Historia o tym, jak Los Angeles Clippers wymiękli na finiszu

Historia o tym, jak Los Angeles Clippers wymiękli na finiszu

Co się stało? Dlaczego taki zespół jak Los Angeles Clippers traci prowadzenie 1-3? Dlaczego wydaje się przy tym nie stawiać żadnego oporu? Czy Kawhi Leonard i Paul George nie są przypadkiem świetnymi koszykarzami?

Spójrz na to na papierze ekranie – dwóch two-way skrzydłowych, obaj na poziomie All-Star. Każdy z nich ponad 2 metry wzrostu, każdy bardzo sprawny w defensywie. Jeden jest doskonałym strzelcem cath’n’shoot, drugi jest świetny w kreowaniu gry na koźle. Duet… może nie idealny, ale robiący wrażenie. Obok jeden z najlepszych w lidze duetów pick’n’roll i obwodowy obrońca, który bez kompleksów skacze do gardeł najlepszym ofensywnie zawodnikom rywali. Ten skład musiał włączyć się do walki o Mistrzostwo. A jednak tego nie zrobił. Co się stało?

Los Angeles Clippers od początku swojego istnienia byli raczej wyśmiewani i nie bez powodu. dekady bez najmniejszego choćby sukcesu robi,ą swoje. Nawet z tercetem Paul-Griffin-Jordan w szczycie formy nie byli w stanie zajść dalej niż druga runda. Odrzućmy jednak tę tak łatwo przychodzącą teraz do głowy przeszłość, a spójrzmy w teraźniejszość. Czy duet Kawhi & George jest lepszy niż duet Jokic & Murray? Czysto teoretycznie – tak. Czy głębia składu Clippers robi większe wrażenie niż ta Nuggets? Cóż, teoretycznie tak. LAC nie przegrali tej serii na płaszczyźnie umiejętności. To się stało w głowach. Zobacz co mówi jeden z liderów po przegranym wyraźnie Game 7 – czy Paul George powinien opowiadać teraz o tym, że i tak nie musieli zdobyć mistrzostwa?

„Faktem jest, że nie spełniliśmy pokładanych w nas oczekiwań. Myślę jednak, że podskórnie zawsze czuliśmy, że to nie jest dla nas sezon typu 'mistrzostwo albo nic’. Możemy stać się tylko lepsi, dłużej będąc będąc razem w zespole, grając razem. Im więcej chemii w tej grupie, tym lepiej. Myślę, że to jest historia naszego sezonu – po prostu nie spędziliśmy wystarczająco dużo czasu ze sobą jako grupa.”

Wtóruje mu Lou Williams. Nie stara się on jednak przekonać nas, że nie myśleli o pierścieniu mistrzowskim:

„Mieliśmy mistrzowskie aspiracje. Mieliśmy talent, żeby tego dokonać. Nie mieliśmy jednak na tyle dobrej chemii, żeby tego dokonać.”

Dość zaskakujące są teraz głosy o tym, że w szatni Clippers nie jest najlepiej. A może wcale nie? Może dwóch gości, którzy praktycznie się nie odzywają, to nie jest najlepszy duet do bycia liderami zespołu? Może sport zespołowy polega na ciągłej, głośnej i bezpośredniej komunikacji?

Dziwić może to o tyle, że szkoleniowcem tej grupy jest Doc Rivers. Dziś łatwo mówić głośno, że jest to trener przeceniany. Od strony czysto taktycznej – tak jest. Rivers nigdy nie błyszczał reagowaniem na boiskowe wydarzenia, nigdy nie słynął z tworzenia zaskakujących game-planów. Jest jednak rzecz, w której zawsze uchodził za eksperta najwyższych lotów – motywacja i kontakt z zawodnikami. Boston Celtics swój ostatni tytuł zdobyli w 2008 roku pod wodzą właśnie Doca Riversa. Wtedy w jego sztabie pracował Tom Thibideau i to jemu po latach przypisuje się defensywny kształt mistrzowskiego Bostonu. To jednak Rivers potrafił ze sobą scalić – choć na chwilę – trudne charaktery Garnetta, Allena, Pierce’a i Rondo. Teraz stanął przed zadaniem wręcz odwrotnym. Tamte postaci krzyczały, wyskakiwały swoimi cechami wolicjonalnymi z ekranów. George i Kawhi są negatywem tamtych Celtics.

Zespół musi się dobrze ze sobą komunikować. Musi mieć wspólny cel – chcieć. Czy Clippers chcieli? Można w to wątpić. Szokujące są doniesienia Marca Spearsa z The Undefeated, jakby kilku zawodników LAC w połowie czwartej kwarty domagało się zejścia z parkietu i odpoczynku. W połowie czwartej kwarty meczu numer siedem, przy niekorzystnym wyniku. Wyobrażasz sobie? Zmęczenie w sporcie, oraz zarządzanie zużyciem sił jest niezwykle istotne – zwłaszcza przy dzisiejszej siłowo-szybkościowej koszykówce. Zawodnik wiedzący kiedy musi odpocząć to samoświadomy zawodnik. Zawodnik – a właściwie kilku zawodników – chcący odpocząć w takim momencie to jednak jak głośny krzyk: PODDAJEMY SIĘ!

Widzieliście statystyki Kawhi Leonarda i Paula George’a w drugiej połowie? Dwa trafione rzuty, choke.

Nikt nie powie, że to nie głowy zawiodły. Zły dzień? Trzeci z rzędu. Przypomnijmy sobie, jak przegrali dwa poprzednie mecze. W obu prowadzili po przerwie – w piątym 19 punktami, w szóstym 15 punktami. Minionej nocy prowadzili już 9 punktami. To wszystko były okazje na zakończenie serii na swoją korzyść. Nic się natomiast nie zmieniło na przestrzeni trzech meczów. Ponad 2 godziny koszykówki na znalezienie usprawnień – na nic. Doc Rivers musi wziąć część porażki na siebie i sam to przyznaje, wchodząc przy okazji w polemikę z wypowiedzią Paula George’a:

„Nie sprostaliśmy oczekiwaniom. To tyle. Jestem trenerem i biorę całą winę na siebie. Nie spełniliśmy swoich oczekiwań, to jasne – gdybyśmy je spełnili, wciąż byśmy grali.”

Przecież ci goście potrafią grać w koszykówkę na kosmicznym poziomie i nieraz to udowadniali. Tu ewidentnie nie dźwignęli presji. Jeśli George mówi wprost o tym, że muszą zbudować lepszą chemię, to to nie jest dobra pozycja startowa do jej budowania. Liderzy nie dźwigają ciężaru gry, pozostali zawodnicy nie chcą być na parkiecie w kluczowym momencie sezonu. Z pewnością nie pomaga fakt, że ruch piłki nie pomaga zawodnikom zadaniowym. Dwóch najlepszych zawodników w tym zespole to nie są gracze najlepiej podający. George nie podaje praktycznie wcale – Kawhi robi to rzadziej niż powinien. Rzadziej niż mógłby przy jego umiejętnościach. Pisałem o tym przed meczem numer 7 – Kawhi w tych Playoffach notuje średnio trochę ponad 5 asyst na mecz. George generuje ich poniżej 4. Być może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że siłą rzeczy są przy tym dwoma z trzech najwięcej asystujących graczy. Atak przechodzi przez nich, oni mają piłkę w rękach – oni więc decydują, czy podać ją dalej. Piłka nie krąży w systemie Clippers zbyt dobrze, nie trafia tak często w ręce drugoplanowych zawodników. Jeśli graliście w koszykówkę – nawet na absolutnie amatorskim poziomie – wiecie jak może się to przekładać na relacje w drużynie. Kawhi Leonard dość bezpośrednio zaadresował ten problem po meczu:

„Po prostu nie mogliśmy trafić rzutu. W chemii zespołu chodzi o to, żeby wiedzieć co zrobić na parkiecie, żeby dostarczyć piłkę w miejsca, z których będzie wpadać. Albo kiedy ktoś zostaje podwojony, albo kiedy zagęszczają pole trzech sekund – starasz się, żeby inni goście oddawali swoje rzuty. A my powinniśmy wiedzieć, z jakich miejsc będą te rzuty oddawać. Musimy stać się mądrzejsi jako drużyna. Musimy poprawić nasze koszykarskie IQ.”

Znamienne jest to, co powiedział PG#13 – kolejny rok uczyni ich mocniejszymi. Bardzo niewykluczone, że tak właśnie będzie. Pytanie jednak, ile czasu ten projekt jeszcze ma. Zarówno George jak i Kawhi wchodzą właśnie w ostatni gwarantowany rok swoich umów. Przy optymistycznym założeniu, że skorzystają z opcji w swoich kontraktach, przed nimi wspólne dwa lata. To nie jest zespół budowany od podstaw – Clippers oddali naprawdę dużo, żeby pozyskać dwie gwiazdy tu i teraz. Nie ma wiele czasu na zgrywanie się. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę zdrowotną sytuację Leonarda, którego kłopoty z kolanem są przewlekłe i będzie musiał grać w sezonach regularnych w ograniczonym wymiarze. Nie chcę przekreślać szans LAC na sukcesy w kolejnych latach, bo bardzo podoba mi się koszykarsko zestawienie tych dwóch gwiazd. Podoba mi się to, co jest wokół nich. Może się jednak okazać, że przy wszystkich potrzebnych narzędziach koszykarskich, zabraknie tutaj głowy, oraz głosu wydobywającego się z niej w kierunku zespołu.

źródło:YouTube/CCBN