Durant: „Nie szanuję tego, kto obecnie sprawuje urząd prezydenta”

Durant: „Nie szanuję tego, kto obecnie sprawuje urząd prezydenta”

Kevin Durant zadeklarował bardzo jasno – nie zamierza odwiedzać Białego Domu, jak mają w zwyczaju mistrzowie NBA.

Jest w NBA, oraz w ogóle w amerykańskich ligach zawodowych, że mistrzowie są zapraszani przez prezydenta do Białego Domu. W listopadzie ubiegłego roku, Cleveland Cavaliers – będący wtedy aktualnymi mistrzami ligi – złożyli wizytę urzędującemu wtedy prezydentowi Barrackowi Obamie.

Zgodnie z tradycją obecni mistrzowie, czyli Golden State Warriors, prawdopodobnie także zostaną zaproszeni na spotkanie przez obecnego prezydenta, Donalda Trumpa. Nie wdawajmy się w politykę, bo nie od tego jest ten portal, ale zwróćmy uwagę na bezsprzeczny fakt – kandydatura Donalda Trumpa wzbudziła bardzo żywą dyskusję medialną, a sama postać prezydenta politycznie bardzo polaryzuje, nie tylko obywateli Stanów Zjednoczonych.

Każdy w jakiś sposób opowiada się po którejś stronie, chyba, że jest ignorantem i nie ma zdania, albo boi się wyrażania własnej opinii (co właściwie w dobie bezsensownego i agresywnego negowania każdej opinii w internecie nie powinno dziwić). Swoją opinię wyraził Kevin Durant, sprowokowany pytaniem, czy przyjmie zaproszenie do Białego Domu:

Nie, nie zrobię tego. Nie szanuję tego, kto obecnie piastuje urząd prezydenta.”

Trzeba przyznać, że to dosyć odważna deklaracja ze strony KD. Idole sportowi rzadko w taki sposób określają swoje polityczne poglądy, by po prostu nie tracić w oczach kibiców o odmiennych poglądach – co jest po prostu stratą czysto marketingową.

Nie zgadzam się z tym, z czym on się zgadza i chcę, żeby mój głos został usłyszany, poprzez zrobienie tego [nie przyjście]. To tylko moja osobista decyzja, ale jeśli znasz moich kolegów, wiesz, że podzielają moje zdanie.”

Ewentualne nie pojawienie się na takiej wizycie MVP Finałów wywołałoby z pewnością kontrowersje. Gdyby, co sugeruje sam Durant, reszta jego kolegów wykręciła taki numer, byłaby pewnie afera.

On zdecydowanie to napędza [napięcie rasowe].Czuję to odkąd został prezydentem, czy nawet tylko rozpoczął swoją kampanię – nasze państwo stało się bardzo podzielone i to nie jest zbieg okoliczności.”

Widząc to co widzę, będąc w tym punkcie – czuję, że się pogorszyło. Wszystko zależy od tego, kto jest u władzy. Ryba psuje się od głowy. Wszystko z góry spływa na nas. Więc wiesz, jeśli mamy na urzędzie kogoś, kto nie dba o wszystkich ludzi, nie zajdziemy daleko jako państwo. Moim zdanie, tak długo jak będzie on prezydentem, nie zrobimy żadnego postępu.”