Łoziński. Ranking MVP część 3.

Łoziński. Ranking MVP część 3.

Styczeń za nami więc czas na trzecią odsłonę rankingu MVP. Trochę późno, ale czasu brak. Wiadomo jakie są zasady. Jadę od pozycji 10 do góry. Zapraszam.

Honorowe wspomnienie dla Damiana Lillarda. Za mało wygranych na to by znaleźć się w rankingu, ale styczeń i początek lutego w jego wydaniu są gorące jak polskie dziewczyny. Bilans 8-7 i średnie na poziomie 34 pkt., 49% z gry, 45% za trzy, 5,1 zb., 8,4 ast. i tylko 2,9 straty. Hardena nie ma, bo to co grał w tym czasie to nawet w PLK wyglądałoby gorzej niż przez okno, być może poświęcił calą energię tej pani ze zdjęcia. Bilans Rakiet 7-7 również nie obliguje do wyróżnienia. Podobnie sytuacja ma się z Butlerem, który w styczniu albo za dużo pił, albo za mało spał w efekcie czego grał jak moja babcia – 10% za trzy, a Heat byli 6-6. Jedziemy.

10. Sabonis. 8-5 Pacers w pierwszym miesiącu tego roku. Pokonali Phily i Denver oraz całe stada przeciętniaków. Grają zespołową, odpowiedzialną i rewelacyjną koszykówkę, w której brak jednego wyraźnego konia pociągowego. W styczniu najbardziej widocznym skautem z Indianapolis był Litwin. Zaliczył nawet dwa TD – 15/10/22 w wygranym spotkaniu z Denver, 14/11/27 z Portland i dwa razy był bardzo blisko 9/9/18 z Denver i 10/8/16 z GSW. Sabonis jest coraz bardziej uniwersalnym graczem. W poprzednich sezonach miał średnio 1, 2 i 3 asysty. W tym 4,8, ale w styczniu podawał średnio 6,4 razu. Nie wali takich mega asyst jak ojciec ważne jednak, że chętnie dzieli się piłką. W styczniu siedem gier z wynikiem +6 podań. W tym miesiącu średnia linijka pana Domantasa przedstawiała się tak; 35 minut, 19,2 pkt., 61% z gry, 72% z linii, 11,6 zb., 6,1 ast., 0,5 bl., 0,7 prz. i 2,9 strat

9. Morant. Debiutant, ale jaki. Fantastyczny dzieciak z Memphis wymiata. Grizz w styczniu wygrali 10 razy notując tylko 4 porażki. Pokonali m.in. Denver, LAC i Houston. Ja nie sypie punktami jak Trae, nie odpala po 25 rzutów w meczu i nie ma takiej masy jak Zion, ale gra dla drużyny i posiada niesamowity przegląd pola. Wszystkie jego liczby są zaliczane przy okazji, najczęściej przy okazji wygranych gier. Walczy pod koszem, wjeżdża, podaje, dzieli się piłką, trafia, broni słowem ma wszystko co powinien mieć doskonały koszykarz. Teraz czas na doświadczenie. Rewelacyjny chłopak, który będzie o niebo lepszy niż Conley zwłaszcza, że już teraz potrafi swą grą i postawą na boisku uczynić kompanów z drużyny lepszymi. Grizz trafili prawdziwy diament i mam nadzieję, że będą umieli go oszlifować i zbudować wokół niego prawdziwą drużynę walczącą o szczyt NBA. Morant w styczniu zaliczył średnio 31 minut, 17,5 pkt., 54% z gry, 37% za trzy, 76% z linii, 4 zb., 8,5 ast., 1,1 prz., 3,4 str.

8. Mitchell/Gobert. Jazz jadąc na fali luźnego jak pies Lucky Luka kalendarza wykręcili bilans 11-4. W ataku prowadził ich Donovan kręcąc w 33 minuty spędzane na parkiecie średnio 23,2 pkt., 45% z gry, 38% za trzy, 3,4 zb., 4,6 ast., 1,1 prz. i 2,6 str. Lecz nie byłoby tych wszystkich wygranych gdyby nie obronna postawa Goberta. Są jak Pat i Pataszon, albo Flip i Flap. Olbrzymi Francuz kryje każdego, w każdym miejscu boiska i rozdaje bloki jak Caritas ubrania – miał dwa mecze z 5 czapami i cztery z 3. Najmniej zbiórek w styczniu to 11. Zaliczył pięć gier z co najmniej 17 złapanymi piłkami. Warto docenić też jego 71% z gry, w tym dwa spotkania na 100% skuteczności. Średnio ten żwawy dryblas zaliczał w styczniu 34 minuty, 17,8 pkt., 60% z linii, 15,2 zb., 1,9 ast., 2,2 bl., 0,7 prz. i 1,7 straty.

7. Chris Paul. Bilans w styczniu szalonej ekipy z Oklahomy to 12-4. Kalendarz bardzo przyjemny, grali głównie z minusowymi ekipami, ale potrafili wlać dwa razy Rakietom. Prowadzi ich cały czas łaknący zemsty Paul. Oczywiście SGA, Gallinari, Schroder i reszta chłopaków robią wyśmienitą robotę, jednak mózgiem jest Chris. Nie imponuje liczbami, nie zdobywa dziesiątek punktów, nie podaje jak AK47, ale cały atak i obrona kręcą się wokół niego. Podczas meczów widać jak dyryguje drużyną, jak wydaje polecenia poszczególnym graczom. Świetna robota. Sezon regularny to jest jego czas, tu jest najlepszy i może pokazać pełnię swoich niesamowitych umiejętności nieskrepowanych playoffową presją Średnio w styczniu zaliczał 31 minut, 18,3 pkt., 49% z gry, 32,5% za trzy, 5,4 zb., 6,8 ast., 1,7 prz. i 2,4 straty.

6. Kawhi. Leonard w styczniu nie brał jeńców korzystając również z kalendarza w iście jamajskim stylu. Z trudniejszych przeciwników pokonali Heat i ewentualnie Dallas oraz NOP. Z nim w składzie Clippersi zaliczyli 8 wygranych i 2 porażki. Leonard tylko dwa razy zagrał na mniej niż 30 punktów cztery razy zaliczając +36 i raz 43. Z Heat zdobył bardzo przyjemne TD 10/10/33. Pięć gier skończył z idealnym wynikiem na linii. Cały miesiąc zaliczał średnio 32,2 pkt., 50% z gry, 38% za trzy, 89% z linii, 7,7 zb., 5,1 ast., 2,4 prz., 0,9 bl. i 2,9 str. oraz jedną wyklepaną pupą. Wszystko to w jego beznamiętnym, mechanicznym stylu.

5. Siakam. Wrócił, przegrał z Spurs na wejściu, a potem rozpoczął karnawał w swoim stylu nie zważając na zimnicę w Kanadzie. Wykorzystując fantastyczny kalendarz, tylko Sixers byli bardziej znaczącym przeciwnikiem ewentualnie jeszcze OKC, Pascal w składzie Toronto przyłożył się do 10 wygranych, zaliczając jedną wspomnianą porażkę z Spurs. W rewanżowym spotkaniu z ekipą z San Antonio Pascal zaliczył 35 pkt 52% z gry, 45,5% za trzy, 8 zb., 3 ast. i piękną wygraną. Podczas tej jazdy naznaczonej zwycięstwami Pascal notował w 31 minut spędzanych na parkiecie 21 pkt., 48% z gry, 30% z dystansu, 76% z linii, 6,5 zb., 2,9 ast., 0,9 bl., 1,1 prz. i 2,1 straty. Dodawał do tego świetną pracę w obronie, entuzjazm i szeroki uśmiech

4. LBJ. Lakersi w styczniu zagrali na wynik 9-4, czyli szału nie ma. Bolą zwłaszcza te cztery wstydliwe porażki z Philly, Portland i Celtami. Mimo wszystko LeBronek cały czas trzyma równe tempo i stara się, co nie jest wcale takie proste, trzymać tę zbieraninę dziwnych typków w grze. Lakersi wciąż jeszcze są pierwsza ekipą na zachodzie, jednak ich szanse na utrzymanie tej pozycji na koniec sezonu zasadniczego oceniam na 50%. Spędzając na parkiecie najmniej minut w karierze, średnio 34,7 notuje bardzo dobre 25,4 pkt., 50% z gry, 34% za trzy, 8,1 zb., 10,4 ast., 1,4 prz. i 4,4 straty. Trzy razy zaliczył TD, 5 razy powyżej 30 punktów, 8 razy zaliczył co najmniej 10 asyst, 4 razy +11 zbiórek.

3. Luka. 8-6 z nim w składzie zaliczyli Dallas w styczniu. Kalendarz nie rozpieszczał, ale Dallas mimo to wyszli na plus. Doncić cały czas jest w gazie, jest genialny i nie zwalnia tempa. Bez niego nic w Dallas nie działa, przynajmniej na poziomie playoffowym. Głównie dlatego jego pozycja w moim rankingu jest wysoka. Młody zmienia tę przeciętną ekipę w dobrą, a momentami w rewelacyjną. Potrafi to zrobić mimo, że ma zdecydowanie gorszych współpracowników niż Kawhi, LBJ czy Siakam. W styczniu Luka Magic zdobył trzy TD, kolejne trzy razy będąc bardzo blisko tego osiągnięcia. Wali po 15 trójek w meczu nie zawsze stosując jakąkolwiek sensowną selekcje rzutową, co po wielokroć kończy się występami 0/5, 1/7, 1/5, 2/11 czy 2/9 z dystansu. Jednak bez względu na to trzeba docenić, że Mavs są cały czas w grze o playoffs i wygrywają spotkania z Philly czy OKC oraz prawie wszystkie z zespołami z którymi powinni zwyciężać. Luka w styczniu spędzał na parkiecie 34 minuty podczas, których zaliczał 28,4 pkt., 45% z gry, 33% za trzy, wieśniackie 68% z linii, 9,5 zb., 8,1 ast. i 4 straty.

2. Giannis. Tym razem jest drugi. Bilans Bucks w styczniu z Grekiem w składzie wyśmienity 10-2, jednak grali z samymi leszczami nie licząc Bostonu. Teoretycznie mecze z lutego nie mają wpływu na styczeń, ale nie mogę zapomnieć co i jak z nimi zrobili górale z Denver. Wszystko to powoduje, że Antek ląduje na drugim stopniu podium. Linijkę w pierwszym miesiącu 2020 roku miał wciąż władczą – 30 minut, 29,2 pkt., 55% z gry, 29% za trzy, beznadziejne 62% z linii, 13,4 zb., 5,7 ast. Bloki i przechwyty po 0,8 w meczu, czyli szału nie ma. Nie było też wielkich gier w jego wydaniu bo 17 zbiórek z Minny, Portland czy Bostonem robią wrażenie, ale kopra nie opada. TD z Bulls warto podkreślić, jednak nie jest niczym wybitnym bo to tylko Bulls. Reasumując Giannis gra wciąż świetnie, ale w styczniu zabrakło błysku aby zająć pierwszą pozycję.

1. Jokić. 11-5 w styczniu to wynik Denver. Biorąc pod uwagę ile gier opuścili poszczególni gracze Bryłek to wynik więcej niż dobry. Gra na zachodzie również ma znaczenie. Wystarczy powiedzieć, że 13 ekipa z tej strony NBA, czyli Suns z bilansem 22-33 walczyłaby o PO na wschodzie z Orlando 24-31 (nie biorąc pod uwagę różnicy w ekipach, z którymi graliby większość gier). To tyle w kwestii siły wschodu. Bryłki prowadzi Jokić. Chlapiąc potem w oczy przeciwników i trafiając ważne rzuty seriami Mikołaj średnio zaliczał 34 minuty, 23,4 pkt., 52% z gry, 37% za trzy, 79% z linii, 10,3 zb., 6,5 ast., 0,6 bl., 1,3 prz. i 3,6 str. Statystyki grubego Serba nie są tak powalające jak jego bardziej wysportowanych i naładowanych TRT oponentów z innych ekip, jednak jego wpływ na ekipę z Denver jest gigantyczny. Dyrygowanie grą, przegląd pola, podania i czytanie obrony przeciwnika na najwyższym poziomie. Jokić czyni grających z nim zawodników dużo lepszymi niż byliby indywidualnie, a jednocześnie nie dominuje gry, nie gra pod siebie i nie jest schematycznym królem pomalowanego. Mikołaj potrzebował czasu aby złapać kondycję, schudnąć trochę i rozkręcić się na dobre. Jest już w takiej formie, że oprócz świńskiego truchtu zdarzają mu nawet się krótkie sprinty. Po bardzo przeciętnym początku sezonu gra już teraz prawie na 100% i w czwartych kwartach nie wygląda jak uzależniony od defibrylatora pacjent OJOMU. Wszystko to powoduje, że jest w styczniu numerem jeden w moim rankingu.

 

Dzięki za poświęcony czas. Pozdrawiam.