Warriors w Finałach, zwycięstwo po dogrywce, Blazers przegrali 0-4

Warriors w Finałach, zwycięstwo po dogrywce, Blazers przegrali 0-4

To aż niewiarygodne, jak Warriors zawsze w tej serii odrabiają straty, niezależnie od ich rozmiarów. Po raz kolejny powtórzył się ten scenariusz i GSW po dogrywce odprawili Blazers z kwitkiem.


Warriors – Blazers – 119:117 (OT) (4-0)


Po bardzo wyrównanej pierwszej kwarcie, Blazers wygrali drugą, wychodząc na prowadzenie różnicą około 10 punktów. Pod koniec trzeciej odsłony gospodarze prowadzili już różnicą 17 punktów i wydawało się, że tym razem nie dadzą wyrwać sobie zwycięstwa z rąk. Warriors jednak mieli na ten mecz inny pomysł. W czwartej kwarcie ograniczyli PTB do 16 punktów, doprowadzając do wyrównanej końcówki. Na niespełna 2 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Klay Thompson rzucił trójkę na 111:111. Kolejne kilka akcji to festiwal nietrafionych rzutów i popełnionych strat. Lillard stracił piłkę, 10 sekund później stracił ją Green, następnie McCollum nie trafił zza łuku, później nie trafił Curry, potem Lillard, aż w końcu na 11 sekund przed końcem Meyers Leonard zablokował rzut Curry’ego. Steph zebrał piłkę i miał jeszcze szansę na ukradnięcie zwycięstwa, ale popełnił głupi błąd kroków, próbując wyjść za linię trzypunktową.

Mam wrażenie, że w sezonie regularnym byłaby szansa na to, że sędzia to puści. Dogrywka została już rozstrzygnięta na korzyść Warriors. Na 1:24 przed końcem Alfonzo McKinney, który zagrał w pierwszym składzie w zastępstwie kontuzjowanego Iguodali, wyprowadził zespół na prowadzenie 116:115, dobijając niecelny rzut Curry’ego. Po spudłowanej próbie Turnera, wynik celną trójką podniósł Draymond Green – był to absolutnie kluczowy rzut, który koniec końców dał Warriors zwycięstwo.

Damian Lillard trafił jeszcze kontaktowy layup, a po pudle Curry’ego na 12 sekund przed końcem miał jeszcze szansę na uratowanie tego meczu. W ostatniej akcji wszedł pod kosz, ale na 3 sekundy przed syreną został zablokowany przez Draymonda Greena. Piłka znalazła się na aucie i Lillard dostał jedną, ostatnią szansę na trafienie pięknego buzzer beatera. Nie ma co winić go jednak za taki rzut:

Tym samym Warriors wygrywają ten mecz, wygrywają serię 4:0 i po raz kolejny meldują się w wielkim Finale. KD nie gra z powodu kontuzji, w ostatnim meczu nie zagrał też Andre Iguodala, ale mimo to GSW wyglądają świetnie. Minionej nocy po raz pierwszy w historii dwóch zawodników z jednej drużyny zanotowało triple double w meczu playoffowym. Jednym z tych zawodników był Steph Curry, który oprócz 37 punktów, zdobył też 13 zbiórek i 11 asyst. Popełnił przy tym tylko 2 straty i trafił aż 7/16 rzutów za trzy punkty.

źródło:YouTube/House of Highlights

Drugim graczem z triple double na koncie był oczywiście Draymond Green, który zdobył 18 punktów, 14 zbiórek, 11 asyst, 3 przechwyty i 2 bloki. Popełnił przy tym co prawda aż 6 strat, ale jego wkład w grę defensywną zdecydowanie je przyćmił. Kolejne 17 punktów należało do Klay’a Thompsona, który trafił dziś 3/10 rzutów z dystansu. Ostatecznie to Blazers byli lepsi w tym elemencie gry, nie tylko trafiając więcej trójek (16-12), ale też na wyższej skuteczności (39%-30%). Kolejny świetny mecz rozegrał natomiast Kevon Looney, zdobywając 12 oczek, 14 zbiórek i po raz kolejny pomagając wygrać walkę pod koszami. Warriors wygrali zbiórki 56:38, wywalczając aż 15 ofensywnych desek.

Co ciekawe, najlepszym zawodnikiem Blazers był ich center. Przynajmniej w pierwszej połowie. Meyers Leonard w tym meczu zdobył 30 punktów, 12 zbiórek i 3 asysty, trafiając bardzo efektywne 12/16 rzutów z gry, w tym  5/8 za trzy. Co ciekawe, aż 25 ze swoich punktów zdobył on przed zmianą połów. Do przerwy więc to on utrzymywał Blazers w grze.

Po przerwie tę rolę przejęli już Lillard z MaCollumem. Pierwszy z nich zdobył dziś 28 punktów, 4 zbiórki i 12 asyst, trafiając 4/12 zza łuku. McCollum z kolei zanotował 26 punktów i 7 asyst, trafił bardzo dobre 5/9 rzutów z dystansu, ale przez ostatnie 17 minut meczu trafił zaledwie 1/7 rzutów z gry.

Reszta zespołu zdobyła łącznie tylko 33 punkty, co daje średnio około 5 punktów na każdego z pozostałych zawodników rotacji. Tylko Zach Collins wchodzący z ławki pokazał się w jakikolwiek sposób, zdobywając 10 punktów. Reszta zawodników, którzy zwyczajowo coś wnoszą, dziś na mecz nie przyszła. Seth Curry w 14 minut oddał 1 rzut, Maurice Harkless w 15 minut oddał tylko 3 rzuty, kończąc z dorobkiem 5 punktów, Rodney Hood trafił 3/11 na 7 punktów.

Zabrakło więc wsparcia, którego dostarczyła rotacja Warriors – Shaun Livingston trafił 4/4 rzuty z gry kiedy trzeba, Quinn Cook zagrał 13 minut w kluczowych momentach odrabiania strat, notując plus/minus na poziomie aż +14, Alfonzo McKinney choć trafił tylko 5/12 z gry, i 1/5 za trzy, to zdobył wartościowe 12 punktów, w tym jedne z kluczowych w dogrywce. Warriors okazali się na przestrzeni tej serii lepszym zespołem i choć tak często musieli odrabiać straty, ciężko powiedzieć, że ten awans im się nie należał. Chociaż na koniec dnia szkoda, że Blazers nie udało się urwać choćby meczu – zasłużyli na lepsze zakończenie tego i tak bardzo udanego sezonu.