Nagrody za to, co udało się rozegrać z sezonu 2019/20

Nagrody za to, co udało się rozegrać z sezonu 2019/20

Musimy zacząć oswajać się z wizją, że sezon 2019/20 jest już zakończony – a przynajmniej zasadnicza jego część. Skoro tak, to może warto by rozdać za ten okres należne nagrody?


Most Valuable Player:

Jacek Gawliński: Giannis Antetokounmpo – Bucks jako pierwsi awansowali do playoffs, będąc najlepszą ekipą NBA w przerwanym sezonie. The Greak Freak po raz kolejny poczynił postęp. Trafia najwięcej punktów w karierze i zbiera największą liczbę piłek. Cały zespół Bucks prezentuje się świetnie i drużyna po raz kolejny była faworytem do zagrania w wielkim finale. Grek nadaje tempo gry swojej drużynie, jest motorem napędowym w ofensywie i co najważniejsze jest bardzo regularny w swojej grze. Na 57 rozegranych spotkań zaledwie 7-krotnie zatrzymano go poniżej 20 punktów. Jego atletyczność pomaga mu po obydwu stronach parkietu, co również czyni go jednym z faworytów do nagrody DPOY. Kozły w końcu są najlepszą defensywą w całej NBA. Ciężko jest go zatrzymać, a bez niego Bucks to nie ten sam zespół, co pokazały ostatnie spotkania przed przerwaniem ligi.

Michał Kesler: Giannis Antetokounmpo – Nie ma, co ukrywać – w ostatnich trzech sezonach najlepszej koszykarskiej ligi świata było naprawdę niewielu tak ciężkich do zatrzymania zawodników jak właśnie Giannis. Co więcej, facet piekielnie zaznaczył swoje jestestwo prowadząc Bucks do potężnego bilansu 53-12. Uważam, że jest prawdopodobnie najbardziej wszechstronnym zawodnikiem w NBA. Jego zaangażowanie jest widoczne cytując klasyk: „zarówno w ofensywie jak i defensywie”. Udoskonalenie techniki rzutu „za 3” również dało mu jeszcze większe pole manewru. Dla mnie bezkonkurencyjnie – The Greek Freek zgarnia Most Valuable Player.

Krzysztof Janik: Giannis Antetokounmpo – MVP poprzednich rozgrywek poprowadził Bucks do 53 wygranych w 65 spotkaniach. Mimo, iż LeBron James również grał świetnie w tym sezonie, to 25-letni zawodnik „Kozłów” otrzyma tę statuetkę. Będzie mu brakować już tylko jednej do wyrównania rekordu klubu należącego do Kareema Abdula-Jabbara.

źródło:YouTube/NBA

Łukasz Łoziński: LeBron James – Kandydatów jest dwóch Giannis i LeBron. Obaj mają swoje zalety i wady. Obie kandydatury łatwo jest poprzeć odpowiednimi argumentami. Ja jednak postawię na Jamesa. Prowadzenie na zachodzie oceniam na więcej warte niż na wschodzie. LeBron jest graczem stricte drużynowym, przede wszystkim szukającym okazji do obsłużenia partnerów, do uruchomienia ataku całej drużyny. Jest wszechstronniejszy niż Giannis mimo, że nie broni tak dobrze jak Antek. Cały czas mam przed oczyma niedawne Mistrzostwa Świata i to jak łatwo został zatrzymany Giannis. W świecie prawdziwej męskiej koszykówki jego atuty zostały całkowicie zniszczone. Z LeBronem nie poszło by tak łatwo. Nie wystarczyłoby zamknięcie środka. Argument, że w zeszłym sezonie nie wszedł do playoffs z LAL uważam za nietrafiony. Po pierwsze wypadł na ponad 1/4 sezonu (zaliczył 55 gier), a na niesamowicie wyrównanym zachodzie to zbyt dużo, aby realnie myśleć o awansie. Po drugie działania menadżerki LAL zabiły w tej drużynie jakąkolwiek chęć walki i tego nie da się przeskoczyć ani przybijaniem piąteczek podczas gier, ani krzyczeniem team spirit na treningach. W tym sezonie LBJ z ciekawa, ale nie wyśmienitą ekipą gra naprawdę zacnie. Jest liderem ligi w asystach, co samo w sobie jest mocno zabawne. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że Lebron ma obok Davisa, a Giannis Krzysia sram w gacie Middletona jednak jest to wyrównane przez grę na wschodzie i zachodzie. Wschód to głównie słabe i średnie ekipy, a zachód to głównie dobre i bardzo dobre drużyny. Poza tym to nie mój problem, że właściciele Bucks wierzą, że z Krisem jaką opcją nr 2 mogą zdobyć tytuł. Nie zamierzam deprecjonować Greka, który jest potworem i robi niesamowite rzeczy, ale gdybym miał budować ekipę i jako pierwszego gracza musiałbym wybrać albo Giannisa albo LeBrona to wybrałbym LBJ’a.

Kamil Kucharski: LeBron James – Przez cały sezon myślałem o Giannisie jako o MVP – prowadzi trochę lepszy zespół, ma lepsze statystyki na niemal każdym polu i indywidualnie na tym etapie jest już chyba po prostu lepszym koszykarzem. W czasie kwarantanny uzależniłem się natomiast od oglądania highlightów z programu MasterChef Canada. Jurorzy posługują się tam takim terminem jak „to elevate dish”, który oznacza przyrządzenie najbardziej prozaicznej potrawy jak makaron z serem w taki sposób, by uczynić z niej wykwintne danie. Kiedy pomyślę sobie, że w 2020 roku na czele konferencji zachodniej jest zespół, w którym po 20 minut i więcej grają JaVale McGee, Dwight Howard, Danny Green, czy Kentavious Caldwell-Pope… to myślę sobie, że ci Lakers są właśnie takim wykwintnie przyrządzonym przez LeBrona makaronem z serem. Ok, niech Anthony Davis będzie wykwintnym serem. Giannis też przyrządził fantastyczne danie, ale Khris Middleton, Brook Lopez i Eric Bledsoe to składniki z wyższej półki. To strasznie toporna metafora, ale mniej więcej oddaje to, co teraz myślę. Choć oczywiście Giannis też na wyróżnienie zasłużył i nagroda dla niego będzie jak najbardziej uzasadniona.


Defensive Player of the Year

Jacek Gawliński: Anthony Davis – Davis był jedną z przyczyn wysokiego 3 miejsca Lakers pod względem ligowej defensywy. Tylko w trzech na 55 spotkań nie zanotował ani jednego bloku a 14 razy miał jeden blok w meczu. Osiągnął 2.4 bloku/na mecz co dało mu miejsce w trójce najlepszych blokujących ligi. Dodatkowo jest w pierwszej piętnastce pod względem przechwytów – 1.5 steala na mecz. Davis stał się rim protectorem wzbudzającym strach swoim zasięgiem ramion. Żaden inny zawodnik w tym roku nie zaliczył więcej bloków ani przechwytów. Kiedy krył przeciwników, oni trafiali zaledwie 38.5% swoich rzutów. To druga najmniejsza skuteczność bronionych rzutów w tym sezonie (biorąc pod uwagę 500 rzutów). Jest zdolny kryć zarówno skrzydłowych jak i centrów. Co ciekawe jeszcze nigdy nie wygrał statuetki dla najlepszego obrońcy.

Michał Kesler: Anthony Davis – Chyba najtrudniejsza do rozstrzygnięcia nagroda. W NBA jest wielu bardzo wysokiej klasy defensorów, jednak postanowiłem postawić na Davis’a. Dlaczego? Otóż Davis średnio zalicza 5.5 zbiórek i bloków na mecz. Aczkolwiek niekoniecznie to kierowało mną przy tym wyborze. Anthony jest wyjątkowo utalentowany w grze pod koszem, potrafi z mostu narzucić swoje warunki gry. Jego wszechstronność bez wątpienia pomogła Lakers w uzyskaniu bardzo dobrego rekordu w swojej konferencji.

Krzysztof Janik: Anthony Davis – Czwarty najlepszy rating defensywy w całej lidze, trzeci najlepszy blokujący. Gdyby nagrodę przyznawano drużynie, otrzymałby ją cały zespół Milwaukee Bucks. Jednak, jeśli trzeba wskazać jednego zawodnika, najprawdopodobniej będzie to „AD”.

źródło:YouTube/NBA

Łukasz Łoziński: Bam Adebayo – 10,5 zbiórki, 1,3 bloku i 1,2 przechwytu, a do tego możliwość krycia wszystkich graczy z każdej pozycji. Bam jest filarem defensywy Heat i jednym z głównych czynników decydujących o świetnym sezonie ekipy z Miami. Mobilność, rewelacyjny przegląd pola, gra drużynowa, siła i zaangażowanie to główne atuty młodego gracza Żarów z Florydy. Zaliczył w tym sezonie wyśmienite występy i to zarówno w ataku jak i w obronie. 22 pkt., 13 zb., 9 ast., 4 bl., 3 prz. vs Cavs, 20/10/10 z Orlando, 30/11/11 z Atlantą, 18 pkt., 13 zb., 4 ast., 3 bl., 2 prz. z NOP. Można tak wyliczać jeszcze naprawdę długo jednak wystarczy obejrzeć kilka meczów Heat i przyjrzeć się grze Adebayo by zaważyć jak wszechstronnym w obronie graczem jest Bam i jak wiele daje tej ekipie. Posiadanie w swoich szeregach gracza tego typu daje niesamowite możliwości defensywne. Obejrzyjcie sobie co Adebayo zrobił Siakamowi w spotkaniach z Toronto lub co jeszcze lepsze jak bardzo potrafił zajść za skórę Giannisowi.

Kamil Kucharski: Giannis Antetokounmpo – To nie jest nagroda pocieszenia po tym, jak przyznałem MVP LeBronowi. Bucks byli zdecydowanie najlepszą obroną ligi, na 100 posiadań tracąc tylko 101,6 punktu – drudzy Raptors tracili aż 104,9 punktu na 100 posiadań. Defensywa podkoszowa Milwaukee to prawdziwa sztuka i wpływ na to – poza świetnym i bardzo niedocenianym Brookiem Lopezem – ma właśnie Giannis. To przeciwko niemu rywale trafiali tylko 41,9% rzutów spod kosza, co jest najlepszym wynikiem w lidze. Siłą Antka jest fakt, że w przeciwieństwie do innych rim-protectorów, nie musi koczować pod obręczą. Równie sprawnie broni na obwodzie i jeśli zdecydujesz się na wejście pod kosz, on odprowadzi cię od początku do końca, w każdym momencie grożąc wybiciem piłki którąś z jego niekończących się kończyn.


Sixth Man of the Year

Jacek Gawliński: Dennis Schroeder – Być może i tak po raz pierwszy w historii Sweet Lou wygra tę nagrodę trzeci raz z rzędu, ale ja mam swojego faworyta. Filigranowy obrońca z Oklahoma City Thunder jest najbardziej skuteczny w swojej karierze. Thunder bez Westbrooka i Paula George’a mieli być skazani na pożarcie, nic bardziej mylnego. 31 minut na mecz, najlepsze w karierze 46.8% z gry i 38.1% z dystansu. Poprawił skuteczność, nie mając aż tylu okazji rzutowych jak w drużynie Jastrzębi. Dennis jednak ma wchodzenie z ławki we krwi. W całej karierze na niecałe 500 spotkań w NBA wychodził w S5 tylko blisko 180 razy. Schroeder od 18 listopada przez 46 spotkań miał serię w której notował dwucyfrowy wynik punktowy. Dennis udowadnia cały czas swoją efektywność jako drugi playmaker w drużynie. Drużyna jest z nim lepsza na parkiecie, a 26-latek sporo uczy się także od Chrisa Paula.

Michał Kesler: Derrick Rose – Niewątpliwie kariera Dariusza Róży jest dość wyjątkowa. Od MVP do Sixth Man – jednak w dalszym ciągu walczy. Ten rok jest najlepszym tego przykładem, w pewnym momencie – średnio 19 punktów i 6 asyst przy 27 minutach gry – może robić wrażenie. Między innymi dzięki niezłej efektywności Rose’a Pistons pod nieobecność Blake’a Griffin’a przez jakiś czas liczyli się w grze o play offy. Uważam, że Rose zdołał udowodnić, że jego talent, oraz mentalność w dalszym ciągu są w stanie sporo zdziałać w tej lidze.

Krzysztof Janik: Dennis Schroeder – Z pewnością na to wyróżnienie zasługują Montrezl Harrell i Lou Williams. Jednak najlepszym wyborem wydaje się być Dennis Schroeder, który w 63 spotkaniach zdobywał średnio 19 punktów i 4 asysty na mecz. Między innymi dzięki jego świetnej grze skazywana na pożarcie przez inne zespoły Oklahoma City Thunder ma 5. najlepszy bilans w Konferencji Zachodniej.

źródło:YouTube/Chris Smoove

Łukasz Łoziński: Lou Williams – Można spróbować być oryginalnym i typować na siłę, jednak ja postawię na Lou Williamsa. Robi to co trzeba i robi to naprawdę wyśmienicie. Szósty gracz nie ma bronić najlepszych graczy przeciwnika, nie ma walczyć na desce i pilnować obręczy, nie ma straszyć rywali posturą i wrzucać na Insta fotek z siłowni jak wyciska 230 kg na klatę. Szósty gracz ma wejść i walić punkty jak maszyna bez względu na wszystko. Sweet Lou potrafi to jak nikt i robi to non stop. Williams zalicza w tym sezonie 19 pkt. i 5,7 asysty co jest najwyższym wynikiem w karierze. Najważniejsze jest, że wnosi do gry uderzenie z ławki. Ten sezon mocno odmienny od poprzednich bo w LAC jest dwóch gwiazdorów, którzy maja pierwszeństwo w akcjach ofensywnych zespołu. Mimo to Lou wciąż robi to co potrafi najlepiej i gdy trzeba przejmuje mecze bez mrugnięcia okiem.

Kamil Kucharski: Goran Dragic – Strasznie trudna kategoria w tm sezonie. Lou Williams jest świetny, ale Goran Dragic jest porównywalny. Bam Adebayo to bez cienia wątpliwości ważny element ofensywy Heat – notuje średnio 16 punktów i 5 asyst. Praktycznie identyczne liczby ma wchodzący z ławki Dragic. Trafia przy tym 43,7%  rzutów z gry i 37,7% za trzy. To bardzo solidne statystyki, przy czym nieocenioną wartością jest jego charakter i doświadczenie – tak istotne, gdy gra razem z młodymi Herro, Nunnem czy Robinsonem.


Rookie of the Year

Jacek Gawliński: Ja Morant – W przeciwieństwie do świetnego Ziona Williamsona, Ja Morant rozegrał zdecydowanie więcej spotkań. To typ zawodnika kompletnego i wszechstronnego: trafia layupy W przerwanym sezonie miał za cel wprowadzenie Grizzlies do playoffs i ostatecznie na dzień zawieszenia ligi jego ekipa była na ósmym miejscu. To on stoi w głównej roli za tą niespodzianką Miśków. Morant gra jak doświadczony zawodnik, jest opanowany, nie czuje strachu w stresujących końcówkach. Jego podania otwierają drogę do kosza kolegom, potrafi czytać grę. Blisko 7 asyst jakie zdobywał na mecz uczyniło go 12 graczem w całej lidze, a finezja ruchów pomogła mu stać się debiutantem miesiąca trzy miesiące z rzędu. Jest kluczowym punktem ofensywy Grizzlies, graczem, który dzięki swojemu atletyzmowi pokazał wszystkim, że po stracie Mike’a Conleya w ich składzie wyrasta im kolejny świetny point guard. Jego szybkość, przegląd pola, czytanie gry sprawiły, że nawet sam Tracy McGrady nazwał go już przyszłym MVP ligi.

Michał Kesler: Ja MorantJuż w swoim debiutanckim sezonie talent Moranta zdołał eksplodować. Najlepszym dowodem na to, jest w miarę zaskakujące 8 miejsce Memphis Grizzlies. Ja prowadzi w klasyfikacji rookies zaliczając średnio 17.5 punkta oraz 7.2 asyst na mecz. Imponująca wydaje się również efektywność, z jaką zawodnik Grizzlies trafia do kosza – 49% z pola, 39% zza łuku.

Krzysztof Janik: Ja Morant – gdyby Zion Williamson rozegrał tyle spotkań co Morant, zapewne werdykt byłby inny. Jednak w obecnej sytuacji to rozgrywający Grizzlies jest najlepszym debiutantem na ligowych parkietach. Wyprowadził zespół z Memphis z 12. na 8. miejsce w Konferencji Zachodniej, uzyskując lepszy bilans od Portland Trail Blazers czy San Antonio Spurs.

Łukasz Łoziński: Ja Morant – Nie ma cienia wątpliwości. Gość jest zabójcą. Zion bez wątpienia byłby równorzędnym rywalem, ale rozegrał zdecydowanie za mało spotkań. Ja Morant wszedł do ligi z przytupem i bez cienia tremy. Mimo tylko 20 lat na karku gra dojrzały, dynamiczny, przemyślany i widowiskowy basket. Zalicza 17,6 punktów, 49% z gry, 37% za trzy, 3,5 zb., 7 ast., 1 prz. Liczby bardzo przyjemne, ale ważniejsze jest to, że młodziak gra naprawdę drużynowo i nie sępi na nabijanie sobie statystyk dla samych cyferek. Dowodem tego jest 8 pozycja Grizz na zachodzie po rozegraniu 65 meczów. Przed sezonem nikt nie wierzył w taki obrót sprawy i w głównej mierze jest to zasługa gry Moranta. Ja potrafi uruchomić pozostałych graczy, a swoim zaangażowaniem podrywa resztę drużyny do walki. Świetny gracz i przyszłość NBA.

Kamil Kucharski: Ja Morant – Chłopaki chyba wyczerpali temat. Ja Morant nie miał w tym sezonie konkurencji. Rzadko kiedy debiutant jako lider zespołu ma tak wielki wpływ na wygrywanie. Przy tym świetnie się na niego patrzy.

źródło:YouTube/NBA


Most Improved Player

Jacek Gawliński: Bam Adebayo – Faworytów jak zawsze jest kilku. Moim zdaniem najbardziej zasłużył center Miami Heat. Poprawił się mocno w porównaniu do ubiegłorocznych rozgrywek. W sezonie 2018-19: 8.9 punktów, 7.3 zbiórki, 2.2 asysty w 23.5 minuty. W tych rozgrywkach: 16.2 punktu, 10.5 zbiórki, 5.1 asysty, 1.2 przechwytu, 1.3 bloku w 34.5 minuty. Jest lepszy w aż 5 podstawowych statystykach. W pierwszych dwóch sezonach był głównie graczem rezerwowym, ale ten sezon rozgrywa jako podstawowy center drużyny, dodatkowo udało mu się zadebiutować w ASG. Bam jest jeszcze bardziej zaangażowany w grę i coraz mocniej wszechstronny w swoich poczynaniach. Wszystko to pod odejściu Hassana Whiteside’a. Heat z Adebayo stanowią kolektyw, drużynę gdzie nie ma jednej wyrastającej gwiazdy. Te rozgrywki przerwali na 4 miejscu na wschodzie, w czym pomogła eksplozja formy podkoszowego. Zaczął być bardziej wszechstronny, rozdaje więcej asyst, ale jednocześnie coraz więcej zbiera pod koszem, rozwija się jako rim-protector i opcja w ataku Heat(3 triple-double w sezonie). Dodatkowo poprawił defensywę, dzięki czemu zespół tracił ponad 2 punkty mniej na 100 posiadań z nim na parkiecie.

Michał Kesler: Brandon Ingram – Wokół kariery Ingrama było bardzo dużo szumu. Został wybrany, jako drugi pick w ostatnim sezonie Kobe Bryant’a, co z automatu oznaczało wysokie oczekiwania. Początki kariery Ingrama w NBA były zdecydowanie ciężkie, jednak w tym roku nareszcie rozkwitła. Ingram po raz pierwszy został wybrany do All-Star. Pelicans mają prawo z podniesioną głową spoglądać w przyszłość…

Krzysztof Janik: Bam Adebayo – Po odejściu Hassana Whiteside’a z Miami zyskał pewne miejsce w pierwszej piątce. Z poziomu 9 punktów i 7 zbiórek na mecz w sezonie 2018-19, wskoczył na 16 punktów i 10,5 zbiórki, co dało mu możliwość udziału w Meczu Gwiazd 2020.

Łukasz Łoziński: Brandon Ingram – Tutaj nie mam żadnych wątpliwości, choć warto jeszcze wspomnieć o J. Brownie, Tatumie, Adebayo czy Lonzo Ballu. Jednak to Ingram stał się koniem pociągowym Pelikanów i po słabym początku sezonu prowadził ich do naprawdę niezłej gry i przyzwoitego bilansu. Brał na siebie ciężar gry gdy drużyna tego potrzebowała i nie zawodził. 24,3 pkt., 47% z gry, 39% za trzy, 86% z linii, 6,3 zb., 4,3 ast., 1 prz. Liczby świetne, gra efektywna i efektowna i całkowite zaprzeczenie tego co mówiło się o Ingramie podczas trzech sezonów spędzonych w LAL. Świetny sezon został doceniony powołaniem do All Star Game, a najbardziej spektakularnym występem był wygrany mecz z Jazz, w którym Brandon zaliczył 49 punktów, 60% z gry, 8 zb., 6 ast. Najważniejsze pytanie odnośnie Ingrama jest takie czy po tym sezonie, w którym gra o nowy kontrakt przyjdą kolejne równie dobre lub lepsze czy nastąpi powrót do szarzyzny z Jeziorowców. Pożyjemy zobaczymy.

Kamil Kucharski: Luka Doncić – Spójrz na statystyki per36; podniósł średnią punktową z 23,7 do 31, skuteczność rzutów z gry z 42,7% do 46,1%, asysty z 6,7 do 9,4. Wszytko to tak naprawdę bez większej zmiany minut na parkiecie i roli na parkiecie. To jest niesamowite, ale często niezauważane przez fakt, że przecież Luka już sezon temu był świetny. Znacznie łatwiej zauważyć postęp zawodnika, który wcześniej nie zwracał na siebie tak bardzo uwagi. Luka jednak z zawodnika będącego liderem zespołu, stał się gwiazdą największego formatu. W tym sezonie jego win share (oszacowana ilość meczów wygranych przez zawodnika) wynosił 8,1, co sytuowało go w pierwszej dziesiątce zawodników ligi. Rok temu jego win share wynosiło 4,9 – tyle, ile obecnie ma chociażby Fred VanVleet. Jest to drobna manipulacja danymi, przyznaję, ale poza cyframi, to test oka pokazuje, o ile lepszy jest Doncic. Jego pewność siebie wzrosła, fizycznie stał się zawodnikiem na poziomie NBA. To nie jest już ten pocieszny, pulchny młodzieniec. Teraz to Pan Doncic.

źródło:YouTube/NBA

 


Coach of the Year

Jacek Gawliński: Nick Nurse – Od obrońców tytułu sporo oczekiwano w nadchodzącym sezonie jak również od samego coacha Nicka Nurse’a. On jednak wraz ze swoją ekipą sprostał oczekiwaniom mimo utraty ważnego ogniwa jakim był Kawhi Leonard. Typowano ich na 7-8 miejsce na wschodzie, podczas gdy Dinozaury zakończyły przerwany sezon na mocnym drugim miejscu. Na fali wznoszącej są tacy gracze jak Pascal Siakam i Fred VanVleet, którzy wraz z odradzającym się Sergem Ibaką i Kylem Lowrym byli siłą ofensywy. Coach Nurse w końcu podołał wyzwaniu z kontuzjami jakie przytrafiły się zespołowi, wymieniona czwórka plus Marc Gasol łącznie opuścili 76 spotkań w tym sezonie. Jednak ławka okazała się na tyle głęboka by móc te dziury umiejętnie załatać. Rondae Hollis-Jefferson, Chris Boucher, Matt Thomas czy niewybrany w drafcie Terence Davis wzięli na barki grę, zastępując świetnie nieobecnych graczy. Nurse świetnie to ułożył.

Michał Kesler: Erik Spoelstra – Tu postanowiłem dosyć nietuzinkowo postawić na szkoleniowca Heat. Spoelstra udowodnił krytykom, że się mylili, prowadząc Miami na czwartą pozycję we wschodniej konferencji. Myślę, że efekt pracy wykonany przez Amerykanina jest na tyle imponujący, że nagroda ta najzwyczajniej w świecie mu się należy.

Krzysztof Janik: Nick Nurse – Mimo odejścia Kawhi Leonarda, Raptors wciąż są na szczycie Konferencji Wschodniej, ustępując miejsca tylko Milwaukee Bucks. Co więcej, ich współczynnik wygranych do przegranych spotkań jest lepszy niż w ubiegłym sezonie (.707 w 2018-19, .719 w 2019-20).

Łukasz Łoziński: Nick Nurse – Toronto grają pięknie i w stu procentach oddają to jak powinni prezentować się mistrzowie. Stracili najlepszego zawodnika, kogoś kto sam odmienia całą drużynę, równocześnie jednego z trzech najlepszych graczy w lidze i mimo to są drudzy na wschodzie. Grają odważnie, mądrze i walczą do końca. Z bilansem 46-18 są trzecią ekipą ligi, fantastycznie wykorzystując grę na wschodzie – 35-4 z ekipami poniżej 50% wygranych – to drugi bilans ligi ex aequo z LAL. Trener Nurse zdaje egzamin. Bez Leonarda jego ekipa cały czas gra wyśmienicie. Nie narzeka, nie zasłania się strata MVP finałów i nie szuka wymówek. Gra tym składem którym dysponuje i umie wykorzystać każdego z graczy w sposób naprawdę godnym podziwu. Umiejętnie rotując składem gładko przechodzi przez kryzysy kadrowe. Wszystko to powoduje, że Toronto będą niewygodnym rywalem w playoffs dla każdego kogo trafią na swojej drodze i nikt nie może być pewnym zwycięstwa z nimi w serii do 4 wygranych.

Kamil Kucharski: Nick Nurse – Panowie znów wyczerpali temat. Zabrali mu najlepszego zawodnika, a on przemodelował zespół tak, by w oparciu o Pascala Siakama wciąż być w czołówce. Właściwie bez gwiazdy największego formatu w składzie.


Executive of the Year

Jacek Gawliński: Rob Pelinka (Los Angeles Lakers) – Lakers chcieli zrobić wszystko by wokół LeBrona Jamesa w jego drugim sezonie w drużynie zbudować solidne wsparcie. Przed rokiem byli poza ósemką, ale w tym sezonie jako pierwsi na zachodzie weszli do playoffs. Sukcesem było zeszłoroczne lato. Decyzje, które podjął zarząd sprowadzając w dużej mierze doświadczonych zawodników oraz oddanie trio Ball-Hart-Ingram do Pelicans w zamian za Anthony’ego Davisa było początkowo dość zaskakujące, ale ostatecznie wyszło na dobre. Do kadry dołączył m.in. Danny Green, Jared Dudley, Rajon Rondo, Avery Bradley, Dwight Howard. W lutym tego roku podpisany został Markieff Morris kosztem DeMarcusa Cousinsa, który już kontuzjowany przyszedł w ubiegłe lato. Doświadczenie całego składu póki co zdało egzamin – aż 11 graczy ma za sobą grę w co najmniej 6 sezonach NBA. LeBron James dostał w końcu wsparcie na które liczył i ma zespół z którym może zdobyć 4 tytuł mistrzowski.

Krzysztof Janik: Michael Winger / Jerry West (Los Angeles Clippers) – Po raz drugi Jerry West zagrał na nosie wielu klubom i przygotował Clippers na pozyskanie w tym samym momencie Kawhi Leonarda i Paul’a George’a, mając w składzie dwóch świetnych rezerwowych w postaciach Montrezla Harrella i Lou Williamsa. Jeśli nagroda padnie łupem Clippers, to oficjalnie odbierze ją generalny menedżer Michael Winger, jednak nie można pominąć znaczącej roli Westa.

Kamil Kucharski: Michael Winger / Jerry West (Los Angeles Clippers) – Przez lata kiedy myśleliśmy o tym, że gwiazda chce iść do Los Angeles, myśleliśmy tylko o Lakers. Obecny zarząd Clippers zmienił tę narrację, a to samo w sobie jest wielkim sukcesem, bo będzie miało realny wpływ na dalsze losy zespołu. Ściągnięcie gwiazd pokroju George’a i Leonarda odciśnie swoje piętno. Budowanie zespołów w kolejnych latach może być dla LAC dużo łatwiejsze. Poza tym, w międzyczasie udało się dodać takich zadaniowców jak Marcus Morris, Reggie Jackson, czy Landry Shamet i stworzyć najgłębszą rotację w lidze, tak po prostu. Tak jakby to robili magnetyzujący Lakers, czy tak jak to od lat nie potrafią teoretycznie równie magnetyzujący co Lakers Knicks