Mocne lanie od Argentyńczyków, we wtorek ćwierćfinał

Mocne lanie od Argentyńczyków, we wtorek ćwierćfinał

Niestety, Reprezentacja Polski odnotowała dziś swoją pierwszą porażkę na tegorocznych Mistrzostwach Świata w Chinach. Porażkę bardzo dotkliwa ze względu na jej pokaźny rozmiar, 65:91. Na szczęście wynik ten nie wpływa na nasz awans do dalszej fazy.

Po bardzo trudnym, ale koniec końców wygranym meczu z Rosją mogło się wydawać, że z Argentyną uda się nawiązać walkę. Faworytem nie byliśmy – wiadomo było od startu, że o zwycięstwo będzie niezwykle ciężko. Mimo wszystko nie byliśmy chyba gotowi na takie lanie, jakie zaserwował nam Luis Scola i spółka. Sam Luis Scola zmienił trochę image, pozbył się charakterystycznych długich włosów i ze stylową siwizną wygląda jak młodszy kuzyn George’a Clooney’a. No i jest równie dobry w swoim zawodzie.

Argentyńczycy zaczęli bardzo mocno – od początku pierwszej kwarty konsekwentnie dostarczali piłkę pod kosz, skąd Luis Scola i przede wszystkim Marcos Delia karcili nas łatwymi punktami. Nie byłoby tych łatwych pozycji, gdyby nie Facundo Campazzo. Argentyński generał zanotował dziś 7 punktów, 7 asyst i aż 4 przechwyty. Nasza obrona wydawała się bezradna. Rezerwowy zestaw podkoszowy w osobach Damiana Kuliga i Olka Balcerowskiego radziła sobie w obronie pod koszem lepiej niż duet Adam Hrycaniuk i (zwłaszcza) Aaron Cel – w ataku wciąż jednak było bardzo ciężko. Jak to bywało już na tym turnieju, nie wpadały nam trójki, ale pozycje do rzutu były. Pomimo przegranej w pierwszych 10 minutach wynikiem 14:20, wydawało się, że da się ten mecz odwrócić.

Już druga kwarta rozwiała wątpliwości. Nasi reprezentanci byli widocznie rozkojarzeni, co doprowadzało do sporej ilości strat. Tak się akurat złożyło, że mecz z Argentyną był pierwszym starciem na tym turnieju, w którym spotkaliśmy się z zespołem próbującym szybkiego ataku i kontr. Obrona Argentyny nie naciskała konsekwentnie, pozostawiała czasem miejsce na grę, ale kiedy tylko rywale wyczuwali możliwość przechwytu, przeorganizowywali defensywę w szybką defensywę. Już na 3 minuty przed zmianą połów, kiedy przegrywaliśmy 20:34, widoczna zaczynała być rezygnacja. Koniec końców w pierwszej połowie trafiliśmy tylko 3/16 rzutów z dystansu, a w punktach po stratach przegrywaliśmy aż 6:17.

Na drugą połowę Panowie wyszli jeszcze zmotywowani, być może napędzeni motywacyjną mową trenera Taylora. Obrona została zaciśnięta, wpadło kilka trójek i na kilka minut zaczęło to wyglądać nieźle. Niestety, nie przerodziło się to w coś więcej. Okres niezłej gry zwieńczony został dwiema fantastycznymi penetracjami Mateusza Ponitki, które niestety zakończyły się niecelnymi rzutami spod obręczy. Na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty przegrywaliśmy już 41:70 i dało się bardzo wyraźnie odczuć, że jest po meczu. W czwartej kwarcie po parkiecie biegali już głównie rezerwowi, swoje minuty dostał w końcu Kamil Łączyński, a Argentyńczycy konsekwentnie grali szybko, grali na kontry i co rusz znajdowali się sam na sam z koszem. Na przestrzeni całego meczu zanotowaliśmy aż 23 straty. Jedynym zawodnikiem pierwszej piątki który zdobył 10 lub więcej punktów jest AJ Slaughter, który w izolacjach wywalczył 16 oczek na niezłej skuteczności z gry. Niekwestionowanym liderem punktowym rywali został jednak Profesor Luis „Clooney” Scola, zdobywając 21 punktów, 6 zbiórek i 3 przechwyty.

A propos Scoli – gdyby szukać pozytywów, to Olek Balcerowski nie wymiękł. Dostał aż 23 minuty, najwięcej w całym zespole. Mimo młodego wieku wie jak grać w defensywie. Czasem daje się jeszcze przestawić, ale zdecydowanie ma do tego głowę.

Nie będziemy się nad naszą reprezentacją pastwić. Nie jechali na ten turniej pełni nadziei na dobry wynik, a awansowali do najlepszej ósemki turnieju. Fakt, że drabinka do tej pory była bardziej niż łaskawa, ale należy chłopakom oddać, że dali z siebie wszystko i jak do tej pory wyglądało to bardzo dobrze. Bardzo dobrze na miarę naszych możliwości – dziś spotkaliśmy się po prostu ze zdecydowanie lepszym koszykarsko rywalem. Czy można było zrobić więcej? Na pewno. Nie ma jednak co zwieszać głowy – już we wtorek o 15:00 spotkamy się w ćwierćfinale z Hiszpanią, która pokonała faworyzowaną Serbię, wychodząc z pierwszego miejsca w swojej grupie.