kolejny, jeśli Miami awansują dzisiaj w nocy do Finałów. Tam Herro może być x-factorem Miami, dlaczego nie? Sam na pewno w to nie wątpi i my chyba też już nie powinniśmy:

„Stawiam na siebie, zawsze. Przeszedłem z małego miasteczka w Milwaukee do Kentucky i nikt nie wierzył, że tam sobie poradzę. Podobnie zresztą było tutaj. Na koniec dnia, zawsze stawiam w pierwszej kolejności na siebie.”

Źródło: Youtube.com/NBA